Chwila odpoczynku w kokpicie i pora zabrać się za obiad.
W piekarniku odgrzewamy wczorajsze ryby – takie pyszności nie mogą się przecież zmarnować.
Po obiedzie czas na lody.
Chyba smakują.
Słońce zaczyna chylić się ku zachodowi.
Niebo nabiera pięknych barw.
To ruszmy się jeszcze.
Niebo czerwienieje – chyba jutro będzie wiało.
Podczas tego zachodu służyliśmy za tło bardzo wielu pamiątkowych zdjęć.
Mieliśmy również gościa na pokładzie – niestety nie zrobiłam zdjęć.
Przed trapem stał i patrzył na oko 7-8 letni chłopczyk i wpatrywał się w Kryśkę.
Zaprosiliśmy go na pokład.
Kapitan wszystko mu pokazywał, pozwalał dotknąć – rozmawialiśmy oczywiście cały czas nie z młodym tylko z jego ojcem w języku jedynie słusznym czyli angielskim.
Jakież było nasze zdziwienie gdy w pewnej chwili młody idealnie powiedział: motor pokazując palcem na silnik.
Okazało się że ma on na imię Sasza i jest z Rosji więc słowo jak najbardziej mu znane.
Kilkanaście minut rozmawialiśmy z jego ojcem na pokładzie a mały nie odstępował silnika na krok – widać było fascynację w jego oczach.
To byli pierwsi naprawdę przesympatyczni i absolutnie nie nadęci Rosjanie jakich udało nam się poznać w Chorwacji.
Jak dotąd chyba mieliśmy pecha do tej nacji.
Wieczór był spokojny – leniwe wędrówki, rozmowy w kokpicie.
Noc – znowu bujająca – ale już bez deszczu – spało się doskonale.