Jeżeli mam do dyspozycji 2 tygodnie urlopu, który chcę przeznaczyć na
plażing, smażing czy kąpieling, a nad Bałtyk mam 700 km, to sorry, ale nie będzie on nigdy konkurencją dla Jadranu, nawet w dobie teleportacji, a co dopiero autostrad.
Oczywiście ma swój niezaprzeczalny urok, ale z powodów o których wspomniałem powyżej w wakacje tam nie jadę.
Ostatnio jak byłem (w 2008) płaciłem 50 zł za osobę, za spanie, pomieszczenie stanowiące wspólną kuchnię z drugim "apartmanem", wspólną łazienką z czterema innymi i grillem na podwórku przez który tylko nogi z kurczaka nie przelatywały (drut bodajże 6-tka, w odstępach pięciocentymetrowych).
Kasę musiałem podać babce zaraz po przyjeździe przez płot, bo ani myślała mnie wcześniej wpuścić, żebym sobie obejrzał to "cudo" które wynająłem.
Za Chorwatem chodzę przez tydzień i się proszę żeby w końcu wziął ode mnie te pieniądze.
Ot, taka różnica w podejściu do klienta.
Ponadto nie interesuje mnie woda mineralna w cenie 5zł/ l, piwo za 8 zł/ 0,5 l czy ryba smażona w łoju, który jest zalewany pewnie koło maja i służy do końca sezonu, jak i ceny w knajpach, które pewnie niewiele różnią się od tych
konobianych (dawno nie byłem więc zgaduję).
Rozwodzenie się nad parawanami i ich rezerwacją od 5-tej rano już sobie daruję.
Ok. 950 km mam na Pag, za apartmana płacę 10-15 E od osoby.
Wybór jest oczywisty.
Nad Bałtyk pewnie kiedyś jeszcze wrócę.
Ale na pewno nie w sezonie.
Tak się przejadę na spacer i po jod.