Okazało się, że strach ma wielkie oczy . Noc na bojce nie była wcale taka zła . Lunatyczką na szczęście nie jestem, nic mnie więc nie ciągnęło, żeby nocą wychodzić poza łódkę... Wszystko mi sprzyjało - fale były przyzwoitej wielkości, liny przy bojkach trzymały jak należy, przeżycia dnia poprzedniego przyniosły sen niemalże kamienny... Noc minęła szybko i bezstresowo . Przywitał mnie ranek piękny, chociaż dość wietrzny...
Nie zdążyliśmy się jeszcze zabrać za śniadanie (wyjątkowo wczesne, bo na kawkę-srawkę nie było dokąd iść), gdy przypłynęła do nas łódeczka po opłatę. Tu też nieźle się cenią - 140 kun za bojkę! Toż na Molacie za niewiele więcej było wygodne nabrzeże wraz z prądem i wodą do dolania! Ciekawe, ile wobec tego liczą sobie w samej marinie w Veli Rat?
Trzeba jednak przyznać, że miejsce jest piękne , a poborcy - oprócz zainkasowania opłaty - zabrali ze sobą wszystkie nasze wory śmieciowe, a trochę odpadków po całym wczorajszym dniu nam się uzbierało...
Do godziny 9-tej jeszcze sporo czasu, a my już wyruszamy zdobywać wyspę .
Przybić trzeba pontonem, woda dość mocno faluje jak na mój punkt widzenia na bezpieczeństwo na takim pływadle! Ale na łódce nie zostanę, o nie Jakże mogłabym sobie odpuścić widoki roztaczające się z latarni?
Na łódce dyżur w tym czasie będzie pełnił kapitan . Samotnie! Cóż, chciał stanąć na bojce, to niech się teraz tym rozkoszuje do bólu . Bo nie wierzę, że nie miał ochoty pójść z nami... Okrętu jednak nie zostawi na środku wody bez dozoru, w każdym bądź razie nie na swoim dziewiczym rejsie...
Do brzegu będziemy płynąć pontonem na dwa razy najpierw Lechu podrzuci tam wszystkie kobiety, a potem wróci po męskich załogantów. Taki jest plan .
No to pierwsza tura gotowa . Nigdy do tej pory nie wsiadałam na ponton aż tak grubo ubrana - polarek, kurtka, długie spodnie... przeprosiłam się nawet z kapokiem . Wiatr jest przenikliwie zimny, bez tylu warstw na ciele nie da się, a jeśli się nawet da - to komfortu cieplnego nie będzie...
Brzeg zatoczki Pantera jest taki sobie, mimo ładnych widoków dokoła... Ostre kamyki to żadna nowina, nie raz taki brzeg plażą dla nas był , ale... gdy w pełni sezonu na bojach jachtów tłum, to w tutejszych wodach - mimo ich szmaragdowego koloru - jakoś kąpać bym się nie chciała...
Miałyśmy wszystkie trzy poczekać na resztę, która tu za moment przypłynie następną pontonową turą...
Ale ... mamy problem.
Silnik od pontonu miał po naprawie na Molacie wytrzymać lat kilka , dał radę kilka ... dni. Dobrze, że mi udało się w miarę szybko dopłynąć do brzegu jeszcze na silniczku . Teraz się nie da!
Żeby było ciekawiej, wiosło zabraliśmy tylko jedno. Lechu nie na darmo ćwiczył wcześniej bączki pontonem, wprawę więc ma . Wiosła jednak wtedy miał dwa, teraz to przed nim wyzwanie , zwłaszcza gdy fale same dobijają ponton z powrotem do brzegu... To co teraz będzie???
Na razie jest decyzja, że Gocha zostaje z Lechem i coś wymyślą , a ja z Iwoną ruszam pod latarnię wybadać sytuację w jej okolicy.