Dzień szesnasty wyprawy, 10 sierpnia 2011.
Postanawiamy zaglądnąć do jeszcze jednego kraju: Czarnogóry. Cel:
Zatoka Kotorska i miasto Kotor.
Po drodze mały postój na standardowe, pocztówkowe ujęcie Dubrownika.
Dojazd do granicy zajmuje niedużo czasu. Po drodze można podziwiać różne formacje cyprysów i tuji.
Na granicy dostajemy
za równowartość około 50 złotych naklejkę, jako dowód dokonania ... obowiązkowej opłaty ekologicznej. Ważna przez 12 miesięcy, czyli możemy wpadać co tydzień na weekend.
Po tym wyłudzeniu - przypomnijącym dawną Rumunię - wjeżdżamy do Czarnogóry, albo jak ktoś woli język wenecki, do Montenegro.
Nie wiemy jaka tu obowiązuje waluta, więc eksperymentujemy przy pierwszym bankomacie jaki zauważamy przy drodze. Wychodzą z niego euro. Później w domu sprawdzam co i jak. Okazuje się, że euro, Czarnogórcy mają od 2002 roku, a wprowadzono je, aby powstrzymac inflację. W tej dyscyplinie Czarnogóra dzierży światowy rekord:
w 1994 inflacja doszła do 313 milionów procent miesięcznie!
Jedziemy sobie niespiesznie
wokół Zatoki Kotorskiej. Ustalmy jedną rzecz:
nie jest to najpiękniejszy fiord południowej Europy. Po fiordy trzeba jechać do Norwegii. Z tego co zrozumiałem z dostępnych źródeł, fiord tworzony jest dzięki materiałowi niesionemu przez lodowiec. Materiał ów drąży skałę i tworzy zatokę, do której wdziera się morze. Tymczasem tutaj nie było lodowca. Koryto rzeki powstało dzięki innym siłom (jakim?!), a potem podniósł się poziom morza i powstała Zatoka Kotorska. Ale piękna na pewno nie można jej odmówić.
Kraj to malutki, bo ledwie
ponad 600 tys. mieszkańców, z czego sama stolica, Podgorica ma coś ponad 130 tysięcy ludności. Zerkając na boki, mamy wrażenie, jakby panował tu większy bałagan niż w Chorwacji, radosna improwizacja w południowo-tureckim stylu. Czarnogóra nie jest jednak muzułmańska jak Bośnia -
dla 75% ludzi wyznawaną religią jest prawosławie, bo Czarnogóra zawsze ciążyła ku Serbii i Rosji.
Jeszcze niedawno, bo do 2010 krajem rządził aż od 1991 roku dawny współpracownik Milosevica,
Milo Djukanovic, który raz był premierem, raz prezydentem. Ciążyły na nim zarzuty współpracy z mafią, przemytu, związki z jugosłowianską bezpieką. Ale ten dawny koszykarz, jak widać, niewiele sobie z tego robi, i świetnie umie się ustawić i dostosować do zmienjących warunków i sytuacji międzynarodowej.
W 2010 w końcu abdykował, bo był to warunek by nadać Czarnogórze status kandydata do UE, ale nie wyklucza, że w przyszłości znowu postara się zostać prezydentem lub premierem.
Czy nasi politycy też mają tyle wytrwałości?
Mają...
O! I tu też hodują małże:
Mam w ręku "Zaginione królestwa" Normana Daviesa. Jest w niej tylko jeden rozdział o tej części Bałkanów i to akurat o Czarnogórze: "Crna Gora. Królestwo umęczone i zlikwidowane." Zapewne większość z Was i tak nie przeczyta Daviesa, a jest szansa, że jak streszczę jego 30 stron w kilka paragrafów, uproszczę, i przeplotę to zdjęciami, to ktoś dotrwa do końca i jego wiedza na temat tej "perły Europy" się poszerzy. Historia o tyle ciekawa, że niesie analogię do polskich losów.
Ale oto docieramy do Kotoru, parkujemy tradycyjnie metodą"zara za strefą" i ruszamy w miasto.
Zacznijmy od pytania: czy Czarnogóra powinna zostać uznana za samodzielne państwo, jeśli w spisie z 2003 roku zaledwie 43% ludności zadeklarowało się jako Czarnogórcy, a 32% czuło się Serbami?! W tym spisie Czarnogórcy stanowili mniej niż 50% ludności...
No, ale została uznana, bo w 2006 roku, kiedy wynik referendum niepodległościowego wskazał 55% do 45% za niezależną Czarnogórą. No i nie zapominajmy o tym, że Czarnogóra była niepodległa już wcześniej, o czym będzie zresztą nasza (czyli Daviesa) historia. I pamiętajmy, że spisami i badaniami opinii publicznej można manipulować.
Kilka słów o Kotorze, tak na marginesie...
Przez krótki czas (1395-1420), Kotor był samodzielną republiką. Można nieśmiało przypuszczać, że gdyby nie było Dubrownika, to Kotor by odegrał pierwsze skrzypce na Adriatykiem, ale mieszkańcy Kotoru nie mieli aż tyle sprytu co Raguzanie, i Kotor przez cztery wieki tkwił w rękach Wenecjan, a potem przez mniej więcej wiek w rękach Austro-Wegier, służąc im jako jedna z głównych baz marynarki. (Czy to ironia, czy sprawiedliwość dziejowa, że dziś i Austriacy i Węgrzy muszą jeździć nad morze do innych krajów?!)
Z Dubrownikiem łączą Kotor przynajmniej jeszcze trzy rzeczy.
Oba miasta posiadają najlepiej zachowane starówki po wschodniej części Adriatyku, co zagwarantowało im miejsce na liście UNESCO.
Podobnie jak Dubrownik, Kotor został zniszczony przez
trzęsienie ziemi, i to całkiem niedawno, bo w 1979 roku.
Trzecia wspólna rzecz, to
mury zbudowane przez Wenecjan: długość - 4,5 km, wysokość - 20 m, a szerokość - 15 m. Wieńczy je twierdza na Samotnym Wzgórzu (wys. 260 m n.p.m.):
Kręcimy się trochę po mieście. Dużo to ładnych i spokojnych zaułków, liczba turystów zdecydowanie mniejsza niż w Dubrowniku. Wokół króluje wenecka architektura. Zaglądamy do katedry i kościółków, wpadamy na fontanny i donice, standardowo jemy lody i pijemy kawę w ulicznej kawiarence.
Opowieść Daviesa zaczyna się w 1860. Do kraju wraca z nauk w Paryżu młody Nikola Petrovic, gdyż jego stryj ginie w zamachu. Akurat tak się składa, że stryj był władyką, czyli związanym celibatem, księciem-biskupem zarządzającym Czarnogórą. Tradycja każe, by urząd ten dziedziczył bratanek. I tak oto 19-letni Nikola staje się władcą Czarnogóry, która w tym okresie cieszyła się już od dwóch wieków autonomią, w ramach dogorywającego imperium osmańskiego. Ambicją młodego władcy stało się zdobycie pełnego międzynarodowego uznania dla Montenegro.
Nikola rozpoczął reformy wewnętrzne kraju, sam dużo podróżował po najważniejszych stolicach Europy i mocno dbał o wsparcie carskiej Rosji. W 1876, razem z Serbią wypowiedział wojnę Turcji i po 2 latach zmagań, zdobył dla swojego kraju dostęp do Adriatyku, oraz uznanie Czarnogóry za niepodległe państwo na kongresie berlińskim. Wkrótce Nikola wprowadził też narodową walutę , uchwalił konstytucję i już mógł gościć na dworze samej królowej Wiktorii.
W 1905 roku Czarnogóra stała się monarchią konstytucyjną z księciem na czele i 60-osobowym Zgromadzeniem Narodowym (Skupsztina), częściowo wybieranym w wyborach powszechnych. W 1910 książę przyjął tytuł króla i ogłoszono niezależność kościoła prawosławnego Czarnogóry od patriarchy Konstantynopola. Nikola Petrovic wydźwignął woje państwo na historyczne szczyty - wkrótce miały przyjść gorsze czasy.
Gdy wybuchła I wojna światowa, Czarnogóra wsparła Serbię i wypowiedziała wojnę Austrii, mając nadzieję na zdobycze terytorialne wzdłuż Adriatyku i północną Albanię, którą próbowała zająć już rok wcześniej podczas wojen bałkańskich. Udana ofensywa Austriaków, doprowadziła jednak do tego, że król Nikola musiał uciekać z kraju i stracił kontrolę nad sytuacją w kraju, szczególnie po tym, jak doszło do kapitulacji armii czarnogórskiej. I zaczęły wtedy w Czarnogórze kiełkować pomysły, aby stworzyć Jugosławię ze wszystkich Słowian południowych, albo zjednoczyć w ramach Wielkiej Serbii, wszystkich, rozrzuconych po Bałkanach, Serbów. Z racji wygnania, głos króla Nikoli, nie liczył się podczas krystalizowania się tych planów. W Czarnogórze zapanował chaos i krajowi groziła wojna domowa, a największy sprzymierzeńca króla Nikoli, car rosyjski, został zamordowany przez bolszewików.
Wkrótce nastąpił koniec wojny, Austriacy się wycofali, a ich imperium rozpadło. Jako cześć zwycięskiej koalicji, Czarnogórcy oczekiwali od aliantów tylko dobrych rzeczy. Tymczasem błyskawicznie powołane Zgromadzenie Narodowe opowiedziało się za ideą Jugosławii, po czym władza wykonawcza przeszła błyskawicznie w ręce Serbów. I tak Czarnogóra zniknęła z mapy. Jak do tego doszło? Dlaczego nie odtworzono czarnogórskiego państwa i jego terytorium?
[CZAS NA REKLAMY. WRÓCIMY PO KRÓTKIEJ PRZERWIE]