Sklep (a w zasadzie taki ciut większy kiosk
) przy nabrzeżu jest już otwarty. Sprawdzamy,
cóż tam jest do ewentualnego nabycia (całkiem sporo
), ale uzupełnienie zaopatrzenia przekładamy na rano - teraz przecież i tak mamy w planie konobę
. Na wszelki wypadek uzgadniamy jednak z panem sklepikarzem ilość pieczywa, jaką nabyć zmierzamy, jak tylko rano piekarz dowiezie świeżutkie i pachnące
... Zamówienie zostaje wpisane na listę i opatrzone nazwą naszej łódki - nikt nam więc chlebka nie wykupi
. Na burka nie możemy liczyć, bo tutejszy piekarz jakoś nie jest zainteresowany
sporządzaniem takich pyszności.
Sklepik mamy już obłaskawiony
, to trzeba jeszcze rozejrzeć się po porcie - chociaż do tego w zasadzie nie byłoby potrzeby opuszczania łódki, wszystko jest przecież w zasięgu wzroku. Niemniej jednak na Jadran najfajniej popatrzeć z molo i jego najbliższych okolic, posiedzimy więc sobie chwilkę na ławeczce, zwłaszcza że znów pojawiło się słoneczko i zrobiło się miło
.
A tuż obok stoi chyba najbardziej reprezentacyjny dom w całej wiosce.
Jest też konoba, wygląda bardzo klimatycznie, ale dziś
nie dane nam jest sprawdzić, czy atmosfera wewnątrz jest taka, na jaką wskazuje widok z zewnątrz. Na kolację co prawda jeszcze nie jest pora, ale na zasłużone trunki -; tak! Szkoda, że nie w tej konobie
.
Rozkoszujemy się więc jeszcze chwilę pięknem kończącego się dnia...
... i ładujemy swoje baterie słoneczne przy piwku na tarasie kolejnego lokalu, dokładnie naprzeciw naszej łódki
.
W zasadzie moglibyśmy tu siedzieć baa...aardzo długo... Niestety, nic konkretnego do jedzenia tutaj nie podają, a na ten wieczór wymarzyły nam się
jakieś wyłowione z morza pyszności. Im dłużej sobie opowiadamy o tym, co kto zjadłby najchętniej, to ślinka
bardziej cieknie. Zmieniamy więc lokal na "Grill Mare", wyglądający co prawda mniej klimatycznie niż "Mediterano", ale cóż począć?
Zbyt ciepło
nie jest, a wewnątrz miejsca już pozajmowane. Ciekawe, skąd się wzięli ci wszyscy ludzie - wydawało się, że wokół pustki! Dla nas (i nie tylko dla nas, bo po chwili przybywają kolejni chętni) zostały już tylko miejsca na tarasie. Cóż, trzeba będzie spożywać w pełnym rynsztunku, bo jakoś przy tej temperaturze nie mamy odwagi na zdjęcie kurtek i czapek
.
Lokalizacja ma niewątpliwą zaletę - widok na zatoczkę, czego z wnętrza byśmy nie doświadczyli.
No i przy tej temperaturze winko zbytnio nie uderza do głowy, można spokojnie rozgrzewać się kolejnymi kieliszkami, co pewnie nie szłoby tak gładko
w tej duchocie, jaka panuje w środku restauracji...