Dzień 21 – 5 lipca 2017 r. (środa)
Odkrywamy BrnoBudzimy się nie do końca wypoczęci, a to przez okropnie niewygodne poduszki, których silikonowe, wypełnienie zbite w kupę uniemożliwiało wygodne ułożenie się do snu. Po śniadaniu wyruszamy na zwiedzanie miasta, ale chcąc uniknąć problemów z parkowaniem w centrum, chcemy dojechać tam komunikacja miejską.
Brno jakieś dziś takie uśpione... do tego nigdzie nie sprzedają biletów tramwajowych...
Coś nam się nie zgadza... i nagle olśnienie! –
Który dziś jest? – pyta Mąż. My na wakacjach tracimy rachubę czasu.
Chwilę potem obydwojgu nam zapala się w głowie światełko.... i przypomina sytuacja, jak się okazuje, dokładnie sprzed roku, gdy ostatnim punktem naszej wakacyjnej wyprawy [opisanej tutaj:
https://www.cro.pl/gdzie-te-mlyny-w-mlini-wakacje-2016-t51688.html] był Ołomuniec i tam właśnie trafiliśmy na dwa dni czeskich świąt.
Po zerknięciu do Internetu potwierdza się nasze przypuszczenie, a to oznacza, że Czesi mają dziś wolne, czyli szansa na parkingi większa, a do tego będą darmowe. Wracamy po samochód i jedziemy do centrum Brna.
Centrum miasta rozkopane, są liczne objazdy, ale jakoś udaje się nam dojechać i rozpoczynamy spacer ulicami z zachwycającymi obiektami.
Niespiesznym krokiem idziemy deptakiem do
Rynku, czyli centralnego miejsca starego miasta.
Podziwiamy
Dom pod Czterema Gburami - podtrzymywany przez czterech Atlantów.
Szczególnie do gustu przypadł mi ów jegomość.
Następnie kierujemy się do
katedry św. Piotra i Pawła. Wspinamy się na wzgórze, z którego roztacza się widok na miasto.
W drodze do katedry podziwiamy rozległe widoki na miastoKatedra św. Piotra i PawłaWnętrze katedry.
Obchodzimy teren dookoła katedry.
Schodzimy znów na stare miasto i przystajemy chwilę
na Targu zielnym, przy Fontannie Parnas.
Dochodzimy do
Ratusza, który jest najstarszym w Brnie budynkiem o charakterze świeckim. Początki tego miejsca sięgają połowy XIII wieku. Ratusz wyróżnia 63-metrowa wieża.
Widok na wieżę Ratusza z dziedzińcaW bramie, prowadzącej na dziedziniec ratusza wiszą
symbole miasta – krokodyl, zwany smokiem i koło.
Podoba nam się obramienie wejścia na dziedziniec, autorstwa Antona Pilgrama, który zażartował z gotyckiej sztuki, nakazując środkowej ze zdobiących go wieżyczek (zwanych fachowo pinaklami) przechylić się na „sąsiadkę”.
Robimy się głodni więc pora poszukać miejsca, w którym zjemy, ale nim to nastąpi, jeszcze po drodze mijamy kilka ładnych miejsc.
W księgarniach, których jest tu mnóstwo (w końcu Czesi przodują w wynikach czytelnictwa) króluje „Pragnienie” Jo Nesbø. Gorąco polecam ten tytuł!
Kościół św. Tomasza, w tle Moravska Galeria.Obok kościoła stoi
pomnik margrabiego morawskiego w zbroi na koniu. Koń ma zadziwiająco wysokie nogi, zupełnie nieproporcjonalne do reszty ciała.
Trudno nam zdecydować się na któryś z lokali, ale w końcu udaje nam się wypatrzeć całkiem miłe miejsce. Lokal nazywa się U Třech Čertů.
Pragnienie gasimy pysznym piwem i lemoniadą. Zamawiamy tradycyjne, czeskie specjały.
Po późnym obiedzie ponownie ruszamy na spacer po Brnie.
Krokodyla spotkać można na wielu tutejszych dziedzińcach.
Pomimo tego, że robi się późno, zdążymy jeszcze wejść na
zamkowe wzgórze Špilberk z XIII w. Sam zamek zamykają za 5 minut, ale my podziwiamy widoki ze wzgórza.
Po zejściu ze wzgórza kierujemy się do samochodu, ale naszą uwagę, a właściwie naszego Synka, przykuwa pewien różowy szczegół przy jednym z kościołów. Zaintrygowani nadrabiamy drogi, by przyjrzeć mu się z bliska.
Po drodze mijamy Akademię Muzyczną z damskimi odpowiednikami Atlantów.
Wreszcie docieramy do rozkosznie różowego czołgu. Dowiadujemy się, że to słynny radziecki czołg nr 23, przemalowany przez czeskiego artystę Davida Czernego w 1991 roku na różowo. Czołg stanowił pamiątkę po wyzwoleniu Pragi przez Armię Czerwoną. Obecnie przypominać ma 20. rocznicę wycofania się wojsk radzieckich z Czechosłowacji.
Okazuje się, że czołg „wędruje” po całych Czechach, a jego transport stanowi nie lada sensację (aby móc oglądać go w Pradze, transportowano go na wielkiej pływającej po Wełtawie platformie pontonowej, zacumowanej między Mostem Karola a Mostem Legii).
No to mamy farta, że odkryliśmy go będąc w Brnie.
Czas płynie nieubłaganie...
Żegnamy się powoli z miastem...
.... i jego osobliwymi mieszkańcami....
... i aby osłodzić sobie to pożegnanie, zjadamy ulubiony deser, czyli
trdelnika, koniecznie poprószonego cukrem waniliowym.
Wracamy do mieszkania i pakujemy walizki. Jutro przywitamy własne mieszkanko.