Abakus - otóż to. Zaczęło się chłonięcie
Skutkiem ubocznym chłonięcia było całkowite odejście od wypracowanego w pocie czoła harmonogramu - na kolejny dzień miałam zaplanowaną pierwszą wycieczkę.
Poranek zaczął się leniwie. Namiot sprawdził się w stu procentach, jego ustawienie również - blackout bedrooms w połączeniu z cieniem drzew pozwalały nam spać do woli, po raz pierwszy pod namiotem nie musieliśmy wstawać skoro świt z kałuży potu
Tak wyglądało wnętrze, mimo otwartych sypialni widać chyba, że jest w nich ciemno?
Kuchnię ustawiliśmy całkowicie na zewnątrz, pod daszkiem z tarpa. Brakowało mi jeszcze jednej szafki kuchennej, ale i tak w porównaniu do dotychczasowych wyjazdów całkowicie bez mebli był luksus!
Panowie przy porannej kawie i owocowej Janie nadrabiali zaległości w internetach, a ja ze swoim kubkiem wybrałam się na plażę.
Z jednej strony udało się mi wybrać naprawdę super parcelę, zadrzewioną, niezbyt oddaloną od toalet i od morza, no ale jednak to morze było widać tylko jak człowiek wysilił wzrok, a ja chciałam CHŁONĄĆ przecież
Na najbliższym nam kawałku jak zwykle tłumy:
Normalnie nie ma gdzie kubka z kawą postawić
Napatrzyłam się, nawąchałam, wróciłam na parcelę. A moi mężczyźni jak siedzieli, tak siedzą, każdy z nosem w swoim telefonie. O nie! Tak być nie może, Pag nas omija, mieliśmy zwiedzać!
Niestety, na propozycję udania się gdziekolwiek samochodem spotkał mnie opór potężny niczym Wielki Mur Chiński. Padły ostre słowa, wyliczenia ile to tysięcy kilometrów przejechaliśmy, ile godzin, ile zakrętów, na których mdliło, samochodem nie i już. Za to spacer bardzo chętnie.
No to poszliśmy do najbliższego miasta czyli Novalji. W jedną stronę jakieś dwa, może trzy kilometry z buta. W samo południe. Drogą bez cienia. Bez zapasu wody. Bez obozu przejściowego. Chyba upadłam na głowę, żeby się na to zgodzić!
Doczłapaliśmy się jakoś do pierwszego wodopoju, uzupełniliśmy poziom płynów i zrobiło się trochę lepiej, chociaż ból rozsadzał mi czaszkę (źle znoszę upały, te chorwackie zdecydowanie lepiej niż polskie, niemniej nie mogę zaniedbywać picia, bo wtedy jest źle. I było.) Novalja nas nie powaliła, mimo pierwszakowego entuzjazmu i brania wszystkiego za dobrą monetę i wszechogarniającego zachwytu. Może by było inaczej, gdybyśmy tam dotarli klimatyzowanym samochodem
Aparat wyciągnęłam z poczucia obowiązku. Porcik nawet ładny, owszem.
W miarę pustawo.
Niestety "na mieście" już gorzej, niemal jak w Mielnie. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak to wygląda w środku normalnego sezonu. Poszwędaliśmy się trochę w poszukiwaniu bankomatu niezdzierającego prowizji (na kempingu tylko Euronet, który od revolutowych kart pobierał haracz, a trochę gotówki jednak popłynęło na lody, piwko w przybasenowym barze itp). Stragany przysłaniały mi widok na wszystko inne, machnęłam ręką na fotki i wróciliśmy, tym razem zaopatrzeni w życiodajne płyny.
Prosto "z trasy", nawet się nie umawiając, wmaszerowaliśmy do wody. Posiedzieliśmy w niej chwilę, zrobiło się lepiej, można było wrócić do żywych
Na plaży znalazłam przyozdobione przez dzieci kamyczki, koniecznie chciałam zrobić im ładne fotki. Moją przegraną walkę z ustawieniem głębi ostrości w komórce można podziwiać poniżej
No za cholerę mi nie wychodziło. W końcu się poddałam i poszłam leżakować na hamaku z zimnym kompresem na łbie (kompres był zimny tylko dopóki się lód nie stopił, rzecz jasna, czyli przez chwilę, więc się poddałam i łyknęłam apap, mimo że staram się unikać prochów, jeśli mogę).
Nie pamiętam, co jeszcze robiliśmy tego dnia. Pewnie coś, bo wróciliśmy w miarę wcześnie, ale zdjęć nie mam i nie jestem w stanie sobie przypomnieć. To był jeden jedyny dzień, kiedy bolała mnie głowa od słońca. Później nie ruszałam się nigdzie bez wody i pilnowałam kapelusza i problemu nie było. Nie wiem z czego to wynika, z innego ciśnienia czy wilgotności powietrza, ale w Polsce prawie każdą falę upałów przypłacam bólem głowy, bałam się, że w Chorwacji będzie to samo i zamiast przyjemnego urlopu, będę cierpieć schowana w cieniu. A tu luz, blues, słońce było dla mnie łaskawe.