Nie ma drzwi?? Aa, no tak. Z drugiej strony. Przecież tu jest ruch lewostronny. Obchodzimy autokar i wita nas uśmiechnięty kierowca. Pyta o nazwiska. Podaję i już mu chcę tłumaczyć, że wprawdzie nie ma nas na liście, kiedy pan już nas odnajduje i stawia ptaszki we właściwych pozycjach. O! Ma lepszy zestaw od pani z Itaki.
Sadowimy się na wolnych miejscach, jeszcze chwilę trwa procedura powitalno-przesiadkowa i wreszcie autokary opuszczają lotnisko w Larnace. Za oknem migają nieliczne światła nocnego Cypru, niczym specjalnym nie przyciągając naszej uwagi. Zresztą, większość trasy przebiega autostradą, z której autokar zjeżdża w Limassol. Podjeżdża po drodze pod jakiś inny hotel - ktoś tam wysiada - kręci po kilku następnych uliczkach i zatrzymuje się pod naszym. Jesteśmy na miejscu. Hotel Arsinoe.
Załatwiając ten wyjazd, próbowałem przekonać Itakę do wariantu z dwoma hotelami - tydzień w Limassol i tydzień w Agia Napa. Chodziło mi o łatwiejszy dostęp do całej wyspy. Limassol leży na samym południu i północna część Cypru, a zwłaszcza północno-wschodnia, jest znacznie od tego miasta oddalona. Niestety, nie udało się przekonać agencji do takiego rozwiązania i w efekcie zdecydowaliśmy się na dwa tygodnie w Limassol. Te dwa tygodnie, to taki naciągany termin. Tak naprawdę pobyt trwa trzynaście dni. A jak ta kalkulacja wygląda od strony Itaki? Otóż, ich zdaniem to są wakacje piętnastodniowe. Jako że wylot z Warszawy ma miejsce tuż przed północą, a powrót z kolei już po północy, więc te dwie skrajne daty są doliczane do całości. Kwestia punktu widzenia. Niemniej, pobyt na wyspie trwa dni trzynaście.
Napisałem, że interesowała mnie zmiana hotelu z uwagi na możliwość zwiedzenia północnej części Cypru. Warto więc wspomnieć, że z tym się wiążą dodatkowe kwestie. Cypr jest przedzielony zieloną linią. Południe stanowi Republikę Cypru - jedyne azjatyckie państwo, wchodzące w skład Unii Europejskiej, zaś północ... Tu zdania są podzielone. Zamieszkujący północny obszar cypryjscy Turcy, czy może tureccy Cypryjczycy uważają, że mieszkają w Tureckiej Republice Cypru Północnego. Kraj ten uznawany jest przez jedno jedyne państwo na świecie - Turcję. A jak określają północ zamieszkujący południowy rejon cypryjscy Grecy (czy znowu - greccy Cypryjczycy)? Otóż, w ich oczach jest to kawał ich kraju, okupowany przez turecką armię.
Dla turysty stwarza to parę problemów, z których najistotniejsza jest kwestia wynajęcia samochodu. Wiele wypożyczalni z południa nie zezwala na przejazd na północną stronę. Jest kilka firm, które zgadzają się na przekroczenie zielonej linii ich samochodem, ale wtedy obowiązuje wykupienie dodatkowego ubezpieczenia po stronie tureckiej. Przed wyjazdem znalazłem w Internecie odpowiednią wypożyczalnię i z grubsza wywiedziałem się o możliwość przejazdu na północ. Tylko z grubsza, gdyż jakoś ciężko było wydusić szczegóły podróży na turecką stronę. Wszyscy udawali Greka.
Załatwiamy w recepcji hotelowej nasze zakwaterowanie, dostajemy klucze i zmęczeni podróżą człapiemy do pokoju. Wywalamy z plecaków tylko niezbędne graty, starając się nie tarasować przejścia, by się nie wyłożyć w nocy, gdyby komuś przyszło do głowy przespacerować się do łazienki i możemy się położyć spać. Dochodzi czwarta rano.
A żeby okrasić dotychczasowy tekst, oto wyprzedzająco jedna fotka.
Lidia K napisał(a):I naprawdę nie będzie żadnych spacerów górskich Nie do wiary. Co ty tam będziesz robić.
Pozdrawiam,
Wojtek