Witam ponownie. Oto kontynuacja relacji z naszego pobytu. Po opisanej niedzielnej wycieczce do Stonu i zatoki Prapratno, poniedziałek spędziliśmy na plaży w Kleku. Piękna pogoda, pływanie, leniuchowanie w cieniu pod parasolem, ponton, zimne piwo, ciepła woda, smaczna pizza, a po zmroku spacer brzegiem morza. Taka sytuacja.
Z uwagi na fakt, że zostało jeszcze cztery dni wypoczynku (w piątek rano wyjazd), a chęć zobaczenia Mostaru była dalej tak wielka, jak jeszcze we Wrocławiu, postanowiliśmy jechać na kolejną wycieczkę we wtorek, aby mieć jeszcze środę i czwartek na plażowanie w Kleku. W związku z tym, że w aucie miałem mapę Europy w takiej skali, że były zaznaczone tylko główne ciągi komunikacyjne, to głównie posługiwałem się nawigacją z mapami 45 państw w tym BiH. Zaprogramowałem miasto Mostar w Bośni-Hecegowinie, wyszło coś około 70km, ale gdy przeglądnąłem tę trasę przed wyjazdem, to stwierdziłem, że od granicy BiH nawigacja "widzi" tylko trasę do Mostaru, żadnych innych dróg w prawo, czy lewo. No nic, jedziemy z Kleku przez miasteczko Opuzen, wzdłuż rzeki Nerety. Przy wyjeździe z Opuzen przy drodze jest sporo bardzo bogato zaopatrzonych stoisk z owocami, warzywami, oliwami itp. dobrodziejstwami. To tylko 10km od Kleku, jeżeli ktoś lubi zakupy na takich stoiskach, to na pewno się nie zawiedzie.
Muszę też poświęcić zdanie rzece. Neretva jest tutaj (około 10km od ujścia deltowego do Jadranu w m.Ploće) bardzo szeroka. Dla tego regionu znaczenie tej rzeki trudno przecenić, a podobno dla części mieszkańców doliny, Neretva jest tym, czym indyjski Ganges dla Hindusów (no ok., może nie robią w niej pochówków).
Z Opuzen jest kawałeczek do granicznego miasta Metković. To już trochę większe miasto, ale nie zatrzymywaliśmy się. Za to zatrzymaliśmy się, z tym, że nie z własnej woli, na końcu tego miasta, bo tam jest granica z BiH. Na początku mojej relacji, gdy opisywałem przejście graniczne z BiH koło Kleku i bośniackiego Neum, wspomniałem, że nie wszystkie przejścia z BiH są takie "lajtowe". Punkt graniczny w Metković jest mniejszy. Kolejka około 15 samochodów w stronę BiH i ponad pół godziny stania. Po wielu latach przypomniałem sobie, jak wygląda znak "zakaz fotografowania". W jedna stronę jest jedno stanowisko graniczno-celne, każde auto obsługuje tylko jedna para mundurowych i to dosyć leniwie. Dokumenty wklepywane do komputera, okazywanie zielonej karty, to wszystko trwa. Widzę, że to samo jest po przeciwnej stronie drogi, tzn., odprawa w stronę Cro., a nawet jest dodatkowa rozrywka, co 2-3 auto jest przeszukiwane.
Jedziemy po odprawie granicznej, droga przeciętna, między górami. Mamy małe zmartwienie, bo po tylu dniach bezchmurnego nieba, akurat dzisiaj jest zachmurzenie. Oczywiście samo ono nam nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, ale wyraźnie zanosi się na deszcz. Chwilka namysłu, jednak jedziemy dalej. Do Mostaru wjeżdżamy droga odbijającą na samym początku miasta w lewo skos. Jedziemy cały czas prosto i na azymut "wbijamy" się jak najbliżej w stronę "Stari Most". Przy jednej z uliczek na około półhektarowym placu jest parking. Tu zostawiamy auto. Podchodzi "boy" parkingowy, daje bilet, stwierdzam, że wydrukowany 10 minut wcześniej w stosunku do czasu rzeczywistego, ale niech tam, on już pobiegł do innego auta, a zaczął padać deszcz. Chwilę odczekaliśmy, ale okazuje się, że deszcz pada "bez szału", lekko i równo, bez wiatru, temp. około 25 st.C., więc jest ok., idziemy dalej. Po drodze mijamy sporo malutkich knajpek umiejscowionych na różnym poziomie pagórkowatego terenu w bezpośredniej bliskości strumieni, kaskad wodnych i mikrowodospadów. Bardzo ładnie to wygląda. Wreszcie dochodzimy do naszego celu, czyli starego mostu w Mostarze.
Kolor rzeki zaskakuje turkusem i przypomina słonowodny Adriatyk. Oczywiście jest w tym miejscu sporo węższa, niż w swoim dolnym biegu, ale przy moście chyba głęboka, skoro z takiej wysokości (a zdjęcie tego nie oddaje) ze środka mostu czasami skaczą do wody (po uzbieraniu odpowiedniej kwoty do kapelusza od turystów) Filmy do zobaczenia w necie.
Po przejściu przez most zaczyna się inny "klimat". Czuć tu wpływy azjatyckie, tureckie. Stragany przepełnione ogromem kolorowych pamiątek, strojów, klimatycznych knajpek, ciekawej kamiennej zabudowy. Jest też targowisko "ze wszystkim". My kupiliśmy kilogramowy słoik miodu lawendowego (pyszny) za 4 euro.
A to widok z mostu w obie strony:
Spacerujemy dalej, ciągle pada równy deszcz, nie ma wiatru, jest ciepło i trochę duszno. Jeżeli ktoś nie był, a planuje spacer po tym, wg mnie, bardzo pięknym mieście, to odradzam wózeczki dziecięce z małymi kółkami, a najlepiej chyba zrezygnować z jakichkolwiek wózków, a paniom odradzam szpileczki. Zresztą, niektórym "panom" też, bo mamy takiego we Wrocławiu, który po mieście i do pracy chodzi w szpilkach i spódnicy. Dlaczego odradzam, ano dlatego:
Wszędzie w tym pięknym miejscu jest takie podłoże, na dłuuugim odcinku. Jest dosyć ślisko. Przypomniała mi się fioletowa krowa dmuchająca pompką chodnik. W mojej pamięci Mostar pozostanie miejscem magicznym, pięknym, innym, niż znane mi (też piękne) miasta w sąsiedniej Chorwacji. Gorąco polecam odwiedzenie tego miasta i spacer po starówce.
Na koniec widok mostu z daleka:
Zdjęcia z Mostaru robione były "bez" światła słonecznego, więc są trochę słabsze.
O ile Chorwacja jest w dominującej większości katolicka, to tutaj w Mostarze odczuwa się, że dominującą religia jest islam. Jest tu sporo meczetów, a z daleka widać strzeliste wieże minaretów. Choć był poniedziałek i padał deszczyk, to turystów różnej nacji całkiem sporo. Ceny, nawet jak na takie atrakcyjnie turystyczne miasto, niższe niż w Cro. Np. gałka lodów 1euro. Miłośnicy militariów i pamiątek wojennych mogą tez znaleźć tu do kupienia rzeczy zarówno z II WŚ, jak i wojny jugosłowiańskiej. Jest tez sporo "metaloplastyki" wykonanej z łusek po nabojach lub z nabojów opróżnionych z prochu. Mnie to nie kręci, córki kupiły sobie pamiątki, wracamy na parking. Ciekawostka dla młodzieży uczącej się w szkołach ponadgimnazjalnych; Mostar jest miastem uniwersyteckim.
Na parkingu uiszczamy zapłatę. Godzina kosztuje 1,20 euro (chyba rozsądna cena). Wszędzie można zapłacić w euro, chorwackich kunach, karta lub bośniackimi markami. Większość przelicza tak: 1 marka = 4 kuny, 1 euro = 2 marki (czasami występują małe różnice, ale jak zaczynasz się targować, to staje na takim właśnie przeliczniku)
Tyle z Mostaru, deszczyk przestaje padać, pojawia się słońce, jedziemy w kolejne miejsce naszej dzisiejszej wyprawy, czyli Medjugorie. C.D.N. Zapraszam.