Prawie wychowałem się na campach, od 1962 r aż do 1984 r wszystkie wakacje spędzałem głównie pod namiotem, później w przyczepie. Oczywiście, z powodu czasów w jakich żyliśmy, większość tych wypadów to były wyjazdy nad polskie jeziora, czasami nad Bałtyk, raz w Bieszczady. Rodzice i ich grupa znajomych, przyjaciół, zawsze kilka aut, a były to super samochody--Syrena 102/103, Skoda z wyskakującymi kierunkowskazami, Citroen BL-11, Opel Rekord 1700...
Campy w tamtych czasach to zupełnie inna bajka niż teraz, sanitariaty--jakie sanitariaty
Mycie tylko w jeziorze, woda pitna też z jeziora (w latach 60-tych), potrzeby fizjologiczne--do lasu, grubsze -- z łopatką, trzeba przecież porządek po sobie zostawić.
To była prawdziwa wolność, obcy sąsiad
czasami gdzieś był w okolicy, ale ogólnie ludzi tak spędzających urlopy było bardzo mało. Kawałek wolnej przestrzeni, szybko jakieś gry, zabawy organizowaliśmy. Woziliśmy ze sobą składane kijki (własnej roboty, innych nie było) do siatkówki, siatka też oczywiście była.
Namioty--nie to co teraz, małe, a wielki po rozpakowaniu. Nasz namiot to np Bałtyk 4, dwa olbrzymie, ciężkie worki, zajmowały cały bagażnik. A gdzie materace i reszta bagażu
Nie było jeszcze boxów
W 1981 r kupiliśmy przyczepę, jeszcze 4 razy z nią pojechaliśmy. Znowu jeziora, Bałtyk. Moja podróż poślubna, wyprawa z półroczny synem, następnie kupno działki. Zaczynają się inne przyzwyczajenia. Kibelek po staremu, no może już nie z łopatką, ale pospolita sławojka, ale ...lodówka, kuchnia stacjonarna, a nie na blacie pospiesznie skleconym ze znalezionych gałązek, deseczek, inny standard. Deszcz pada, nie pada, mam przecież dobry dach, a nie tropik, który przeciekał, który co roku zabezpieczaliśmy specjalnymi preparatami (były już wtedy takie).
Niby zaczyna się życie w większym luksusie, ale wspomnień z wyjazdów namiotowych, zdjęć z tamtych czasów nikt nam nie zabierze. Tyle, że działka, domek przyzwyczaja do innej "wygody".
Po sprzedaniu przyczepy zaczęły się wyjazdy już tylko do wynajmowanych kwater. Działkę przestałem traktować jako możliwość spędzenia tam urlopu, to był jakby drugi dom.
W tych nowo-urlopowych czasach tylko raz wyjechałem, a właściwie wypłynąłem kajakiem, pod namiot. Zrobiliśmy w trzy rodziny, cztery kajaki, kilkudniowy spływ Krutynią. Pogoda fatalna, zimno i deszczowo cały tydzień, rozbijanie namiotów na wyspach, gdzieś w przystaniach, szukanie piwa po całej okolicy (z kanistrem 5 l), gotowanie w małej kuchence lub nad ogniskiem (w przerwach deszczowych).
Nigdy więcej z namiotem nie wyjechałem. Ciągoty do takiego spędzania urlopu jednak pozostały. Kupiłem Vito, przystosowałem go do nocowania, dorobiłem przedsionek i powstał mini camper. Nocowałem w nim wiele razy, nawet w drodze do Cro.
A co teraz
Apartamenty i tylko apartamenty, tak jak wspominał Rysio, ja w nich mam pełną wolność. Robię co chcę, jak chcę przysłowiowego bąka puścić, to puszczam, nie patrzę czy sąsiad słyszy. Wygoda pitraszenia (dla mnie i żony to ulubione zajęcie), wygoda mycia, kąpieli w łazience, wygoda spania na normalnym łóżku to wolność, luz życia. Apartament wynajmuję tam gdzie mi się podoba, na tyle dni ile ja lub żona postanowimy, nikt nam niczego nie narzuca. W drodze nocuję, gdy tylko poczuję się zmęczony, zawsze coś wynajmę, nie ma problemu.
Poranne przywitania--jaki problem, przecież w okolicznych apartamentach też są ludzie, zawsze mogę zagadać, poznać, porozmawiać, zrobić wspólnego grilla. Znajomych z Polski nie zabieram ze sobą.
ALE...mamy zawsze ze sobą rowery, często w poszukiwaniu plaż przedzieramy się też przez campy, patrzymy na mieszkających tam ludzi i łezka się kręci w oku. Wspomnienia, wspomnienia przecudownych namiotowych wakacji. W takich chwilach wiemy jedno--my wrócimy na campy, ale nie z namiotem (zdrowie niestety na to nie pozwala). Trochę przeciąga się czas zakupu, ale kupimy campera. Już w tym roku myślałem, że to nastąpi, nawet znalazłem takiego jaki by mi odpowiadał, w wyśmienitym stanie, Hymer, cena--
do tego wydatek na ślub syna i zakup odłożony na ...no właśnie, do kiedy nie wiem. Może za rok, dwa, trzy... ale spotkamy się na campach.