11.05.2016, Wenecja-cd.Nie macie jeszcze dość tej Wenecji
Jak nie, to idziemy dalej
Wenecja,jak wiele włoskich miast, też ma swoją krzywą wieżę:
Tyle, że na zdjęciu to ona i tak wygląda wyjątkowo prosto
Przechodzimy przez Most Akademii:
I kierujemy się w stronę kościoła
Santa Maria della Salute Ale nim do niego dojdziemy, miniemy kanały- małe i duże
W umiarkowanych strugach deszczu dochodzimy do
La Salute, czyli Weneckiej Bazyliki mniejszej.
Kościół został zbudowany w XVIIw, jako wotum wdzięczności Matce Boskiej, za uwolnienie miasta od zarazy. Podobno to wcale nie Matka Boska, a ochłodzenie klimatu spowodowały zakończenie epidemii dżumy, no ale kościół powstał- z zewnątrz jest imponujący, natomiast wnętrze jakoś specjalnego wrażenia nie robi.
W Polsce mamy bardzo podobny, można o nim poczytać
tutajLeziemy dalej a deszczyk poczyna sobie coraz odważniej
Niby mamy przeciwdeszczowe kurtki, ale co z tego skoro woda przelewa nam się w butach. Znajdujemy chwilowe schronienie w jakiejś szkole plastycznej, czy czymś podobnym-może przestanie. Trochę z tego tymczasowego schronu odstraszają nas przyczepione w dwóch miejscach kartki z napisem
No tourists Nikt nas nie wygania, ale ile można tak czekać, pada coraz mocniej, i nie zanosi się na jakąkolwiek poprawę....O wiele milej byłoby przeczekać deszcz w jakimś barze, ale akurat jesteśmy w takiej okolicy gdzie żadnego nie ma
Po długim czasie bezowocnego czekanie decydujemy, że nie ma sensu przedłużać mąk w tej ulewie- idziemy na dworzec. Nie zobaczyliśmy Bazyliki
San Marco w środku
no i kilku innych ciekawych miejsc, ale trudno-
life is brutal.
Wsiadamy w pierwszą lepszą trenitalię i w Peschiera d. Garda lądujemy o 18-stej. Od razu udajemy się na jakieś jedzenie, chcemy wypróbować tratorię nieopodal dworca, ale ona ma sjestę do 19stej
(eh, ten włoski styl życia
)
Wobec tego idziemy do
naszej sprawdzonej pizzerii Magnolia, gdzie zawsze obsługiwał nas bardzo miły, nie mówiący po angielsku kelner; my po włosku też nie bardzo, ale machając łapami zawsze się super dogadywaliśmy
Zamawiamy sobie pyszne makarony i karafkę wina
Dopiero teraz zaczynam czuć, że schną mi stopy
A jak już jesteśmy przy temacie jedzenia- praktycznie cały wyjazd żywiliśmy się pizzą i makaronami- to taka wersja trochę ekonomiczna. Bardziej ekonomicznie byłoby oczywiście gotować samemu, ale ja jakoś nie potrafię się zmusić do stania przy garach w wakacje. Po za tym codziennie byliśmy gdzieś w trasie, więc nie wiem kiedy mielibyśmy to robić...
No nie ważnie, w każdym razie biorąc jakieś
Primi piatti(pierwsze danie, czyli najczęściej właśnie makaron)+ coś do picia(raczej zwykle alkoholowego, bo napitki bezalkoholowe zbytnio się ceną nie różniły)+ coperto, wychodziło jakieś 25e/2os.
Wino i jedzenie trochę poprawia nam humory, bo nie ukrywajmy- słabo nam ta Wenecja wyszła- czujemy niedosyt.
Niedosyt pogłębia się wieczorem, kiedy uświadamiam sobie coś naprawdę strasznego
My przecież Mostu Westchnień nie widzieliśmy
Takie z nas lubuskie gamonie
Morał z tego wszystkiego jeden- trzeba tę Wenecję kiedyś powtórzyć