napisał(a) erde » 03.02.2014 08:41
3. O drogach i tym co na nich.
Za reżimu Envera Hodży, trwającym w Albanii przez 44 lata, nie było wolno mieć prywatnych samochodów, więc nikt praktycznie nie miał też i prawa jazdy. Po obaleniu komunizmu w Albanii pojawiły się pierwsze prywatne samochody i pierwsi kierowcy, nie mający do dyspozycji zbyt wielu dróg, że już nie wspomnę o ich beznadziejnym stanie. Hodża wolał wybudować kilkaset tysięcy bunkrów niż zadbać o infrastrukturę drogową swego państwa. Nie ma dróg to nie będzie aut. Jakie to proste. Albańczycy uczyli się jeździć od greków i południowców z Włoch, którzy nie mają zbyt dobrej opinii jako kierowcy. Samochód dla Albańczyka jest prestiżem, więc od samego początku ukochaną marka stał się duży, bezpieczny, wygodny i niezawodny Mercedes, którego starsze modele, dla odróżnienia, zwane są tutaj Benzami. Wypisz wymaluj jak nasz nieustający zachwyt Volkswagenami. Albańczycy, bardzo dbający o swój wygląd, dbają i o swoje samochody. Tylko główne drogi, będące zresztą w ciągłej przebudowie, są utwardzone, więc samochody kurzą się niemiłosiernie, ale generalnie, jak na tak trudne warunki, są wyjątkowo czyste, bo bardzo często korzystają z niezliczonej ilości ręcznych myjni samochodowych nazywanych tu LAVAZH. Po bunkrach i „merolach” to następny symbol Albanii. Można dorzucić jeszcze punkty naprawy opon i stacje benzynowe. Trzeba być przygotowanym na zapłatę gotówką, pomimo zachęty kolorowych naklejek, bo często kasa czy terminal to tylko krzesełko i stolik. Można płacić w Euro, ale warto wcześniej dogadać się co do kursu. Na stacjach LUKOIL można płacić kartami, ale nie jest ich zbyt wiele.
Obowiązujące w Albanii niektóre przepisy: W nawiasach podaję dane dla (CZARNOGÓRY):
Dopuszczalna zawartość alkoholu we krwi, wg niektórych źródeł zupełne zero, wg innych 0,01% (MN - 0,03%, powyżej 0,05% to już przestępstwo).
Dopuszczalna prędkość samochodów osobowych na terenie zabudowanym 40 km/h (MN - 60 km/h), poza terenem zabudowanym 60 km/h (MN - 80 km/h) , na autostradach 80 km/h (MN - 120 km/h).
Światła tylko w tunelach i przy ograniczonej widoczności, ale lepiej mieć je włączone cały czas. (MN - 24 h, czyli całą dobę).
O odmienności niektórych przepisów w Albanii już pisałem, ale i tak ważniejsze od kodeksu są oczy, uszy i zdrowy rozsądek. Na pewno trzeba mieć pewne doświadczenie. Nie należy się tu przesadnie bać, bo lepiej tu jeździć zdecydowanie i jednoznacznie, niż ze strachem na plecach i niepewnie. W odróżnieniu od naszego kraju, gdzie nie zwracanie uwagi na innych uczestników ruchu, zwykłe chamstwo lub bezwzględne egzekwowanie swych praw, jest dość powszechne, może się tu bardzo źle skończyć. Z różnych względów stanowczo odradzam nocne jazdy, wzorem autobusów, które tu też nocą nie kursują. Pamiętać należy, że pieszy ma bezwzględne pierwszeństwo (niektórzy sugerują, że może za sprawą gjakmarrje) nawet na czerwonym świetle w obecności policjanta. Brak pokrywy studzienki kanalizacyjnej na drodze lub nieoświetlony pojazd (skąd my to znamy drodzy rodacy) też może się przytrafić. Jazda pod prąd, bo bliżej lub wygodniej, też nie stanowi odosobnionego przypadku. Może się też przytrafić, że tuż za niewidocznym zakrętem pędzone są całą szerokością jezdni owce lub krowy, choć te ostatnie często do domu wracają same. Na pędzone o zmroku owce, też można trafić i w sąsiednich krajach. Może właśnie dla tego kierowcy nie gonią tu na złamanie karku i nie ma tu ani jednego cmentarza z napisem typu „Tu spoczywają Ci, którzy mieli pierwszeństwo przejazdu”. Złośliwi dodadzą, że i tak zapewne nikt nie wiedział kto je tak naprawdę miał i może nawet będą mieli w tym duzo racji. Wbrew powszechnej na forum opinii, że tutejsi kierowcy nagminnie wymuszają pierwszeństwo, ma chyba przyczynę w odmienności pierwszeństwa na skrzyżowaniach z ruchem okrężnym, a jeśli tak to nie oni, a my byli byliśmy tymi wymuszającymi. I jeszcze jedna uwaga. Po pieszych najważniejsze są ciężarówki, wg zasady, że duży ma zawsze rację. Autobusy są czymś w rodzaju połączenia pieszego i ciężarówki. Jako ciekawostkę można podać, że na tzw. autostradach mogą jechać w Albanii o 10 km szybciej od aut osobowych. Trzeba się liczyć z tym, że mogą zatrzymać się nagle w najmniej oczekiwanym miejscu, podobnie jak taksówka. Przy okazji informacja – bilety sprzedaje pomocnik kierowcy, czyli, jak dawniej u nas bywało, konduktor. W Albanii, zresztą jak wszędzie, groźne wypadki, z racji swej masy, powodują głównie kierowcy ciężarówek, więc mając świadomość ich przewagi warto czasami zapomnieć o kodeksie na korzyść zdrowego rozsądku. Jazda miejscowych autobusów jest też wg mnie bezpieczna, chociaż najgroźniejszy wypadek miał miejsce nie tak dawno, bo w maju 2012 roku. Autokar wiozący studentów z Elbasan do Sarandy wpadł, z nie wiadomych przyczyn, w przepaść. Dwa lata wcześniej taki sam wypadek zdarzył się też w górach z powodu obsunięcia jezdni. W górach wiosną trzeba naprawdę uważać, zresztą nie tylko w Albanii, bo po wiosennych ulewach i roztopach stan wielu dróg, głównie górskich, jest naprawdę katastrofalny. Woda potrafi zabrać nawet połowę i tak już często wąskiej drogi. Jeżdżąc we wrześniu takimi drogami widziałem w wielu miejscach świeże ślady asfaltu na drodze i często nadal obsunięte bariery. Nie piszę tego wszystkiego, by straszyć, lecz po to by wiedzieć czego należy oczekiwać i by nie być zaskoczonym. Mnie się tam jazda i tak podoba, bo jest i trochę adrenaliny ale i wiele wolności. Będąc w Durres, jeden z wczasowiczów przyjechał blaszakiem z motocyklem na pokładzie. Po okolicy, a nawet do Tirany, jeździł z piracką apaszką na głowie, chociaż oficjalne należy jeździć tu w kaskach. Policja nie reaguje, wychodząc zapewne z założenia, że głową zrobi innym mniejszą szkodę niż kaskiem, więc jego głowa – jego sprawa. Policja zatrzymuje głównie swoich, m.in. i po to, by sprawdzić pochodzenie i dokonanie przerejestrowania przywożonych samochodów. Obcokrajowców z zasady się nie czepia, a tych z naszego kraju, mówię tu też o sobie, puszcza bez problemu wolno i to bez płatnego pouczenia, nawet za znaczne przekroczenie dozwolonej prędkości. Albańczycy niestety płacili, a ja jechałem, zgodnie z zalecaną przeze mnie zasadą, tak jak oni. A może to nie jest reguła, lecz zadziałał tu mój urok osobisty, żeby nie mówić, głupi wyraz twarzy? W każdym razie, potwierdziłem, żem Polak i pojechałem dalej. Czyż to nie piękne?