cholera, może dziś uda się dojechać
... cdNo to jesteśmy na bramkach we Vrgorac. Całe zamieszanie, które opiszę poniżej biorę na siebie. Jako kierownik wycieczki i kaowiec nie mogę zwalić nic na P, który pierwszy raz w tych rejonach jest i z rozdziawioną gębą chłonie wszelkie widoki, ani na P i S, którzy od lat na wakacyjnych wyjazdach jeżdżą zawsze za mną. P mówi, że jak terminator namierza gdzie jest nasz samochód no i jak mu się na zielono celownik zapali to gna za nami. Wyjeżdżamy z bramek, za kierownicą wciąż P. Zaraz za bramkami stop i rozjazd prawo-lewo. Mówię do P. poczekaj na stopie a ja patrzę w lusterko kiedy P i S ruszą z bramek. Ruszają no to jedziemy. Droga jak droga, typowa dla tych terenów więc nic podejrzanego. Gdzieś jeszcze przystajemy na siku, a ja wsiadam znów za kierownicę. Jedziemy, jedziemy i nagle Krzyś H. mówi "Granica Państwa 500 metrów"....
Jaka k.... granica!?
No ale po dwóch sekundach już wiem co się stało. Nie ustaliłem trasy na postoju, Krzyś policzył po swojemu, szwagier miał przed sobą Ploce w prawo ale Krzyś kazał jechać w lewo, ja też nie patrzyłem na tablice tylko na lusterko i stało się
No ale dobra co tam, wracać się nie będziemy, a przy okazji Bośnię odwiedzimy. Ja się nie lubię wracać. Całe życie do przodu. Na granicy pogranicznicy w budkach o pojemności pół czlowieka pytają "Gdie jedietie Polaki?" Odpowiedź "Czarnogóra" wywołała u nich dziwny usmiech na twarzy ale co tam przynajmniej jakaś pieczątka w paszporcie będzie
. Decyzja. Jedziemy do Metković stamtąd w dół do jadranki. Klimaty fajne, wioski, wioseczki ale droga ładna równiutka, w pewnym momencie przejeżdżamy na autostradą, której nie ma na nawigacji. Nóweczka. Drogowskazy na Mostar, Sarajewo, reszta pozaklejana. Niewiele dalej słyszę "UWAGA!". Ułamek sekundy później już wiem o co chodzi. Na środku drogi, która prowadzi prosto do Metkovic mamy wielkie kupy żwiru, hamuję do zera z tumanem kurzu, przejechać się nie da. Za nami znikąd pojawia się poobijany Golf I i staje w poprzek drogi. Klimaty jak z horroru "Droga bez powrotu"
. Bośnia k.... w budowie, w nocy chyba bym nie wyhamował. Golf odjeżdża ... ufff ... to jednak nie ludożerca.
Tym razem musimy wrócić, choć nie lubię. Ale po spojrzeniu na mapę wychodzi nam na to, że musimy się wrócić dość daleko. Zaraz zaraz, tam była autostrada, pojedziemy w stronę Mostaru i gdzieś zjedziemy na drogę Mostar-Metkovic. OK, jazda, dojeżdżamy, zjeżdżamy na autostradę, przejeżdżamy kilka metrów, zatrzymujemy się, P i S obok, ich miny z uśmiechem mówią "WTF?!" a nasze usta "No tego nie ma w all inclusive"
Autostrada niewiele dalej się kończy, w drugą stronę też. Jest jej tylko taki kawałek w szczerym polu
No cóż wyjeżdżamy z niej pod prąd. Wielki mi wyczyn jak tam nic nie jeździ
Musimy jednak wracać dalej. Nagle PiS znikają mi z lusterka. Dzwoni telefon. Słyszę "mamy kapcia". No już oczami wyobraźni widzę te specjalnie rozsypane gwoździe i wychodzących z lasu gości z zakrwawionymi siekierami, jeden bez oka z dwoma zębami, drugi ma trzecią rękę na plecach. Ofiary chemicznych eksperymentów Serbów z czasów niedawnej wojny (żart oczywiście
). Na szczęście przegiąłem z tą wyobraźnią. To nie było "mamy kapcia" tylko "mamy gościa". Dorwali jakiegoś chłopa, który chętnie popilotował nas trochę zakamuflowanym przepustem pod tą autostradą i wyjechaliśmy po drugiej stronie kopek ze żwirem. Pomachał ręką na pożegnanie i zawrócił. Pierwszy raz w te wakacje ktoś nas ratuje ale jak się okazało nie ostatni.
Już bez przygód dojeżdżamy do Metkovic, gdzie niestety mały korek (remont mostu) i jedziemy do D8 a potem do Dubrovnika gdzie kolejny raz tankujemy na INA. Nie znamy Czarnogóry nie wiemy jakie tam są stacje więc wolimy nie ryzykować. Przed Dubrovnikiem zaczęło lać i leje jak z cebra. Dość szybko dojeżdżamy do granicy. Chorwacka strona szybko, a na czarnogórskiej kolejka kilku samochodów. Są dwie budki, w jednej policija co sprawdza paszporty, druga jest pusta z napisem Customs. Oczywiście jak przychodzi nasza kolej to do drugiej budki wprowadzają się celnicy. Podjeżdżamy. Celniczka o urodzie Fiony tylko mniej zielony pyta mnie coś po ichniemu. Nie kumam, Próbuje więc po niemiecku. Oglądało się Komisarza Rexa. Pyta się czy mamy coś do oclenia. Po angielsku (zna się te języki nie
) odpowiadam, że nie w żadnym wypadku, my tylko na wakacje przecież, skąd miałbym mieć jakieś spore ilości wódki
Pyta jeszcze gdzie, uśmiecha się jak tylko Fiona pięknie potrafi i jedziemy ... ufffffffffff
Herceg Novi ... remont drogi korek ... Zatoka Kotorska sprawnie ... widoki urywają łeb .... z promu nie korzystamy i ani razu nie korzystaliśmy to tylko 23 km więcej ale chcemy podziwiać widoki. Ja uważam, że warto. Tunel za Kotorem zaskakuje nas bardzo głośnym szumem wentylatorów i takim jakby zadymieniem, myśleliśmy, że coś się stało ale nie ... tak było za każdym razem kiedy przez niego przejeżdżaliśmy. Budva ... korki remont drogi no i pierwsze poważne wymuszenia. W ten dzień byłem w lekkim szoku później się przyzwyczaiłem. Czarnogórcy jeżdżą jak chcą, wymuszają nagminnie pierwszeństwo, jeżdżą pod prąd, do tyłu, bez kierunkowskazów, piesi też robią co chcą, masakra ale jak przyjmiesz założenie, że znaki i światła mają Ci tylko podpowiadać kto ma pierwszeństwo i masz na każdym skrzyżowaniu oczy dookoła głowy to da się to przeżyć. Z Budvy do Buljaricy już sprawniej. Cudowne widoki. Jak po sznurku trafiamy pod "nasz" dom bo wcześniej potwierdziłem mailowo jego lokalizację na google maps. W sumie jakieś 24 h podróży. Jesteśmy zmęczeni ale szczęśliwi.
cdn ...