Dzień dobry
Już nikt mojej relacji nie śledzi, ale obiecałam, że dokończę opisywać nasze ostatnie chwile urlopu, więc kończę
Wrzucę może trochę mniej zdjęć, żeby Was nie męczyć
Powrót do domu zaplanowaliśmy na sobotę 19.09. Wyjazd z Makarskiej około 8:00, pogoda piękna, słoneczna, bezchmurne niebo...tak bardzo chcieliśmy zostać jeszcze jeden dzień na plaży, ale niestety , ostatnie "pa pa" i jedziemy dalej
Kierunek to jeziora Plitwickie i po około 3h jesteśmy na miejscu (myślę, że dotarlibyśmy około 30 min szybciej, ale spotkaliśmy luźno spacerujące stado, dość duże z resztą krów na trasie dojazdowej do jezior i powstały korki). Niebo jest troszkę zachmurzone, jest chłodniej niż w Makarskiej, na parkingu ubieramy bluzy, a japonki zamieniam na adidasy i kierujemy się do wejścia.
Kolejka jest kosmiczna, a otwarta jest tylko jedna kasa biletowa. Na pierwszy rzut oka widać, że postoimy w kolejce ok godziny z haczykiem, a zależy nam aby pojawić się na granicy PL o północy.
Nie tracę nadziei, w tłumie (dość blisko kas) udaje mi się wyszukać wzrokiem rodaków. Grzecznie podchodzę i proszę o zakup 4 biletów, mamy odliczone pieniążki, tłumaczę, że goni nas czas, jesteśmy troszkę w podbramkowej sytuacji, bardzo chcemy zobaczyć Park, oczami kota ze Shreka proszę o przysługę, w końcu to też ludzie - zrozumieją... No niestety moja prośba jest nie do spełnienia, nie chce przytaczać słów jakie usłyszałam na swój temat, bo takiej ilości przekleństw nie słyszy się nawet u najgorszych mętów pod monopolowym, ale ładnie ujmując jestem głupia, niepoważna i mam spadać - RODACY!
Odwracając się na pięcie słyszę łamaną polszczyzną, że woła mnie damski głos, 3-4 osoby przed nimi stoi Pani, Polka zamieszkująca w Niemczech od 40 lat na stałe, z Mężem rodowitym Niemcem. Rozumieją, naszą sytuację, a kupno 6 biletów, a nie 2 nie stanowi najmniejszego problemu. Dzięki temu udaje nam się wejść do Parku po 10 minutach, ba nawet szybciej niż moi nowi "znajomi" z Polski.
W parku można wybrać trasę jaką chcemy się przejść, aby zobaczyć jeziora. My ze względu na czas wybieramy taką średnią, nie za krótką, ale też nie najdłuższą. Wypogadza się, wychodzi słonko, a kolory jezior nabierają jeszcze większej wyrazistości. A tak wyglądają Plitwickie we wrześniu
Około 16:00 siedzimy w aucie i ustawiamy navi na dom
Czas wracać z naszych cudownych chorwackich wojaży
Przysięgamy sobie, że jeszcze tu wrócimy i udajemy się w dalszą drogę. Na bramkach chorwackich są korki, ale kilku minutowe, da się znieść
Gorzej jest na granicy z Węgrami. Tutaj stoimy w korku około 30 min, ponieważ na granicy badani i pakowani do autobusów są uchodźcy.
Na jednej z pierwszych stacji na Węgrzech zatrzymujemy się, aby zatankować i napić się dobrej kawki, jest ciepło i przyjemnie robimy sobie ok 15 min postoju i planujemy szybkie zakupy w Auchan w Budapeszcie
Zakupy zajmują nam ok 30 min, bo wiemy co chcemy
kilka butelek ulubionego wina, dużo pysznej papryki, również mielonej w kilku rodzajach i pyszne serki ze świeżym pieczywem na kolację
Aby nie tracić czasu, kolację jemy w aucie
Droga jest świetna, bez kontroli, korków i innych wydarzeń drogowych. Schodki napotykamy na wysokości Miszkolca, ponieważ dopada nas oberwanie chmury i potężna burza. Ale dzielnie jedziemy dalej, fakt 40 na godzinę ale jedziemy
oprócz naszego auta na trasie mijamy jednego tira, który też się nie poddaje i jedzie pomimo ulewy. Pioruny strzelające w pobliskie pola robią mega wrażenie. Po około godzinie drogi burza ustaje, deszcz pozostaje. Na granicy PL jesteśmy dokładnie 23:55 i około 3 nad ranem, po zawiezieniu znajomych i rozpakowaniu ich rzeczy z auta jesteśmy u siebie
Polska wita nas temperaturą ok 12 stopni, deszczem i ciężkim pochmurnym niebem, ale w sercu wciąż mamy Cro