Tymona napisał(a): tylko szkoda, że znowu ten Kapitan

musiał człowieka obudzić

Kilka słów na usprawiedliwienie

dla kapitana, bo póki co to może sprawiam

błędne wyobrażenie, że trzeba nań narzekać?
Zadaniem kapitana jest nie tylko sterowanie łódką po bezkresach morza... W tym dość łatwo może go odciążyć wykwalifikowana

załoga, dużo trudniejsze są manewry w portach (zwłaszcza ciasnych) albo właśnie w wąskich zatoczkach. A kapitan musi doprowadzić łódkę do macierzystego portu

bezpiecznie i bez uszkodzeń! Oczywiście, najważniejsze jest bezpieczeństwo tych, co na pokładzie (naszym i innych jachtów, jakie mijamy

), ale w równie istotna jest

niebagatelna kwota kaucji, którą trzeba było zostawić w marinie przy przejmowaniu łódki. Dla naszej B-36 to kwota 1000 EUR, im łajba większa i bardziej wypasiona, tym więcej uziemionej kasy. Kaucja jest zwracana, gdy po rejsie nie ma uszkodzeń, do których przyczyniała się obsada łódki. Każde otarcie, rysa, dziura w maszcie, połamany trap i i inne mniejsze czy większe usterki, mogą się przyczynić do potrącenia

z kaucji. Czasem płaci się frycowe za to, na co się nie ma wpływu, albo nawet za gapiostwo przy przejmowaniu jachtu, gdy się nie przypilnowało

wpisania zauważonych uszkodzeń do protokołu przekazania. Nic więc dziwnego, że trzeba unikać sytuacji na rejsie, które mogłyby doprowadzić do uszczuplenia kwoty do zwrotu, a wąskie skaliste zatoczki są przewidywalnym ryzykiem!
Być może po kilkudziesięciu samodzielnych rejsach kapitan będzie miał taką wprawę

, że z tegorocznych obaw będzie się po latach śmiał

. Ale póki co lepiej dmuchać na zimne, odrobina asekuracji nikomu nie zaszkodzi

. Czasem lepiej zrezygnować z postoju w jakimś fajnym miejscu, niż

ponosić konsekwencje (oby tylko finansowe) złej decyzji, solidarnie obciążające całą załogę...