SebastianMU mnie dzieci dorosłe, Bałtyk pod nosem, a nawet na spacer nie chce mi się zbytnio iść. Nie lubię zbytnio wszechobecnego piachu. Przypominam sobie czasy, kiedy byłem jeszcze małym knyplem, mam robiła mi bułki z żółtym serem i całe wakacje na plaży w Jelitkowie. Piach wchodził wszędzie, w tym do tych bułek, trzeszczał między zębami.....sorry mam sporą traumę jeżeli chodzi o polskie morze i plaże... Nie odmawiam uroku polskim plażom, ale osobiście jednak wybieram inny kierunek plażingu
.
Witaj w klubie, ale zaręczam, że te bułki to pikuś. Mieszkałam z rodzicami między Jelitkowem, a Brzeźnem 20 min od plaży, więc mama uznawała, że już od maja dzieci muszą spędzać każdy weekend na plaży, a potem codziennie - przez większość wakacji. Szliśmy na tę plażę w upale objuczeni: parawanem, kocami, ręcznikami, parasolem, dmuchanymi kółkami, materacami, wiaderkami z łopatką, piłką, rakietkami do badmintona, kartami do gry, uwaga: radiem tranzystorowym
,truskawkami ze śmietaną w jednym słoiku, jagodami w drugim, pomidorami ze śmietaną w trzecim, dwoma termosami - z herbatą i kawą, butelką z kompotem, butelkami z wodą - do picia i do obmywania się na koniec po soli bałtyckiej
, kanapkami, jajkami na twardo, obranymi ogórkami, jabłkami, arbuzem, ciastem do kawy (większość z tych rzeczy w torbie-lodówce z ciężkimi wkładami chłodzącymi), gaciami na zmianę, książkami i...wieloma innymi, których nie zdołam wyliczyć
To była dla mnie czysta udręka, zwłaszcza w wieku wczesno-nastoletnim.
Dla dorosłych to był naturalny sposób , aby toczyć życie towarzyskie letnią porą, bo schodzili się znajomi i rodzina, gadali, czasem piwo wypili, w karty pograli, ktoś skoczył do smażalni po rybę, albo kiełbaskę z rożna, a ja cierpiałam.
Najgorsze było cykliczne smarowanie jakimś tłustym kremem przez mamę i wcieranie go w spieczoną i pokrytą piachem skórę
Dlatego ja już tylko kamieniste i skalne plaże uznaję
(Aczkolwiek, plaża sprawdziła się w wieku licealnym i studenckim - spotkania, imprezy, ogniska
o różnych porach roku )