07.07.2017, piątek c.d.Kupuję bilet na prom, Pan M. ustawia foczkę w kolejce. Jesteśmy 18 pojazdem

, nie ma dużych autokarów czy podobnych składów, więc jest dobrze. Liczę się z tym, że może bez kolejki wjechać jakaś ciężarówka z zaopatrzeniem czy cuś podobnego,

ale na to nie mam wpływu. Najbliższy prom jest o 9, więc jest chwila na spacer…
Oglądam okolice i z daleka hotel, w którym była zielona szkoła z syna gimnazjum (odmówił wyjazdu). Tutejsza plaża mnie nie zachwyca, a oferta wyjazdu była pełna błędów i mi podpadła….

Ale w południowy kierunku zdecydowanie ładniej, choć tu plaże to podesty na kilka dosłownie ręczników….



Widzę już prom…

…. to zawracam do moich Panów…i udaje nam się wjechać jako jedno z ostatnich aut na ten kurs….


Odbijamy…


Sam rejs trwał 25 min, ale środkowa część rejsu jest nudna

… no na promie ze Splitu to chyba bym nie wysiedziała

….
To wypatrujemy słynnej latarni… I w końcu jest… Najpierw nieśmiało do nas kuka…

…by w końcu ukazać się w całości… na tle Biokova wygląda wspaniale

- ile ja się tego widoku na Cropelce naoglądałam….

Dobijamy do nabrzeża…


Woda czyściutka, więc z tą brudną wodą w Sucuraju bym nie przesadzała….

…śpieszyć nam się nie śpieszy, bo jesteśmy na końcu, a w sznurku to nie lubimy jeździć….
To jedziemy słynną drogą przez Hvar…
Początkowo asfalt nie jest najlepszy, ale z każdym przejechanym kilometrem jest on lepszej jakości, a i droga robi się szersza. Doganiamy kolumnę 4 aut, w której przywódca śmiało sobie pozwala i pod kątem prędkości i ścinania zakrętów. Cała reszta grzecznie równo za nim jedzie, więc i jazda jest dość przyjemna…

I jakoś po godzinnej jeździe z niewielkim hakiem stoimy pod naszą willą w Jelsie. Jest godzina 11. Przejechaliśmy 1365 km.