W tym roku nasz cel wakacyjny miał być ciepły, miały być góry, ciekawe miejsca do odwiedzenia, gorące morze oraz pewna dawka egzotyki i orientu. Wybór padł więc na Czarnogórę. Państewko jako osobny twór istnieje od 2006r i choć nieduże powierzchnią, ma bardzo wiele do zaoferowania.
Dojazd samochodem: najpierw trasa Gdańsk – Chyżne, potem Słowacja drogami, na których nie wymaga się winiety, pod granicą słowacko-węgierską klasyka gatunku, czyli czesnaczkowa, smażony syr i pół litra Kofoli. Dalej Węgry, następnie Serbia, gdzie wypadł nocleg – około 20km od granicy – kompleks turystyczny Palić (25€/2 osoby). W cenie noclegu pyszne bałkańskie śniadanie. Po przejechaniu Serbii, co zajęło praktycznie cały dzień w godzinach wieczornych docieramy do podnóży Durmitoru, gdzie zabawiamy 3 dni. Nocleg w Zablijaku na campie w Ivan Do (7€/dobę za 2osoby + plus namiot + samochód).
Góry:
W samych górach mieliśmy nieco pecha, ponieważ prześladowało nas dziwne zamglenie, powodowało to, że widoczność, którą mogę określić jako „zacną” miała miejsce tylko w promieniu ok. 100 metrów.
Na pierwszy ogień idzie szlak w kierunku szczytu Obla Glava. Szlaki w górach Durmitor mają takie samo oznakowanie na wszystkich ścieżkach – czerwona plama w białej obwódce, oznakowanie jest solidne. Wokół mieszanina skał, traw i kosówki.
Natrafiamy na bacóweczkę, gdzie można zanabyć piwko, ser i jakieś batoniki.
Do bacówki zaopatrzenie dociera na grzbiecie koni. Po pracy konie wolno pasą się za okolicznych łączkach, pilnie strzeżone przez właściciela.
Po popasie i kontemplacji zaczynami nieśpiesznie trawersować Cvorov Bogaz.
Z lewej strony piętrzy się Meded (2285mnpm).
Po rozgrzewce, w kolejnym dniu planujemy szlak na Meded. Pogoda jest zachęcająca, bo już z okolic namiotu ładnie prezentuje się Obla Glava (2303mnpm) i okoliczne wierchy.
Początkowo szlak biegnie przy brzegu Czarnego Jeziora, durmitorskiego MOKa, za przeciwległym brzegiem dumnie pręży się dzisiejszy cel – Meded.
Szlak obchodzi szczyt i podejście ma miejsce południową ścianą.
Doliny powoli robią się coraz mniejsze.
Po przeciwległej stronie mamy jak na widelcu piękne, białe ściany Kuliny (2313mnpm) – z lewej i Istocni Vrh (2445mnpm) – z prawej.
W dole natomiast Czarne Jezioro.
Szlak „prawie” pusty.
Spotykamy 2 turystów z…Polski.
Tym płaskowyżem wędrowaliśmy dzień wcześniej.
Południowe stoki Velkego Mededa.
W ostatnim dniu udajemy się w część południowo-zachodnią pasma, jest tam o tyle fajnie, że samochodem można dojechać na przeł. Sedlo (1907mnpm), z którego jest kilka możliwości aby zagłębić się w fascynujący świat durmitorskich ścian (oczywiście po ścieżynkach dla ceprów). Droga wije się po pięknym płaskowyżu, z którego wyrastają takie cudeńka – Stożina (1905mnpm).
Okoliczne ściany robią niesamowite wrażenie, choć tak jak pisałem…niestety mgiełka nie odpuszczała Durmitoru w tych dniach.
Tego dnia wędrujemy w kierunku Bobotov Kuka (tylko w kierunku).
Po prawej stronie północne zerwy Miloszev Tok (2426mnpm)
i pomniejsze szczyty – Valovit Do (2091mnpm)
Jest też górska fauna.
Matternhorn…no prawie – Uvita Greda (2199mnpm).
Powoli wyłania się postrzępiona grań Zupci (2309mnpm), po prawej masyw Bandijerna (2409mnpm).
Masyw Zupci składa się z rozlicznych turni i turniczek, w oddali charakterystyczna Obla Glava, tym razem widziana od południa.
Płaskowyż Surutka – mniej więcej na wys 2000mnpm, piękne miejsce, niestety czas wracać.
Ostatni rzut oka – Surdup (2279mnpm).
Schodzimy do parkingu, po przeciwnej stronie cel na kolejne wizyty w Montenegro – Sedlena Greda (2227mnpm).
Interior:
Obieramy kierunek na wschód, czyli na Prokletije. Pogoda nadal marna, zaczyna nawet kropić.
Pierwszym ciekawym punktem jest rzeka Tara, która tworzy tutaj przełom, a my możemy podziwiać ten cud natury, który jest najgłębszym kanionem Europy. Oprócz cudu natury jest też cud inżynierii – słynny most na Tarze. Długość mostu to 366 metrów, most budowano w latach 1937-40r. Wówczas był to największy most w Europie, przęsła podtrzymują most na wysokości 168-172 metry.
Głębokość kanionu Tary w jego najgłębszym miejscu, to ok. 1250-1300 metrów. Dogodną miejscówką aby podziwiać tą odległość jest punkt Curevac (na północ od Zablijaka), my niestety z uwagi na słabą widoczność musimy zadowolić tym co daje dam widok z mostu.
Tara tworzy kanion o długości około 80km.
Przy brzegu znajduje się kilka interesujących monasterów, tutaj sv. Arhandjela na Tari z XVw.
Trasa wzdłuż przełomu jest bardzo ciekawa i widokowa, a kierowca przejeżdżając przez liczne tunele, tuż przy skalach ma wiele frajdy z jazdy.
Mijamy kolejny monaster Dobrilovina z cerkwią sv Djordje z XVIIw i drewnianą dzwonnicą z XVIw.
Kanion Tary kończy się przed wjazdem do Majkovaca, z którego już w pełnej ulewie podążamy w kierunku Beranje i Plavu, gdzie mamy plan rozbić się na campie i połazić po Przeklętych…
niestety cały wieczór leje, w nocy też leje, rano również. Przed oczami mam fotkę Karoloxa81 z Przeklętych sprzed 3 m-cy w prażącym ukropie…i z żalem zapada decyzja – desant na południe!
Mijamy urocze, kamienne chaty.
Monastery przycupnięte nad Moracą.
Typowa południowa zabudowa.
Wschód kraju pokazuje już swe orientalne oblicze.
Na chwilę zajeżdżamy do Parku Narodowego Jezioro Biogradskiego, który jest dobrym punktem wypadowym w Bjelasicę.
Im dalej na południe, tym cieplej i pogoda w końcu dopisuje.
Możemy też przypatrzeć się Bjelasicy – takie nasze połoniny, tylko wysokość ok. 2000mnpm.
Cała Czarnogóra dosłownie usiana jest górami, w większości >2000mnpm, tutaj z trasy widok na Sinjavinę.
Monaster Moraca, jedno z ważniejszych miejsc religijnych w Czarnogórze, składa się z cerkwi soborowej Wniebowzięcia NMP i małej cerkwi św. Mikołaja.
Pasmo Maganik, wg mapy wznosi się „tylko” na wys 2138mnpm.
Tego dnia mieliśmy jeszcze wjechać do Podgoricy, ale 15km przed stolicą nasz samochód zatrzymuje policja, zabierają nam paszporty i twierdza, że nie możemy wjechać do stolicy przed godz 23. Okazuje się, że tego dnia nasze „orły”, tym razem Fornalika grają o punkty z Czarnogórcami i ze względów bezpieczeństwa policja ma nakaz zatrzymania wszystkich polskich samochodów, aż do zakończenia meczu.
Podejmujemy decyzję aby zawrócić kilka kilometrów i przenocować w moteliku. Ten ruch okazuje się strzałem w dziesiątkę. Motelik cały z kamienia, wszystko obrośnięte winoroślą, kuchnia przednia, a do każdej potrawy dają chleb prosto z pieca wg ichniej receptury.
I tak już przy konsumpcji zupy kelner przynosi nam po piwku mówiąc, że to „drinks from that guys..”, po czym kilku czarnogórców wstaje z piwkiem w ręku na znak toastu. Nie mija godzina jak przed stoliki wjeżdża TV, jest przedłużacz…zaczyna się mecz. Widzowie: dwójka Polaków i siedmiu Czarnogórców. Niesamowity klimat, co 15min na naszym stole lądują nowe piwka, staram się odpłacić czarnogórskiej kompanii tym samym. Na stole jako przekąski pojawiają się całe garści fig…to był bardzo fajny wieczór, który trwał jeszcze kilka godzin po zakończeniu meczu…
Podgorica (dawniej Titograd), stolica Czarnogóry. Jesteśmy zauroczeni typowo południową roślinnością, zwiedzamy żelazne punkty stolicy, mamy tylko kilka godzin.
Po pierwsze ruiny grodu Ribnica, pochodzące z okresu panowania wielkiego żupana Sefana Nemanji (2 połowa XIIw), założyciela najważniejszej dynastii serbskiej – Nemanjiców, który prawdopodobnie tu się urodził. Obecnie to już niestety resztki, głównie fundamenty. Całość otaczają piękne cyprysy.
Wieża zegarowa (Sahat kula) wzniesiona przez Turków w XVIIIw.
Zresztą wpływy osmańskie są tu widoczne, bo w rejonie Wieży zegarowej są dwa meczety.
Można też trafić na niską XIXw zabudowę poturecką.
Stadion w Podgoricy…ech!
Podgorica jest pięknie położona na suchych „pagórkach”, przez środek miasta przepływa rzeka Moraca.
Tutaj przykład już nowocześniejszego budownictwa.
Następnie udajemy się nad jezioro Szkoderskie.
Wzdłuż południowego brzegu (czarnogórskiego) wije się wąska, kręta droga, niewiększa niż szerokość jednego samochodu. Wrażenia z jazdy są niesamowite, tak jak i widoki na samo jezioro i jego otoczenie.
Na okolicznych wysepkach są ruiny monasterów
a gdzieś na zboczach przycupnęły małe wioseczki, całe oplecione w winorośl.
Cyprysy, kościołek, przeciwległy brzeg, to już Albania.
Miejsce jest naprawdę fantastyczne cały czas podróżujemy z takim widokami.
Na wysokości Murici zjeżdżamy zboczem w dół, zajadamy się rewelacyjną rybką – gatunek prosto z jeziora – skóra chrupiąca, mięso delikatne, całość posypana bałkańskim czosnkiem. Na deser kąpiel w jeziorze...
Zachód słońca wita nas na cypelku, z którego zostaje nam zjechać do Ulcinja, gdzie zakładamy basecamp na najbliższe dni.
Primorje:
Jest to wąski pas wybrzeża adriatyckiego, ciągnący się od okolic Hercegnovi na północy czarnogórskiego wybrzeża do ujścia rzeki Bojany na południu. Primorje oddzielone jest od interioru masywami Gór Dynarskich:Orjenu, Lovcenu i Rumii, to tutaj możemy z wysokości ok. 2000mnpm spojrzeć bezpośrednio na taflę morską.
W Ulcinju wynajmujemy apartament za 25€/2 osoby (salon, kuchnia, łazienka, taras). Miasto to ostatni kurort nad czarnogórskim wybrzeżu, dalej na południe jest już Albania. Albańczycy stanową ok. 85% mieszkańców miasta, język albański słyszy się na każdym kroku.
Zabudowa jest miła dla oka, całość rozmieszczona jest na wzgórzach, skąd w kilka minut można dojść nad brzeg Adriatyku.
W 1571r Ulcinj wpadł we władanie Turków stając się miastem pirackim. Warto zwiedzić ulcinjskie Stare Miasto.
Na małym dziedzińcu (Trg Robova) był kiedyś targ niewolników.
Do dziś można zobaczyć zakratowane wnęki, gdzie piraci przetrzymywali czarnych niewolników (niektórzy na sprzedaż czekali nawet 2 lata).
Obok stoi świątynia z 1510r, którą Turcy w roku 1693 przemianowali na meczet (dżamija), od XIXw meczet ma ułamany minaret.
Stare Miasto w Ulcinju jest do dnia dzisiejszego zamieszkane.
Wieża zegarowa (Sahat kula)
Stare Miasto położone jest na wysokim, skalistym brzegu.
Ulcinj i okolice znane są z piaszczystych plaż, najdłuższych na całym adriatyckim wybrzeżu. W samy mieście znajduje się Mała Plaża.
Jest tu kilka meczetów, z których regularnie pobrzmiewają nawoływania muezinów.
Zresztą klimaty muzułmańskie są też widoczne na samej plaży.
Rejon Ulcinja to zagłębie oliwkowe, są tu liczne gaje oliwne, oliwę z prywatnych produkcji w butelkach PET można kupić na każdym rogu, nie wspominając o targu.
Niedaleko od basecampu położone jest miasto Bar, a właściwie „starówka”, czyli Stary Bar. Miejsce już w znacznej ruinie, niezamieszkane, otoczone pasmem Rumija.
Kompleks wzniesiony jest na wzgórzu, pełnił również funkcję obronną, a części murów pamiętają jeszcze XIIw.
Do kompleksu prowadzi żywe, gwarne podgrodzie, całość ładnie wkomponowana w stromą uliczkę. Niewysoka zabudowa datowana jest na XIVw.
Nieopodal ruin jest meczet, z małym, urokliwym cmentarzykiem (mizar).
W skład kompleksu wchodzą ruiny kilku świątyń, najstarsze z XIIIw
Z murów obronnych mamy ładne widoki na Góry Rumija.
Na obejście całości trzeba poświęcić około godziny. Na mnie te ruiny zrobiły duże wrażenie.
W Ulcinju nie może zabraknąć wizyty na targu. Tutejsze Albanki noszą się w specyficznych białych chustach na głowie.
Kilka km z basecampem rozciąga się najdłuższa piaszczysta plaża na Adriatyku, tzw Wielka Plaża (dł ok. 13km).
Po drodze mijamy ciekawe domki rybaków.
Za kilka € można wykupić na cały dzień takie oto leżaczki i moczyć zadek do woli w słonym Adriatyku, co też robiliśmy przez ostatnie 2 dni.
Potem przyszło załamanie pogody z ulewą i spadkiem temp o 15st, co niestety uniemożliwiło nam zwiedzenie kilku miejsc, które były w planach w drodze powrotnej, m.in. Doliny Zety, Niksica. Poza tym jest potrzeba aby wrócić i wejść na Bobotov Kuk czy połazić po G. Przeklętych.
Fiestka dała radę przejechać z bałtyckiego nad adriatyckie wybrzeże.
Dla zainteresowanych dane z licznika:
Ilość km: 4416
Średnie spalanie: 6,0l/km (benzyny)
Średnia prędkość: 62km/h
Dzięki.