Jestem świeżo po wizycie w Austrii z nowymi ciekawymi doświadczeniami życiowymi - czego to ludzie nie wymyślą...
Z Krakowa do Wiednia można jechać na 2 sposoby a każdy jest równie dobry;
1) Przez Słowację, np. via Chyżne-Żylina-Bratysława (wariant a) lub via Zwardoń-Żylina-Bratysława (wariant b)
2) Przez Czechy; Bielsko-Biała-Cieszyn-Ołomuniec-Brno-Mikulov (ew. Znojmo).
Wszystkie 3 trasy mają równo po ok. 460 km "jak w mordę strzelił" a i czasowo wyglądają podobnie. Zwłaszcza gdy leci się na południe od Wiednia, np. w stronę Chorwacji to opłaca się wariant przez Bratysławę z uwagi na obwodnicę Wiednia S1 (uwaga na videoradar!)
Osobiście zawsze preferują wariant 1a z uwagi na mniamniuśne widoki w słowackich Kapatach jadąc wzdłuż doliny rzeki Poprad z takimi rodzynkami jak np. Orawski Podzemok etc.
Ale problem jest gdy się jedzie zimą a do tego po ciemku - wtedy ta trasa karpacka to ruletka. Trafiłem kiedyś na ślizgawkę - co z tego że mój wóz jakoś jechał (4x4) - rzecz w tym że reszta nie jechała a zwłaszcza TIR-y te zaczęły się cofać...co groziło katastrofą. Od tego czasu unikam ulubionej trasy przez Chyżne-Żylinę gdy jadę w zimie a i nocą (rzadko jeżdżę nocą) też nie warto z uwagi na kręte drogi.
Tym razem jadąc do Austrii, z uwagi na to że jechałem najpierw do Linzu, wybrałem "wariant czeski" (przez Ołomuniec-Brno) zaś wracając z Wiednia pasowało mi pojechać na Bratysławę i tu podjąłem brzemienną w skutki decyzję.
Ponieważ musiałem być na rano w domu (czyli jazda nocą przez góry zimą...) zdecydowałem się na wariant "etnicznie mieszany" czecho-słowacki. W Bratysławie skręciłem na czeskie Brno, a że droga wiedzie autostradą to rzecz jasna tąże pojechałem. Nie miałem nigdy potrzeby ani okazji przetestować tej trasy, więc pomyślałem, że przyszedł na to właśnie czas.
Oczywiście miałem winietkę czeską (najlepiej kupić na stacji benzynowej w Czechach - jest najtaniej i można płacić kartą, zero bujania się z koronami i halerzami).
Natomiast oczywiście nie miałem winietki słowackiej bo primo uznałem że te 50 km z Bratysławy to sobie daruję, secundo mam złe doświadczenia ze słowackimi winietkami; nie dość że prawie nigdy ich nie ma do kupienia to jeszcze nigdy nikt ich mi nie sprawdzał...
Więc wjeżdżam na granicę czesko-słowacką na autostradzie między Bratysławą a Brnem a tu "zonk". Bracia Czech i Słowak zamiast mój dowód dawaj biorą się za sprawdzanie winietek.
Czech się skrzywił że obok starej mam nową (zabronione) na co szybko go zgasiłem że czeski klej jest odporny na moje paznokcie (bo jest) co przyjął z pokorą jako tzw. "good news"
Gorzej poszło ze Słowakiem który szybko skumał że moja winietka jest "nieświeża" (była z zeszłego roku). I jego szybko zgasiłem na wariata że "nadal są braki w zaopatrzeniu", choć tym razem nawet nie sprawdzałem tego "zaopatrzenia" bo nie bardzo było gdzie. Ale widać, coś z tymi winietkami słowackimi jest dalej nie tak (braki), bo zaczął gderać że "wszyscy Polacy zawsze tak mówią ale jakoś dziwne nikt inny..." Na co ja mu mówię że w takim razie to jest jawna dyskryminacja; że niby jednym sprzedają spod lady a nam-Polamo nie chcą. I to mu się spodobało, dopytał tylko czy faktycznie "znowu" nie było winietek. A po moim sakramentalnym "NE BYLO" rzucił do Czecha wiąchę, że to jest właśnie różnica cywilizacyjna dzieląca jego kraj od Czeskiego Brata.
Moim dowodem obaj panowie w ogóle nie byli zainteresowani, więc pojechałem dalej w stronę ojczyzny łona.
Wniosek; jeżeli jedzie się tą akurat trasą (Brono-Bratysława) to trzeba mieć winietkę z kraju, z którego się na tą granicę wjeżdża a zwłaszcza czeską bo w Czechach za brak winiety kara wynosi obecnie 1.000 Euro Na Słowacji mniej a i do ręki tamtejsza policja lubi wziąć ale jadąc z Bratysławy na Brno trzeba się liczyć że tą winietkę warto mieć bo nie zawsze może być tak szczęśliwie jak u mnie.
A tak wogóle do dziwna jest ta granica czecho-słowacka, byłem przekonany że nie ma tam kontroli a tu proszę - jest bardzo "porządna"; był i Czech i Słowak (ponad unijną normę, mówiącą o max. jednej kontroli) zgodnie obok siebie stali i gwarzyli podobnym językiem o czasch świetności czesko-słowackiego hokeya, kiedy prali "ruskich" a ja zawsze wtedy trzymałem za nich kciuki bo nam to gorzej wychodziło