Witam, czuję się przywołany do tematu po lekkim ochłonięciu.
Jeżeli chodzi o rzeczy przywiezione do Polski, to ser z "krainy serovarskiej" został ostatecznie wymęczony przez domowników i zjedzony, ale na pewno więcej bym nie ryzykował. Wina z bośni i chorwacji marki "vino" w plastikowych butelkach nadal leżą w schowku i czekają, ale więcej nie skuszę się na zakup. Odnośnie "rakijii" z doliny Neretvy to niestety to jest bimber z sokiem mandarynkowym/wiśniowym o smaku likieru i drugi raz bym nie kupił, dobrze że nie pamiętam ile za to zapłaciłem. Z kolei drzem figowy był bardzo smaczny na chlebach tostowych z plodine, ale też wolę nie myśleć ile kosztował. Również następnym razem zabieram świeżo wyciskane soki z Kauflandu ostatnio były po 5zł/l w porównaniu do doliny Neretvy 25 zł/l. Lody zakupione w Makarskiej roztopione i w smaku jak najgorsze w Polsce, cena za gałkę chyba 6 zł. Gałka w Dubrovniku 2 euro
Z uwagi na korki na autostradzie wjeżdżając bocznym przejściem granicznym w Słowienii zakupiliśmy dobre wina z plantacji na samej granicy po 8-15 euro i być może to jest rozwiązanie na przyszłość. Druga rzecz to oczywiście szukanie czegoś lepszego w samej Chorwacji. Bogatszy o doświadczenia nie będę też brał ze sobą mocnych alkoholi bo jednak się tego nie pije w tamtym klimacie, a po drugie byliśmy trzepani przez chorwackich starszych pograniczników wracając o północy bocznym przejściem z Medjugorie i musiałem tłumaczyć dlaczego wiozę z Niemiec pół skrzynki mocnych alkoholi, o których zupełnie zapomniałem.
Odnośnie wędlin to miałem przywiezione prosciutto włoskie z Polski ale szybko się skończyło w tostach i pozostał zakup prsuta "dobro" ale to nie jest ta jakość, są też przesolone. Na drugą próbę kupiliśmy najdroższą szynkę premium z otwartej lady Plodine za 40 zł/kg i niestety smakowała jak u nas najgorsza szynka. Z 3 osób tylko ja jadłem w tostach bo żal było wyrzucić. Jeżeli chodzi o kulen to nikt go nie chciał jeść i leży zepsuty w lodówce (a zaznaczam, że jestem fanem węgierskiego salami).
Niestety owoce morza nie są dla mnie (na węgrzech w drodze powrotnej w mcdonald kupiłem burgera z wołowiną i krewetkami i już było mi niedobrze). Odnośnie ryb to tak jak pisałem nic ciekawego nie znaleźliśmy w konobach bo na pierwszym miejscu były pizza, zestawy mięs wieprzowina + kurczak(?) z mrożonymi frytkami albo cevapcici czyli bliżej nieokreśłona mielonka na patyku. Ogólnie lubię mięsa z grilla ale to nie ta jakość i smak. Dodam, że w Polsce wyrzuciliśmy również przywiezioną kiełbasę marki premium z plodine za 35zł/kg (coś ala nasza śląska). Po usmażeniu nikt nie był chętny i musiałem ją wyrzucić. Nie da się opisać tego "smaku". W samym apartmanie natomiast zostawiliśmy w zamrażarce kilogram mrożonego halibuta z plodine (cena kosmos) bo raczej by się nie przewiózł.
Również szukanie ryby w porcie i jej sprawianie to też raczej wykluczam bo szkoda mi czasu. Podczas pobytu śnił mi się dorsz smażony znad Bałtyku. Na pewno następnym razem trzeba będzie zrobić lepszą analizę konob ale to też nie jest rozwiązanie optymalne, bo będąc w Drasnicach nie będę codziennie jechał np: do Splitu żeby znaleźć coś lepszego. Natomiast Slawonia nie jest dla mnie kierunkiem bo to jednak klimat kontynentalny.
Najbardziej rozśmiesza mnie, że znany podróżnik kulinarny Robert M. ostatnio zapytany, czy może szczerze odpowiedzieć, że jakaś kuchnia jest słabsza od innych w popłochu odpowiedział, że tak to kuchnia Czech i Słowacji. Tymczasem nie przeszkadzało mu to piać zachwytów nad kuchnią tych krajów w różnych odcinkach jeszcze na licencji TVP (odcinki arhciwalne dostępne do obejrzenia na Youtubie). Oczywiście nie będzie kalał swojego obecnego gniazda czyli Dalmacji. Ja natomiast uważam (po częstych podróżach do tych krajów i na węgry), że czeska kuchnia jest supersmaczna i supertania w porównaniu do dalmatyńskiej (no i można tam dostać w wielu miejscach świetną rybę w porównaniu do tej ostatniej).
Dodam jeszcze, że przywiezione z Bośni "smakołyki" głównie słodycze (jaffa cakes itp.), sarajevskoje i soki w składzie tablica mendelejewa, olej palmowy, syrop glukozowo-fruktozowy, syrop kukurydziany, margaryna itp. - przeraźliwie słodkie i niedobre - rozdałem już po rodzinie i znajomych. Chleb i wszystkie wypieki z pekary jak już pisałem wyrzucone (chyba ten sam dostawca co w Chorwacji). Czekam tylko na zachwyty Roberta M. z Bośni bo niedługo mają się pojawić.
Bogatszy o te doświadczenia na następny wyjazd zabieram zapas chleba tostowego z niemieckiego kauflandu cena 0,5 euro/ op. na trzy tygodnie. Do tego soki, piwo, szynki, sery żółte i ziemniaki na frytki z Polski + zapas keczupów i spaghetti winiary + vifon. Plan to Drasnice na 7 dni i potem zjazd do Grecji na 2 tygodnie.