Lidia K napisał(a): ...czekamy na te zaplanowane wspomnienia z 2006 roku m. in. ze względu na Hvar. Do września na pewno uda Ci się skończyć
Czas wrócić do pracy nad wspomnieniami, żeby zdążyć przed wrześniem
, a jak się dobrze postaram
to jest szansa, że uda się przed lipcem...
Rok 2006: 25/26 sierpnia - 3 wrześniaTermin wyjazdu Ten rok był wyjątkowy ze względu na termin: końcówka nie września, lecz sierpnia.
Po prostu - postanowiliśmy tego roku radować się urokami Cro
wspólnie z naszymi pociechami, a to przesądzało powrót z wakacji do domu, zanim zabrzmią dzwonki w szkole Wojtka. Gośce lepiej pasowałby nasz ulubiony termin wrześniowy, bo jako świeżo upieczona studentka miała jeszcze trochę wakacji przed sobą. W pewnym sensie nasz wybór zmusił ją do szybszego powrotu z Wysp, gdzie zaraz po maturze wyruszyła wraz z dwoma koleżankami dla podwójnej korzyści - szlifowanie angielskiego i zdobycie funduszy na poznawanie kolejnych miejsc na świecie. Koleżanki zostawały do połowy września
Gocha stwierdziła, że ma gdzieś kasiorę za jeszcze prawie miesięczną pracę w jednej z restauracyjek na podlondyńskim lotnisku - woli jechać z nami, a potem we wrześniu jeszcze gdzieś z przyjaciółmi. Prawdopodobnie wpływ na tę decyzję (oprócz rzecz jasna
miłości do rodziców) miało też trwające właśnie w tym czasie zamieszanie z zagrożeniami atakami terrorystycznymi, które co prawda rozpoczęło się na innym z lotnisk Londynu, ale i na tym Gośki też było przyczyną niezłej zadymy i zadziwiających absudrów organizacyjnych
... Nie wnikając do końca w przyczyny, efektem był przylot Gochy
do Wrocławia niecałe trzy doby przed godziną zero wyjazdu do Chorwacji.
Wybór miejscaOczywiście - wyspa
. To było na sto procent pewne już w czasie powrotu z poprzednich wakacji. Pytanie - która?
Po pierwszej eliminacji wiadomo było, że musi to być Dalmacja. W czerwcu, kiedy zaczęliśmy się już konkretniej przymierzać, do wyboru został Brač i Hvar. Wspomnienie korczulańskich południowych wybrzeży zadecydowało o wyborze południa Hvaru.
Właściwe szukanie rozpoczęliśmy na początku lipca, ale i to było dla nas trochę za wcześnie, bo cały czas nie bardzo było wiadomo, ilu miejc nam potrzeba - i wcale nie chodziło to o miejsce dla Gochy... Może sześć, a może dziesięć? To trochę za duża różnica, żeby zdecydować się na konkretną rezerwację. Na dodatek we wstępnie wybranym przez nas Ivan Dolac jakoś nie mogliśmy trafić na coś dla siebie
. To co nam się podobało, było zazwyczaj zajęte... Gdybyśmy jechali w czwórkę, to na pewno wybralibyśmy coś fajnego
, bo otrzymane odpowiedzi na maile dawały kilka takich możliwości. Nie chcieliśmy jednak dzielić naszej grupy na dwa różne domy, szukaliśmy więc dalej.
"Pewniaków" na wyjazd było sześcioro, więc zaczęliśmy szukać apartamentu na tyle osób. No i znaleźliśmy taki w Zarace. To była już połowa lipca, lada dzień mieliśmy wyruszać pod namioty na Kaszuby, co oznaczało dwa tygodnie bez komputera internetu , więc trzeba było podjąć ostateczną decyzję. Na 3 czy 4 dni przed Kaszubami okazało się, że pojechałoby nas jednak 9 sztuk
Kolejny mail z pytaniem, czy nie udałoby się jakoś "rozpęcznić" 6-osobowego apartamenciku... Znalazł się dodatkowy pokój. Ostateczną kwotę zaliczki wysyłamy rano w dzień wyjazdu nad jeziorko, jeszcze tylko mail z potwierdzeniem wpłaty i umówienie się na kolejny kontakt już na kilka dni przed wyruszeniem do Cro (nasz gospodarz Zoran na co dzień mieszkał w Splicie, musiał więc dotrzeć na Hvar, żeby nam otworzyć domek
).
Uczestnicy Ostateczny skład wyprawy - czwórka "staruchów" (w tym ja i Grzegorz oraz Ula i Maciek) oraz piątka młodzieży - dwójka naszych, syn ww. dorosłych uczestników oraz dwóch młodzieńców (potomków przyjaciół, którzy pojechać z nami nie mogli).
Wszyscy znamy się od lat, przeżyliśmy razem wiele wspólnych wyjazdów, wszystkie dzieci "od pieluch" nam towarzyszyły - jest więc prawie jak w rodzinie (a w zasadzie lepiej, bo więzy są dobrowolne
).
Środki transportu i kierowcyDwa samochody - nasze (wtedy jeszcze
było) Vito oraz Mondeo przyjaciół.
Kierowców teoretycznie czterech -Ula z Maćkiem w swoim autku, u nas Grzegorza miała momentami wymieniać Gośka. We wcześniejszych planach miał to być kolega z większym (niż roczne Gochy) doświadczeniem, ale "wypadł" z wyprawy jeszcze w lipcu.
Z Gośki jednak pożytku też ostatecznie nie było
i to nie dlatego, że krótkie doświadczenie czy coś w tym guście... Po prostu pech! Wróciła do kraju we wtorek wieczorem, a w środę skradziono jej torebkę, w której było prawo jazdy. Wyjazd już w piątek późnym popołudniem - więc
zerowe szanse na wyrobienie nowych dokumentów przed tym terminem. Nie ma
też możliwości wyjechania już w piątek rano i zatrzymania się gdzieś po drodze na noc. Z gospodarzem jesteśmy umówieni na popołudnie w sobotę, skrócenie pobytu o jeden dzień nie bardzo nam się uśmiecha, skoro cały wyjazd to TYLKO tydzień...
Ostatecznie uzgadniamy, że wyruszymy zgodnie z planem, tylko
będziemy robić częściej (i dłuższe) przerwy w podróży, żeby Grzegorz miał trochę czasu na odsapkę. Z Zoranem umawiamy się telefonicznie, że do naszej zatoczki dotrzemy w sobotę - ale dopiero wieczorem...