Dwa lata temu spędziłem letni urlop w Międzywodziu. Pogoda dopisała: przez 10 dni lampa. Ale to tyle z plusów. Myślałem o niewielkiej, nadmorskiej, urokliwej wiosce z ładnym deptakiem. No cóż…
Ta część miejscowości od strony jeziora wygląda ok: domy jednorodzinne, chodnik, ścieżka rowerowa, spokój. Ale ta część właściwa z głównym tzw. deptakiem to obraz nędzy i rozpaczy. Prowizorka budowlana, chaos, brud, hałas. Każdy budynek inny, koszmary architektury, krzywe płoty, nierówne płyty chodnikowe, stragany zbudowane z tego co tam było pod ręką, samochody omijające spacerowiczów, namioty, plandeki, sklejki. Od tej brzydoty wręcz bolały oczy. Kakofonia wszelakich dźwięków i takowych zapachów. Codziennie popołudniu wysypujące się śmieci z każdego kosza. Wszędzie: na chodnikach, lesie, plaży. Plaża przepełniona z lewej i prawej po horyzont, a w trakcie budowy ogromny hotel i inne bloki. Hałas maszyn budowlanych wraz z mieszanką melodyjek ze straganów, wesołego miasteczka, automatów, dyskoteki i restauracji mógł doprowadzić do obłędu.Gospodarze tej miejscowości nie potrafią chyba zrozumieć, że zazwyczaj do wypoczynku turyści potrzebują czegoś wręcz przeciwnego.
Trudno nawet porównać to do chorwackich miasteczek.
Oczywiście nie piszę o całym wybrzeżu, bo znam nadmorskie miejscowości albo dzielnice takowych z fajnym klimatem, zadbane i czyste.
A i jeszcze jedna rzecz na koniec na plus: zjeść można było bardzo smacznie i drogo.