Ponieważ nie mamy pewności czy idąc nad samą wodą nie wpakujemy się w jakieś miejsce
zupełnie nie do przejścia, postanawiamy ruszyć drogą jezdną. Będzie może ciut dalej, ale na pewno szybciej
. I nie trzeba szykować górskich butów (których przecież ze sobą i tak nie mamy
), wystarczą sandałki
.
Główną szosą dochodzimy do krzyżówki (od Porto Rosso to około pół kilometra) i skręcamy w prawo na boczny asfalcik prowadzący do domów w północnej części zatoki.
To zdjęcie z widokiem na Skriveną Lukę zrobiłam jakoś niedługo po skręcie...
Szosa biegnie dalej tuż ponad zatoką i rządkiem niezbyt licznych domów, w których można znaleźć miejsce na spokojny nocleg.
Jak widać poniżej, na ten zdawałoby się koniec świata, nasi rodacy docierają bez problemu
. Na dodatek z Wrocławia
.
Niestety widzieliśmy tylko
auto, więc trudno powiedzieć, czy to aby nie ktoś z "nieujawnionych" z pobytem na Lastovie Forumowiczów? Naklejki z Croplą nie ma, ale to niczego nie wyklucza...
Dochodzimy na wysokość wspomnianej wcześniej konoby "Porat1" i wkrótce za nią kończy się asfalt. Dalej będzie szuterek - ale szeroki, da się jechać autem.
Mniej więcej na zakręcie, od szuterka odchodzi zarośnięta, ale oznakowana (jest co najmniej
wyraźny drogowskaz) ścieżka wspinająca się na grzbiecik, na którym stoi kapliczka
sv. Ciprijana (XI-XIII w.) tu znanego też pod imieniem sv. Čeberjana. Na wysoko położoną kapliczkę zwróciłam uwagę
już wcześniej, jak stanęliśmy w Porto Rosso. Gdyby było więcej czasu, z pewnością po dotarciu do latarni ruszyłabym
zobaczyć ten wiekowy kościółek... Ale się nie da
.
W samej zatoczce, a konkretnie przy zabudowaniach na końcu zatoki "pomiędzy" główną szosą a bocznym asfalcikiem, którym przez momentem wędrowaliśmy, jest jeszcze jedna kaplica. Tego zbudowanego w XX w. kościółka sv. Jerolima też z braku czasu nie oglądaliśmy z bliska...
Idąc dalej szutrową drogą, cały czas spoglądamy na zatoczkę, czasem nieco przesłoniętą rosnącymi piniami.
Przez całą drogę widać oczywiście latarnię