Kończąc moją relację.
Jak wczesniej pisałem wodospady Krka zwiedziliśmy już w drodze powrotnej do kraju.
Data naszego wyjazdu z Chorwacji już zapowiadała armaggedon - 31.08. Ostatni dzień wakacji i na dodatek sobota hehe. Ze Skradin wyjechaliśmy około 13.30. Do granicy w Macelj zostało niecałe 400 km.
Łudziłem się, że tych, którzy powroty zostawili na ostatnią chwilę nie będzie zbyt wielu, i że w krajach ościennych wakacje trwają dłużej. Niestety myliłem się.
Na początku podróż była płynna, ale od miejsca w ktorym A1 lączy się z A6 biegnącą z Istrii natężenie ruchu diamteralnie wzrosło. Już od tego miejsca był taki ruch, że prędkość spadła do ok 70 - 80 km/h. Po prostu nie dało się szybciej, taki był ruch, samochod za samochodem. W miarę zbliżania się do węzła Lucko było coraz wolniej aż kilka kilometrów przed węzłem utknęliśmy w korku. Co prawda byla możliwość ominięcia go, bo już kilka kilometrów przed węzłem są osobne pasy dla tych płacących kartą ale ja się tak panicznie boję placić kartą za granicą, że wolałem stać w korku, jak 99 % innych kierowców. Wiem, wiem, głupi jestem, ale jakoś nie mam zaufania do takich transakcji, tym bardziej, że różne opowieści chodzą, jak to na bramkach oszukują płacących plastikiem.
Na przejechanie Lucko straciliśmy ok 30-40 minut. Za węzłem krotki postój na tankowanie i toaletę. Na parkingu tłok! I ogromny syf! Muszę napisać to słowo bo takich gór śmieci jeszcze nie widziałem, może poza Egiptem. Mieliśmy pecha bo na tym parkingu był chyba jakiś punkt zbiorczy Romów, bo było ich tam chyba z kilka tysięcy. A jakie auta!
No ale jedziemy dalej. Już niestety w dosyć dużym tłoku, aczkolwiek trochę mniejszym niż wcześniej, stówką można jechać.
I tak dojechaliśmy do sv. Kriz. Było jeszcze jasno, więc mogła być gdzieś 19 godzina, może trochę poźniej. Stanęliśmy dokladnie na wprost centrum handlowego. I tutaj popełniłem drugi bląd. Moglem skręcić na starą jedynkę albo nawet na drogę na Varazdin. Male dziecko na pokładzie, bałem się trochę kluczyć po zupełnie nieznanych terenach, poza tym miałem nadzieję, że jakoś to pójdzie. Niestety - 100 metrów jazdy, kilka minut stania i tak cały czas. Jakoś dowloklem się do węzła Krapina i tam skręciłem na starą jedynkę. Dojechaliśmy do miejscowości Krapina i zdziwienie! Droga zablokowana przez policję! Nie będę tu przytaczał słów jakimi traktowani byli policjanci, dodam, że najgłośniejszym językiem był polski. No więc zawrót i powrot na autostradę. Witamy ponownie w korku! Potem od innych dowiedzialem się, że droga na Varazdin i inne boczne też były obstawione przez policję, chyba po to, żeby stłoczyć wszystkich na autostradzie. Ciekawe podejście - zamiast probować rozładować korki poprzez puszczanie przynajmniej części ruchu bocznymi drogami, to tuaj zrobiono odwrotnie.
Jakby tego było mało, zamknięto tunel i samochody były puszczane pojedynczo. Był taki okres, że przez ponad godzinę nie ruszyliśmy ani o metr. Można było z czystym sercem zamknąc auto i gdyby nie noc to człowiek by poszedł na spacer do Krapiny. Tylko że już była noc! Komuś puściły w końcu nerwy i nacisnał na klakson. I się zaczeło! Pierwszy raz w życiu słyszałem tyle klaskonów na raz! Setki, może tysiące! W każdym razie mieszkańcy okolicznych wiosek mieli nieprzespaną noc. Trwalo to dobre kilkanaście minut, zanim się uciszyło, ale potem co jakiś czas akcja klaksonowa byla powtarzana. Kiedy juz zatraciłem się w rzeczywistości i w końcu dowlokłem się do bramek to zastałem pustki i dlubiącą w nosach z nudów obsługę. No bo jak tu pracować, skoro przez tunel ruch reguluje policja, auta przejeżdżały z częstotliwością co kilkanaście sekund. Jak się na bramkach wyjazdowych ustawiły dwa, trzy auta jedno za drugim to byl sukces. Zrobiliśmy krótki postój (wymiana waluty). Nie pamiętam już, która była to godzina, na pewno między północą a 1.00 w nocy a może i między 1.00 a 2.00. Masakra jakaś, pamiętam, że ktoś mi wyliczył, że od Skradin do granicy zeszło nam 9 godzin.
Dalsza podróż już bez większych rewelacji, poza tym, że Polska przywitała nas ogromną ulewą, co tylko wzmocniło nasze przygnębienie. Szaro, ponuro i w ogóle do d...
W tym roku niestety Chorwację zwiedzam z relacji innych forumowiczów, bo na dniach moja rodzina się powiększy
ale Chorwacja 2015 już w planach hehe, najprawdopodobniej Istria - powrót do korzeni bo od tego rejonu zaczęliśmy naszą przygodę z Chorwacją w 2007 roku.
Pozdrawiam