Primosten 2009
Wakacje roku pięknego 2009 miały upłynąć nam(mnie i mojej dziewczynie Katarzynie/Kasi) w przepięknym tunezyjskim hotelu. Już od wiosny mieliśmy jasne plany Tunezja i nic poza tym. Jednak w trakcie wakacji nasze idealne plany okazywały się wcale nie być tak fantastyczne. Zastanawialiśmy się: K:'ee Robert a co my będziemy robić w tym hotelu 2 tygodnie? R: yyy no wiesz opalać się pływać,wyskoczymy na miasto K: no to jednego dnia a co zresztą? ' Na to pytanie nie padła odpowiedz.
Pewnego dnia myślę sobie: 'kurcze faktycznie zmuła(młodzieżowy slang) tak siedzieć w hotelu na tyłku non stop, muszę wymyślić coś innego'. Wtem do głowy wpadł mi pomysł, a może Chorwacja spytałem. Na odpowiedz długo nie musiałem czekać moja luba była bardzo na tak. Szybko skompletowaliśmy 4 osobową ekipę,parę dni przeglądania forum,robienie listy zakupów i przede wszystkim wybranie miejsca docelowego.
Dzięki umieszczonym tutaj relacjom, po obejrzeniu paru zdjęć wiedziałem,ze musi to być Primosten.
Wszystko gotowe, wujostwo(staruszkowie chcieli się trochę rozerwać więc dali się namówić na naszą wyprawę) poinformowane o tym,iż wyjeżdżamy 6 września o godzinie 8:00 spod mojego domu w Białymstoku. Jurek-wujek jako,ze nie mógł się doczekać zawitał do nas już po 7. Mała kawa,skromne śniadanko i w drogę! Hej przygodo
Teraz jak to się mówi 'nadejszllla wielkopomna chwila' na przedstawienie załogi policyjnej vectry,która udaje się w daleką podroż:
-Kasia,studentka lat wtedy 21
-ja Robert,student lat 21
-staruszkowie Ewa i Jerzy(Jureczek) lat... lepiej nie pisać
Pierwszy prowadzi wujek, w końcu to jego samochód : ) Tankujemy na Orlenie przy wyjeździe z miasta(proszę zapamiętać tą chwile, skutki później). Jeeedzieemyy 110 km/h, 120,130,140, 150....' teee wujek zwolnij trochę bo tu policja często jeździ' 160 km/h... i nagle z tyłu widzimy 'dyskotekę'.
Udaje mi się jeszcze powiedzieć ' a nie mówiłem' i wtem podchodzi pan w białej czapce i zaprasza kierowce na pokaz filmu fast and furious. Siedzimy sobie w naszym dyliżansie pozbawionym kierowcy i zastanawiamy się jak wysoki będzie mandat, wkrótce powraca nasz wozniczy i oznajmia 500 zł i 10 pkt karnych. Na szczęście Jurek jest przedstawicielem mundurów ki i po okazaniu jakiejś tam pieczęci(bo legitymacje służbowa należy zostawiać w Polsce na czas wyjazdu za granice) zostajemy pouczeni. Uff... z wszystkich nas zeszło powietrze i obiecaliśmy sobie powolną jazdę aż do celu podróży.
Pomimo tej nieciekawej przygody w samochodzie panuje miła atmosfera, kolejne kilometry uciekają, dojeżdżamy do stołecznego miasta Warszawy i... dzwoni telefon. Komenda Miejska Policji w Białymstoku poszukuje niejakiego Jerzego *nazwisko do wiadomości redakcji gdyż zostawił teczkę z dokumentami na tylnim siedzeniu radiowozu... Panowie policjanci byli tak mili,ze zaproponowali podwiezienie tych dokumentów do granicy województwa podlaskiego, serdecznie dzięki Panowi, nie spodziewałem się czegoś takiego. No cóż jak mus to mus- wracamy! Trochę przykro jak kilometry bija a my zamiast pruć na przód wracamy do tyłu. Po odebraniu dokumentów wszyscy zgodnie stwierdziliśmy,ze limit pecha na dziś wyczerpany, że już nic gorszego stać się nie może. (zdziwiliśmy się)
Tymczasem mkniemy sobie na przód,atmosfera znów sielankowa, mijamy Piotrków Trybunalski i nasz samochód traci na mocy.... W samochodzie grobowa cisza, słychać tylko oddechy pasażerów, nikt nie chce powiedzieć ani słowa by nie zdenerwować właściciela pojazdu. Jedziemy sobie nowiuśkim samochodem 60 km/h i wtem wyprzeda nas polonez(nawet nie Caro) z 5 osobami na pokładzie i wszyscy z nosami przyklejonymi do szyb zastanawiali się czemu się tak wleczemy. Nie wytrzymaliśmy i wszyscy wybuchlismy śmiechem chociaż w tej sytuacji płacz byłby bardziej adekwatny. Była sobota godzina po południowa,żaden mechanik nie chciał nas przyjąć, w żółwim tempie dowlekliśmy się do Częstochowy z postanowieniem,ze będziemy tam nocować. W ostatniej desce ratunku znów zatankowaliśmy do pełna i wlaliśmy do baku litr eliksiru życia(denaturatu). Jeszcze krótka modlitwa do Matki Boskiej Częstochowskiej i ostatnia próba.....
Cud!
Najnormalniej na świecie cud, samochód odzyskał moc, wszystko chodziło tak jak trzeba a przyczyną najprawdopodobniej okazało się paliwo zatankowane na Orlenie. Modlitwa pomogła!
Muszę was zmartwić albo ucieszyć gdyż dalsza podróż odbyła się bez większych problemów.
Skierowaliśmy się na Zwardon, później Bratysława,Wiedeń, Graz, objazd autostrady Słowenii gdzie się trochę pogubiłem ale tubylcy szybko naprowadzili mnie na prawidłową drogę, Zagrzeb,wymuszony postój ze względu na palące się trawy przy autostradzie i blokadę ruchu,Sibenik i.... cudo,niebo nie wiem jak to jeszcze nazwać.
Pierwszy raz zobaczyliśmy Jadran, byliśmy zachwyceni. Nie mogliśmy się doczekać widoku Primo sten. Gdzieś w głębi czułem,że się nie zawiodę.
Po 27! słownie: dwudziestu siedmiu godzinach (przygody w Polsce)dotarliśmy na miejsce.
Byliśmy padnięci a trzeba było znaleźć jeszcze apartament. Ale z tym nie było najmniejszego problemu. Zatrzymaliśmy się na jakimś parkingu przy jadrance i w wtem szok- jacyś ludzie do nas biegną. Okazało się,ze to właściciele pensjonatów którzy chcieli abyśmy u nich zamieszkali. Jeden nadawał na drugiego, przebijali swoje oferty. Jednak wszystko było z dala od centrum i powoli traciliśmy nadzieje gdy na swoim pięknym rumaku(skuterze) podjechał do nas pewien pan który zaproponował nam apartament niedaleko plaży i starego miasta. Jedziemy by obejrzeć warunki, rewelacji nie ma więc zbijamy cenę do 40 euro za apartament z dwoma pokojami,kuchnią,łazienką i tarasami i kładziemy się spać.....
Zdjęcia.... będą obiecuje, już w nastepnej części.