10 czerwca 2016 cd.
Popołudnie na półwyspie Sv.Petar
Wróciliśmy do hotelu około godziny 15-tej. Po deszczu nie został żaden ślad. W pokoju wypiłam kawę, o której marzyłam od kilku godzin i która postawiła mnie na nogi po długim spacerze. Mąż tradycyjnie zaspokoił pragnienie piwem. Przebraliśmy się w kostiumy i poszliśmy na plażę. Po 15 minutach stwierdziłam, że mi się nudzi i że musimy iść gdzieś dalej. Obraliśmy kierunek na półwysep Sv.Petar. Już przy samym wejściu na półwysep zobaczyliśmy zmianę od czasu naszego poprzedniego tutaj pobytu. Otóż szutrowa ścieżka okalająca półwysep od strony zachodniej jest obecnie wyłożona kostką tworząc czerwony-rdzawy chodnik. Wydaje mi się, że ścieżka bez kostki była fajniejsza i bardziej pasowała do tego miejsca, ale to tylko moje odczucie. Wszyscy idą z duchem czasu i się modernizują, więc Makarska też.
Po wcześniejszych niedogodnościach pogoda nas dopieszczała. Słoneczko cudownie ogrzewało nasze ciała, woda była idealna do kąpieli. Pełnia szczęścia. Ludzi troszkę się wylegiwało na betonowych plażach półwyspu, ale tłumu na szczęście nie było.
Rozłożyliśmy się na samym końcu cypelka u stóp latarni morskiej. No tutaj to można spędzać czas, zawsze coś się dzieje (a to jakiś stateczek przepłynie), jest na co popatrzeć (widok na Makarską i Biokovo z tego miejsca jest rewelacyjny), fale fantastycznie rozbijają się o skały. Wzięłam kamerkę, żeby trochę pokręcić świat podwodny w tym miejscu. Co chwila w kadr wchodził mi czarny psiak (takiego samego widziałam tutaj dwa lata wcześniej, może to ten sam).
W pewnym momencie do naszych uszu dotarł dyskotekowy hałas. No i wie ktoś, skąd on się wziął. Oczywiście to Makarski Jadran wracał z rejsu (fish picnik) i wtedy wpływał do zatoki przy plaży Donja Luca. Nie było szansy na to, żeby go ktoś przeoczył. Opływał zatokę wydając z siebie głośne dźwięki. Ludzie bawiący się na tym statku krzyczeli, wymachiwali rękami do plażowiczów. Prawdziwie żywa reklama, tyle że nie na wszystkich działa taki zgiełk. Ja wolę ciche i spokojne stateczki.
Gdy Makarski Jadran przepływał w pobliżu miejsca, gdzie się usadowiliśmy, nagle obok nas usłyszeliśmy piski i śmiechy, które wydawały z siebie trzy młode dziewczyny w strojach topless. Jedna z nich miała niebieskie włosy. Krzyczały i prezentowały swoje wdzięki pasażerom o załodze statku. Później dowiedziałam się od koleżanki, która dzień wcześniej była uczestniczką fish picniku na Makarskim Jadranie, że te dziewczyny to Rosjanki i one również dzień wcześniej bawiły się na tym statku.
Gdy Makarski Jadran wreszcie opuścił wody zatoki Donja Luca zrobiło się cicho i spokojnie. Jaka ulga. My również zdecydowaliśmy się na powrót, bo już w hotelu serwowali obiadokolację. Wolnym krokiem opuszczaliśmy półwysep Sv.Petar.
Przeszliśmy promenadą, przy której usadowiły się gęsto, jedna obok drugiej knajpki, teraz jeszcze puste, ale gdy przyjdzie sezon, to nie będzie już tak wesoło.
Na koniec tego spaceru naszym oczom ukazał się kapitalny kocioł z chmur, które wypełniły jakąś przełęcz wśród gór Biokovo.
Dzień był przez nas spędzony bardzo intensywnie, ale my tak lubimy.
A następnego dnia jedziemy do Dubrownika, więc musimy się położyć troszkę wcześniej, żeby odpocząć przed podróżą.