- Mapka jednodniowego wypadu do Albanii
Przed samym wyjazdem dowiedzieliśmy się od Pani Kosanowicz, że skoro sami będziemy wędrować po Albanii, to w pierwszej kolejności powinniśmy pojechać do Kruji, albańskiego Gniezna. Tam też mieliśmy się zaopatrzyć w ewentualne albańskie pamiątki, bo tylko tam rzekomo są prawdziwe. Widać, że nie jest aż tak źle, jak to wyglądało na początku. Z samego rana ruszamy w drogę. Nie jedziemy sami. Przed nami Passat z Warszawy, a za nami autobus. Jezdnia wąska połatana asfaltem, ale bez problemu doprowadza nas do granicy. Krótki postój, dowody, zielona karta, dokumenty samochodu i jedziemy dalej. Podobną drogą dojeżdżamy do mostu na Bojanie, po ichniemu Bunie. Most był stalowy więc solidny o dopuszczalnym, wg znaku, obciążeniu 15 ton, ale pokryty z lekka luźnymi deskami. Moi współpasażerowie szybko przeliczają naszą masę i wyrażają zgodę na pokonanie przeszkody wodnej prze napotkany most. Na moście ruch wahadłowy sterowany światłami. Czerwone, więc grzecznie stajemy w kolejce.
- Znalezione w internecie zdjęcie starego mostu. Tam za mostem, od tamtej strony przyjechaliśmy, jest cygańskie osiedle.
W tym samym momencie samochód zostaje obstąpiony przez cygańskie dzieci. Dzieciaki, całowały samochód, wieszały się na lusterkach i prosiły o jałmużnę. Byliśmy zaskoczeni, zszokowani i pełni obaw o stan lakieru, wycieraczek i lusterek. Nie było w tym jednak ani trochę agresji. Nikt nie szarpał za klamki, ani nie dobierał się do bagażnika. Zrobiło się nam nawet ich żal i w pierwszym odruchu przyszło nam do głowy, by coś dać tym dzieciakom, ale nagle zobaczyliśmy przyklejoną do szyby twarz cyganki, której widok przestraszył tak mocno moją połowicę, że natychmiast przeszła jej chęć opuszczenia szyby w swoich drzwiach. Zresztą i tak by nie było to zbyt rozsądne. Byliśmy zaskoczeni takim przywitaniem, ale na szczęście światło się zmieniło na zielone i, najszybciej jak mogliśmy, ruszyliśmy przez most powodując potworny łomot lekko luźnych desek. Niektórzy byli tak zszokowani, że zaraz za mostem zawracali, wmawiając sobie zapewne, że już nigdy więcej tu nie wrócą. Niech teraz żałują, bo nie wiedzą ile stracili. Teraz wjazd do Albanii pozbawiony jest już tych szokujących powitań, bo przez Bojanę jedzie się już nowym mostem, który wtedy był dopiero w budowie. Most jest betonowy, ale jedno przęsło jest stalowe, bo most jest w tej części mostem zwodzonym.
- Znalezione w internecie zdjęcie nowego mostu.
- Oto mapka z Google pokazująca położenie mostów.
- Znów zdjęcie z Internetu. Most a na wzgórzu Zamek Rozafa.
Po chwili byliśmy po drugiej stronie rzeki, gdzie policja pilnowała wjazdu i wejścia na most. Zamek jest na wyciągnięcie ręki, ale zgodnie z sugestią zmieniamy plany i postanawiamy najpierw jechać do Kruji, tym bardziej, że z mostu wjeżdża się od razu na główna drogę prowadzącą ze Szkodry na południe kraju. Zakładamy ewentualne zwiedzanie zamku Rozafa w drodze powrotnej. Skręcamy z mostu w prawo i jedziemy szeroką międzynarodową drogą SH1 w kierunku Kruji. Zaskakuje nas bardzo duża ilość policji i to bardzo często z radarami oraz ograniczenia i tak już niskiej dozwolonej prędkości, przed każdym skrzyżowaniem, głównie z polnymi drogami prowadzącymi do pobliskich miejscowości. Płasko, brak drzew, wszystko widać jak na dłoni, a tu co róż 50-ka i chłopcy radarowcy. Droga gładka, szeroka i prosta jak szyny kolejowe, a tu 80-50, 50-80. Nagle znów znak ograniczający prędkość, tym razem do 30-ki i asfalt zamienia się w lekko ubity kliniec. Sporo kurzu, ale wszyscy jadą dalej. Po chwili pojawia się znów asfalt i mkniemy ile można, czyli 80-ką, by po chwili, już bez znaku, wjechać w ubity piasek. Okazuje się, że z uwagi na brak dróg alternatywnych, przebudowa infrastruktury drogowej odbywają się tu bez wstrzymywania ruchu. Na szczęście główne roboty prowadzone są w okresach mniejszego nasłonecznienia, czyli poza sezonem turystycznym. Albania nadrabia stracony czas, bo Hodża zamiast dróg zbudował społeczeństwu 700 tysięcy schronów, popularnie zwanych tu bunkrami. Problem dróg rozwiązał w ten sposób, że przez 40 lat nikt w Albanii nie mógł posiadać prywatnego samochodu. Ogłosi też Albanię jedynym na Świecie prawdziwym państwem bezwyznaniowym, zakazując praktykowania wszelkich religii. Jedyny czynny meczet był w Tiranie i to dla dyplomatów obcych państw. Co my wiemy o komunizmie i czy to co było u nas, było nim właśnie?
Siedemdziesiąt kilometrów pokonujemy w czasie dwóch godzin, czyli prawdziwie turystycznym tempie. Docieramy wreszcie do Kruji jednego z najstarszych miast Albanii, najważniejszego miejsca dla każdego Albańczyka, bo tu właśnie urodził się Skanderbeg, właściwie Gjergj Kastrioti Skënderbeu, a po polsku Jerzy Kastriota. Jest on niezaprzeczalnym bohaterem narodowym dla wszystkich Albańczyków i niedoścignionym wzorcem dla innych bałkańskich wodzów z czasów osmańskiego zniewolenia. Utworzył niepodległe państwo albańskie i do końca swego życia nie oddał go najeźdźcom.