Potem jedziemy droga, którą prawie każdy z Cromaniaków zna bardzo dobrze czyli magistrala adriatycka zwana inaczej Jadranką i tym sposobem dojeżdżamy do
tak tak Dubrownik !!!
Jednak mijamy Dubrownik, w którym nie udało nam się znaleźć nic ciekawego na nocleg, choć w niektórych miejscach ceny zachęcały, np. centrum miasta naprzeciwko murów (przy ruchliwej ulicy i to był minus bo chcieliśmy się porządnie wyspać ) cena 40 Euro + 5 za parking, za bardzo ładny pokój z łazienką.
Ale gnani wiatrem południowym, jechaliśmy dalej, aż do Molunatu.
Bardzo żałuję, że nie zrobiliśmy tam żadnego zdjęcia, bo to ciekawe miejsce, kameralne, bardzo się nam spodobało, tyle że też nie znaleźliśmy nic ciekawego do spania, bo większość była zajęta, więc pognaliśmy do Czarnogóry.
Granicę przekraczaliśmy w niedziele po południu, więc natrafiliśmy na małą kolejkę.
W tym miejscu pragnę zwrócić uwagę wszystkich chętnych na wyprawę np. do Hercog Novi czy Boki Kotorskiej, warto!!!, ale o tym później. Na granicy spędziliśmy około 1 może 1,5 godziny, ponieważ odprawa paszportowa trwa dosyć długo, zważywszy na to, że samochodów przed nami było może max 10 szt.
Trzeba więc wziąć pod uwagę, planując wycieczkę, że chwilkę na granicy spędzimy.
Już stojąc w kolejce do przejścia granicznego sprzedawane są winiety na drogi Czarnogóry, obowiązkowe 10 Euro płatne gotówką, oraz mapy, nieobowiązkowe.
Jako że posiadaliśmy nawigację, mapa wydała nam się zbędna, niestety AUTOMAPA tylko już nie pamiętam, która wersja, podobno najnowsza, nie ma pojęcia o istnieniu miast w Czarnogórze. W ogóle nie wie, co to Montenegro.
Na szczęście moja ukochana małżonka pomyślała o zakupieniu tradycyjnego atlasu samochodowego, i zabrała go do samochodu, dzięki czemu mogliśmy się poruszać po tym pięknym kraju.
Nie na darmo mówi się że mąż bez żony, to jak grzyb bez kapelusza.
No dobra ale wróćmy do rzeczy. Po pokonaniu granicy pierwsze miasto, w którym zatrzymaliśmy z racji zapadającego zmroku to Igalo.
To miasto, to coś w rodzaju uzdrowiska.
Nie ma tam nic, prócz hoteli z czasów komuny, plaży, promenady a na niej restauracji i knajp , a wieczorem dyskotek z bardzo głośną muzyką. Nie namawiam, ani nie zniechęcam, bo każdy lubi co innego, ale jak dla nas masakra.
Zaczepieni przez miejscowego naganiacza, mówiącego w kilku językach i znającego, jak wynikało z jago opowieści, każdy zakątek Europy nawet Zakopane w Polszu, zostajemy na nocleg.
Koszt po negocjacjach to 40 Euro za pokój.
O 8 rano ruszamy na południe, z założeniem znalezienia docelowego miejsca na noclegi na dłużej.
Na wysokości miasteczka Kamenami wjeżdżamy na prom płynący do Lepetani.
Koszt przeprawy samochodu to 4 EUR. Ze względu na niewielką odległość między brzegami, prom kursuje dosyć często, a czas oczekiwania nie jest długi.
Tym sposobem unikamy czasochłonnej przeprawy wzdłuż zatoki kotorskiej, którą zostawiamy na całodzienna wycieczkę. Po około 20 min. jesteśmy na drugim brzegu. Podróż wzdłuż zatoki to około 2 godziny, warto.
To widok na Zatokę kotorską z promu, rewelacja
Po przeprawie promem, ruszamy na południe zatrzymując się w poszukiwaniu noclegu po kolei w Budvie, Św. Stefan, Petrovac, Sutomore, Bar i Ulcinj.
Tym sposobem przejechaliśmy całe wybrzeże Czarnogóry w jeden dzień.
W tym miejscu zrobimy przerwę, i zapraszam na kolejny odcinek, w którym m.in.:
Pozdrawiam