11 czerwca 2016
Dubrownik - późne popołudnieW 2013 roku przechodząc pomiędzy stolikami jednej z knajpek usytuowanych przy porcie w Dubrowniku zobaczyliśmy, jak ludzie zajadają się owocami morza z wielkiej patelni ustawionej na środku stołu. Aż nam ślinka poszła i stwierdziliśmy, że też chcemy zjeść takie danie. Po rozstaniu z przewodniczką, która oprowadzała nas po tym pięknym mieście, wróciliśmy do portu i usiedliśmy przy stoliku w tej knajpce, w której wcześniej zobaczyliśmy interesującą nas potrawę. Konoba nazywa się Lokanda Peskarija i znajduje się pod tymi parasolami (po prawej te większe parasole i po lewej te mniejsze).
Zamówiliśmy kociołek owoców morza o nazwie Riblja plata Lokanda i bardzo nam to smakowało. Dlatego w tym roku zdecydowaliśmy się na to samo miejsce i to samo danie. Riblja plata Lokanda to zestaw składający się z filetów z makreli, filetów z miecznika, sardeli, kalmarów z grilla, krewetek z grila i małż.
W menu jest napisane, że Riblja plata Lokanda to porcja dla dwóch osób, ale my w trójkę najedliśmy się porządnie i jeszcze coś zostało.
Cena tej porcji to 251 kun. Dwa lata wcześniej taka sama porcja kosztowała 230 kun.
A to strona z menu w języku polskim, ale z 2013 roku, więc ceny nieaktualne, ale można się zorientować, co podają.
Dodatkowo zamówiliśmy kawę i piwo (kawa czarna – 15 kun, kawa biała – 20 kun , piwo ożujsko rezano 0,5 litra – 35 kun).
Podczas trwania naszego posiłku nagle podniósł się jakiś rejwach. Ludzie klaskali i gwizdali. Zaczęliśmy się rozglądać i okazało się, że to spora grupa elegancko ubranych ludzi przyszła do portu i skierowała się na statek, stojący przy nabrzeżu. Gdy weszli na statek to koło nas przeszła młoda para, która spacerkiem szła w kierunku tego statku.
Oczywiście był też fotograf, który uwieczniał każdy ich krok. Młodzi weszli na statek na którym przywitali ich goście weselni. Nie wiem, czy to na tym statku miało się odbyć wesele (chyba troszkę ten stateczek był za mały), czy też mieli nim tylko przepłynąć tam, gdzie to wesele miało się odbyć (np. na wyspę Lokrum). W Chorwacji, tak jak i w Polsce, śluby i wesela odbywają się w soboty, więc jeśli w tym dniu zdecydujcie się na jakąś wycieczkę, to na pewno będziecie mieli okazję rzucić okiem na jakąś parę młodą, przechadzającą się ulicami odwiedzanego przez Was miejsca.
My w 2013 roku w Splicie na Rivie spotkaliśmy dwa orszaki weselne, które, jak się okazało, zmierzały do jednego punktu na Rivie (chyba jest to miejsce, które młode pary upodobały sobie jako plener zdjęciowy). Sytuacja była przezabawna, bo orszaki szły z dwóch stron i jak się wzajemnie dojrzały, to zaczęły prawie biec, aby być pierwszym w tym określonym miejscu. Myśmy się pokładali ze śmiechu z tej sytuacji.
A po powrocie ze Splitu uczestniczyliśmy w weselu, które odbywało się w naszym hotelu. Oczywiście nie wchodziliśmy na salę weselną, jedynie byliśmy w lobby hotelowym, ale bawiliśmy się tak dobrze, że to do nas przychodzili się bawić goście weselni. Panna młoda też kilka razy do nas przyszła i z nami tańczyła. Kelnerzy przynosili nam od młodych alkohol i zostaliśmy poczęstowani tortem weselnym. Było super. Opis i filmik z tego wesela jest w mojej relacji z 2013 roku
chorwackie weseleAle koniec tych opisów z poprzednich lat. Wracamy do teraźniejszości.
Nasz pobyt w konobie Lokanda Peskarija trwał 1 godzinę.
Potem poszliśmy na Stare Miasto z zamiarem przejścia się bocznymi uliczkami aż do bramy Pile i dotarcia do Twierdzy Lovrijenac, która jeszcze nie zostałą przez nas zdobyta.
Przy bramie, która prowadzi do portu stoją stragany z pamiątkami. Kupiliśmy tam pamiątkowe magnesy na lodówkę (po 20 kun).
Następnie ponownie w tym dniu dotarliśmy do placu Gundulića, który o tej godzinie świecił już pustkami. Tylko gdzieniegdzie stał jeszcze jakiś rozstawiony stragan.
W rogu tego placu obaczyliśmy sklep ze słodyczami.
Moją uwagę przykuły żelki, które wyglądały jak „jajo na oko”. Z ciekawości weszliśmy do środka. Jeju, czego tam nie było, żelki różne-różniste. Zobaczcie sami.
Miałam ochotę na to „jajo na oko”, ale bardzo nie lubię kupować, kiedy nie wiem, jaka jest cena towaru. Nie wiem, czy mnie na to stać, czy nie. A tutaj oprócz wszechobecnych tabliczek, żeby niczego nie dotykać, nie było żadnej informacji o cenach. Zrezygnowałam więc z zakupu i wyszliśmy z tego sklepu.
Cdn.