Na wszelki wypadek przypominam, że tekst był pisany w roku 2000 i nie dokonałem w nim prawie żadnych zmian.
Tak więc nasza, tzn czeska dziennikarka podnosiła niezwykłe walory turystyczne, w tym również ceny w Czarnogórze uznała za kilkakrotnie niższe. Z kontekstu należałoby się domyślać, że jako kraj porównawczy miała na myśli Chorwację. "Kilkakrotnie niższe" to termin może niezbyt precyzyjny, ale jednak matematyczny. Z doświadczenia wiem, że jak kobieta używa określeń matematycznych, to należy podchodzić do tego z pewną rezerwą. Niech mnie Bóg broni, żebym miał w tak prymitywny sposób napadać na kobiety - za bardzo Je szanuję - choć szacunek ten nie wypływa rzecz jasna z faktu, że kobiety posiadły jakieś szczególne talenty matematyczne. Wręcz przeciwnie...
Tak, czy owak, postanowiłem "odkryć" Czarnogórę. Z Makarskiej do Dubrownika jest 160 km i potem jeszcze ok. 50 km do granicy z Czarnogórą. Wybrzeże Czarnogóry ma ok. 200 km długości i miałem zamiar przejechać je całe aż do granicy z Albanią, po czym tego samego dnia wrócić do Makarskiej. Tym razem wyjechaliśmy o świcie, czyli około 6 rano. Chorwacja turystyczna kończy się praktycznie kilka kilometrów za Dubrownikiem, a potem im bliżej granicy, tym większa pustynia i głusza. Stosunki między obydwoma krajami wyglądają na nieistniejące: w Chorwacji nie widziałem ani jednego samochodu z tabliczką YU. W Czarnogórze natomiast izolacja jest prawie zupełna - przez całą drogę tylko jeden samochód z rejestracją czeską. I to wszystko.