Czy pytanie o to, co robią Cromaniacy przed wyjazdem autem do Cro było trudne?
Myślę, że jednak nie, skoro odpowiedź brzmi: ozdabiają swój samochód naklejką Cro.pl
Magnetyczna cropelka wędruje z lodówki na samochód, wyjazd już blisko...
Parę dni później o godzinie 22.45 witam swoją ekipę na pokładzie bolida tekstami a la kapitan samolotu do pasażerów i tradycyjną już na nasze dłuższe wyjazdy piosenką...
Vengaboys - We are going to Ibiza
Wkrótce dzieci zasypiają i mkniemy na południe, o 3 uzupełniamy paliwo i chcielibyśmy złapać małą drzemkę na parkingu, ale bardzo leje, krople tak walą w samochód, że nie daje się spać, więc w deszczu i póki co bez spania wjeżdżamy do Czech.
O 5.15 robimy w końcu dłuższy postój na stacji benzynowej pod Žešovem. Mam wrażenie, że mimo znużenia nie udaje mi się zasnąć, ale żona mówi, że chrapałem... no czyli raczej coś tam jednak pospałem. Jemy solidne śniadanie za nieduże pieniądze w restauracji przy stacji i o 7.30 ruszamy dalej.
Zakupy w Billi w Mikulovie... przekąski na drugie śniadanie, owoce, czekolada Studentska i oczywiście czeskie wino i piwo, ale niestety mało, bo mamy mocno załadowany bagażnik i autentycznie ciężko coś wetknąć.
Czechy, Austria - autostrady, czas szybko mija, w końcu zjeżdżamy na Ilz i dalej zmierzamy już drogą nr 66. Ciekawa to podróż, droga w Austrii taka sobie, w Słowenii już lepsza. Jest sporo stromych, ale na szczęście krótkich podjazdów, więc nie jest to jakaś jazda ekstremalna, zawieszenia też nie urwie. Ale kto jeździ z dziećmi ten wie, jak podjazdy, zjazdy, zakręty wpływają na ich małe brzuszki...
Widoki na trasie 66 są przyjemne, ale nie ma co liczyć na jakieś nadzwyczajne górskie pejzaże. Wioski - niektóre śliczne i zadbane, jak to w Austrii i Słowenii, inne zaskakująco bałaganiarskie, dużo winnic, prace polowe, trochę lasów.
Było też śliczne miasteczko, jak z obrazka, ze stacją kolejową i jakimiś kolejowymi zabytkami (wagony, drezyny, też stare wozy strażackie) - chyba jeszcze w Austrii, chciałem się zatrzymać na krótki spacer i kawę, ale akurat tam dzieci się pochorowały i nie mieliśmy już głowy na taką przerwę. Ogarnęliśmy sytuację i pojechaliśmy dalej.
Planowaliśmy, że o obiadku pomyślimy po dotarciu do Sveti Martin na Muri - to już Chorwacja, tuż przy granicy ze Słowenią. Jednak dzieci, po sensacjach żołądkowych mają pusto w brzuszkach i trzeba zatrzymać się JUŻ.
GPS pokazuje restauracje wzdłuż trasy. Pierwsza nazwa nic nam nie mówi, ale druga to Pizza Royal w Murskiej Sobocie. Pizza w nazwie znaczy, że trójka z tyłu krzyczy Tato, taaaaaaaaaaaam. No i super, jak się okazało, bo lokal jest naprawdę godny polecenia na szybki i smaczny posiłek w drodze... i niedrogi, jak na Słowenię A kawę podają jak należy, ze szklanką wody. W Polsce ten sposób podawania kawy prawie nie występuje, nawet w Chorwacji jest rzadki. A tu, proszę bardzo Obiecałem kelnerce, że pochwalę lokal na polskim forum podróżniczym i niniejszym swoją obietnicę spełniłem
Posileni i zadowoleni z życia przekraczamy granicę - bez kolejki, słoweński funkcjonariusz z nudów przegląda nasze dokumenty i nawet przez szybę zagląda na tylną kanapę. Nic nie widzi, bo tylna szyba przyciemniona, ale z powagą mówi, że wszystko w porządku i każe jechać. W Chorwacji kontroli granicznej nie ma. Posterunek graniczny stoi pusty, drzwi pozamykane, zasunięte rolety na oknach
Jesteśmy znowu w Chorwacji
Relacja ma być z piosenkami, więc teraz nie może zabraknąć Thompsona, który towarzyszył nam w drodze w zasadzie na zmianę z jugosłowiańskimi piosenkami z lat 80-tych, względnie z filmami, które dzieci oglądały na zagłówkowym DVD.
ThoMPson - Lijepa li si