- ... i w imieniu Republiki Weneckiej ogłaszam wyrok. Po pierwsze, dziewiętnastu buntowników zostanie powieszonych. Są to...
Statek delikatnie kołysał się na wodach Adriatyku, miedzy jedną wyspą a drugą. Z rej leniwie zwisały sznury, ponure zwiastuny nadchodzącej egzekucji, podczas gdy na wantach przysiadły zaciekawione mewy. Skazańcy wpatrywali się bezradnie we wzgórza Hvaru, który dał im życie, i za który mieli wkrótce umrzeć. ...
- ... a dziesięciu buntowników zostaje skazanych na obcięcie jednej ręki i wydłubanie jednego oka. Są to ...
Nie wiadomo kto zaintonował jako pierwszy, ale wkrótce z ust skazańców, w kierunku zboczy pokrytych lawendą, oliwkami i makią, popłynęła pieśń - ostatni akt pogardy dla weneckiej potęgi:
Padaj silo i nepravdo,
Narod ti je sudit zvan.
Bjež'te od nas noćne tmine,
Svanuo je i naš dan
4 lata wcześniej, 1510 rok, miasto Hvar.
Przed pałacem Księcia Hvaru gromadził się tłum, który prowadził Matija Ivanić, jeszcze niedawno jeden ze zwykłych mieszkańców - dziś, przywódca powstańców.
- Książe Hvaru, czyż boisz się wyjść do nas? Strach cię obleciał na widok dymów na horyzoncie? Właśnie wykonaliśmy wyroki na łajdakach-arystokratach, którzy dopuścili się gwałtów na naszych kobietach. Nie bój się, nic ci nie grozi tchórzu, jeśli zgodzisz się spełnić nasze żądania.
Książę zbliżył się do okna i otworzył je. Czuł się upokorzony. Serenissima Repubblica di Venezia, najbogatsze i najpotężniejsze państwo nad Adriatykiem, dało mu władzę nad tymi nędznymi, zacofanymi Słowianami, którzy teraz śmieli stawiać mu warunki...
Od 1409, kiedy to wojska Republiki św. Marka pojawiły się na stałe na Hvarze, oligarchiczny system sprawowania władzy zapewniał kolonizatorom z Wenecji komfort rządzenia. To ironia losu - pomyślał Książę - że dzięki nam nauczyły się te prostaki uprawy winorośli i właśnie na sprzedaży wina zbudowali swoje bogactwo, które teraz z kolei, pcha ich do władzy i do decydowania o sprawach Lesiny, jak nazywali Wenecjanie wyspę Hvar.
(Reublika Wenecka w 1494)
- ... Oprócz dopuszczenia nas do rady miasta, będziecie mieszkańców Hvaru traktować tak samo jak Wenecjan w kwestii podatków i prawa - kontynuował Ivanić żądania powstańców, a wzburzony tłum głośnymi okrzykami wspierał każde zdanie.
Odległy od Hvaru o kilkaset kilometrów, wenecki doża, grał na zwłokę. Zajęty ważniejszymi sprawami, czyli wojnami z państwami włoskimi, dał nieopatrznie czas Ivanićowi, aby ten zebrał 2000 ludzi i stworzył flotę złożoną z 30 okretów. Lecz już w następnym, 1511, roku, władca Republiki Weneckiej - przed którą drżeli Habsburgowie, Sforzowie i Turcy - wysłał wojska, które odbiły miasto Hvar.
W rękach powstańców pozostawała wciąż reszta wyspy, a ponieważ nastroje antyweneckie zaczynały się rozprzestrzeniać na resztę Dalmacji, doża wysłał kolejne wojska, które jednak również nie zdołały stłumić powstania, mimo ofiarowania 400 dukatów za głowę Ivanića.
Simone Capello z prawdziwą satysfakcją patrzył na ciała dyndające na rejach jego flagowego okrętu. Majtkowie wynosili pod pokład okaleczonych powstańców, których jęki i krzyki zakłóciły ciszę, chylącego się ku nocy morza. Capello uśmiechnął się. Wróci do Wenecji z dobrą nowiną: trzecia wyprawa na Hvar, 15 galer wojennych pod jego dowództwem, rozbiło flotę buntowników i stłumiło powstanie. Do pełni szczęścia brakło mu głowy Matija Ivanića.
Wenecjanie nigdy nie schwytali Matija Ivanića, który uciekł z wyspy i miał czelność na nią jeszcze kilka razy powrócić. Prawdopodobnie umarł gdzieś we Włoszech pięć lat później.
Hvar wyszedł spod weneckiej okupacji dopiero w 1797, tylko po to, aby stać się częścią państwa Habsburrgów.
Republika Wenecka - najdłużej nieprzerwanie istniejące państwo z ustrojem republikańskim w historii - zakończyła swój żywot ostatecznie wraz z wkroczeniem Napoleona, w tym samym 1797 roku, kiedyWielka Rada opowiedziała się za powstaniem rządu ludowego, odrzucając całe milenium oligarchicznego system sprawowania władzy.
Czy Matija naprawdę sądził, że pokona mocarstwo z Półwyspu Apenińskiego? Czy miał nadzieję, iż powstanie rozleje się na całą Dalmację, albo, że Wenecja, zajęta wojnami z poważniejszymi przeciwnikami, odpuści sobie jedną z wielu wysp na Adriatyku? Nie dam rady go o to zapytać. Wydaje się natomiast, że wniosek jaki płynie z historii Teuty i Ivanića jest taki: nie zadziera się z potężnym sąsiadem, nie mając silnych atutów w ręku...
Powstanie hvarskie odcisnęło się mocno na świadomości wyspiarzy. Od upadku powstania, czyli od ponad 500 lat, ku pamięci tamtych wydarzeń, co roku w wigilię Wielkiego Piątku z sześciu parafii w centralnej części wyspy ( Jelsa, Pitve, Vrisnik, Svirče, Vrbanj and Vrboska), wyrusza sześć procesji z na czele których jest nie ksiądz, ale krzyż na ramionach osoby świeckiej - stąd nazwa tradycji: procesje "za krzyżem". Te sześć procesji idzie jedna za drugą od parafii do parafii. W 8 godzin przechodzą 25 kilometrów nim powrócą do swojej parafii. Osoba niosąca krzyż, wybierana jest nawet dziesięć lat wcześniej. Jeśli Matija spogląda na tą nocną procesję z góry, może mieć satysfakcję, że jego dziełem, było zjednoczenie mieszkańców Hvaru i wzmocnienie ich tożsamości.
Rozglądam się po wyspie. Fakt, ze była wąska, zapewne nie ułatwiał życia powstańcom. Wkrótce dojeżdżamy w okolice miasta Jelsy, gdzie ostro skręcamy w lewo w kierunku wsi Zavala. Droga wije się jeszcze bardziej i staje się naprawdę wąska, pojawiają się miejsca, gdzie dwa auta nie dadzą rady się minąć.
I nagle niespodzianka: tunel. Przejazd obsługiwany jest przez dwóch tubylców z telefonami komórkowymi, po jednym z każdej strony. Jeden puszcza auta, podczas gdy drugi blokuje je z drugiej strony, a potem zmiana. I tak cały dzień, miesiąc, lato...
Tunel wygląda jak chodnik kopalniany: tak samo wąski i niski, czuć w nim jaskinią, na ścianach pełza wilgoć. Co kilkaset metrów jest ciut szerzej, aby była możliwość minięcia się, gdyby "wartownicy"zaspali. W nocy, myślę, ich nie ma...
Za tunelem jeszcze kilka minut jazdy i jesteśmy w Zavali. Zasięgamy języka i wkrótce zatrzymujemy się przed kamiennym murem otaczającym kemping. Ustalam gdzie jest recepcja, ale zanim do niej dochodzę, wpadam na właścicielkę.
- Tri noci, dwa malenkije sotory i auto - rzucam po słowiańsku, nie mając przekonania, ze po angielsku będę bardziej zrozumiały.
Kobieta kręci głową, że nie ma, nie ma, ale jednak każe mi iść za sobą. Skręcamy zaraz w lewo koło sanitariatów gdzie jest mały pagórek i stajemy po drugiej stronie murka za którym zostawiłem nasze auto.
- Tylko to nam zostało - mówi jakby się wstydziła tego miejsca, albo jakby była przekonana, że go nie weźmiemy.
Miejsce jak miejsce. Nie widzę w nim nic co by mi przeszkadzało. Wdycham powietrze, ale z sanitariatów nie zalatuje.
- OK. Bierzemy!
Padamy na pysk: zwijanie namiotu o poranku, rafting, prom, drogi Hvaru, tunel... Starczy tych atrakcji na jeden dzień. Nawet nie chce nam się zejść nad morze. Rozkładamy namioty, mytko, ząbki i do spania.
Aaaaaa, byłbym zapomniał: obiecałem Wam jeszcze Bregovica.
Co on ma wspólnego z Hvarem?
Pamiętacie pieśń z weneckiego statku Capello? Kto zna chorwacki niech mnie poprawi, ale chyba w miarę oddaję jej treść:
Giń przemocy i nieprawdo,
Naród powstał, by osądzić cię.
Uciekajcie od nas, nocne cienie,
Nastał w końcu nasz dzień.
Tak zaczynała się pieśń buntowników Ivanića, a jej początek znalazł się w utworze "Pljuni i zapjevaj moja Jugoslavijo" w wykonaniu Beatlesów Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii, czyli zespołu Bijelo Dugme,w którym Goran Bregovic (kwintesencja Jugosławii: syn Chorwata i Serbki), grał na gitarze.
Siedem lat później Bregovic napisał taką perełkę: "Death" - zapewne też mogłaby się znaleźć w filmie o hvarskim buncie gdyby taki kiedyś powstał. Tak to widzę: ostatnia scena: skazańcy dyndający na masztach, Hvar w tle, zachód słońca, Matija z poczuciem winy spoglądający na to z pokładu swojej łodzi odpływającej w kierunku stałego lądu).
No, to teraz naprawdę mogę już pójść spać.
Zapjevaj moja Jugoslavijo...