Opowiadanie *salvi* - "Miejsce na ziemi"
Opowiadanie zostało nagrodzone w konkursie na cro.pl
Miała wrażenie, że biegnie coraz szybciej. Serce waliło jak młot, krew pulsowała w skroniach, a nieznany lęk pchał ją do przodu.
"Uciekać... uciekać..."; - ta myśl tylko tkwiła w jej głowie.
Z daleka słychać było jeszcze wołanie matki:
- Wiktoria ! Wiktoria, wracaj !
Ale ona jakby nie słyszała. Jej małe nóżki przebierały szybko po nierównej drodze. Czuła, że krzewy kaleczą skórę, lecz nic nie bolało. Bolała tylko samotność...
Ten ogromny świat zdawał się przytłaczać od samego początku, od kiedy tylko pamięta. Wszędzie, na każdym kroku czuła, że jest inna. I była. I każdy traktował ją inaczej. Nie wiedziała dlaczego. Wiedziała, że tak jest.
Każdego dnia starała się to zmienić: była miła, uśmiechnięta, ale jednak wciąż jakby sama na tym świecie. Nikt jej nie rozumiał.
Nie lubiła tego świata. Stworzyła więc sobie inny, swój świat, który był piękny, kolorowy i wesoły. W nim nie była inna. Najpierw wchodziła do niego chwilami, a z czasem coraz częściej. Wchodziła do niego niczym do tajemniczego ogrodu. Było jej wtedy dobrze, była szczęśliwa.
Lecz ten rzeczywisty świat stawał się dla niej coraz bardziej okrutny. Coraz trudniej było jej w nim przebywać. Zaczęła stawać się przedmiotem żartów i kpin innych dzieci. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęto jej unikać.
Najpierw walczyła, lecz w końcu mocno zraniona wracała do swojego świata. I wtedy zaczęły się dziwne rozmowy z obcymi, dorosłymi osobami. Opowiadała im o swoim świecie, nie wiedziała jednak, czego od niej chcą. W końcu pojęła, że chcą jej odebrać ten drugi świat. Mówili jej, ze to niedobrze, że nie może przebywać w swoim świecie, ze musi wrócić do prawdziwego. Słuchała w milczeniu. A potem przestała mówić. Czuła tylko na sobie dziwne spojrzenia i niepokój w oczach matki. Nie rozumiała dlaczego tak się dzieje.
Aż pewnego dnia usłyszała rozmowę rodziców:
- I ty myślisz, że ona może iść do normalnej szkoły ? - spytał ojciec matkę - Sama słyszałaś, co mówią lekarze.
Matka zapłakała.
- Sama widzisz - ciągnął dalej - ona nigdy nie będzie normalna!
Wybiegła wtedy z domu i chciała zniknąć. Zniknąć na zawsze. Była inna, ale nie była nienormalna. Lecz wciąż natarczywie powracały słowa : "Nie jest normalna"
Nie rozumiała tego. Przecież chodziła, mówiła, czytała, potrafiła nawet pisać, jak każde normalne dziecko. Mam była z niej taka dumna : "Dzieci w twoim wieku tak pięknie nie czytają"A ona potrafiła i miała dopiero 5 lat. I czytała dużo książeczek. Była więc normalna. Nie była ślepa, kulawa czy głucha. Była normalna !
Zatrzymała się. Była nad brzegiem stawu. Nie mogła iść dalej. Usiadła na trawie i dopiero wtedy głośno zapłakała.
Nie wiedziała, jak znalazła się w domu. Nie pamiętała. Leżała w łóżku z gorączką, a wszyscy byli dla niej mili. Gdy poczuła się lepiej, mama przysiadła się wieczorem obok niej i mocno ją przytuliła.
- Córeczko. Kocham cię.
- Ja ciebie też mamusiu.
- Wiesz skarbie, chcemy cię z tatusiem gdzieś zabrać, pokazać takie piękne miejsce
Dziewczynka uśmiechnęła się. Przecież znała takie miejsce.
- Nie, maleńka. - powiedziała matka, jakby wiedząc o czym myśli dziecko.- To jest daleko stąd i pojedziemy tam razem. To miejsce to Chorwacja.
To było jak sen. I choć trwało tylko dwa tygodnie zostało w jej pamięci na zawsze. Nagle jej świat i ten rzeczywisty stały się jednym. Była w Chorwacji, miejscu tak pięknym i bajkowym, jakiego nie potrafiła sobie nawet wymarzyć. Było najcudowniejsze, bo prawdziwe.
Wokół niej pełno było szczęśliwych, roześmianych ludzi. Nikt na nią dziwnie nie patrzył. Nawet wtedy, gdy popiskiwała radośnie w przejrzystej wodzie Adriatyku wchodząc i wychodząc na przemian z morza. Nikt też nie przyglądał jej się, gdy godzinami siedziała zapatrzona w wodę czy kamienie na brzegu. Patrzyła wtedy swoimi fiołkowymi oczami, jak promienie słońca odbijają się w falach, jak światło się załamuje i odbija niczym w lustrze, hipnotyzując ją wręcz swym blaskiem.
Zadziwiało ją tu wszystko. Kryształowo czysta woda morza, odcienie błękitu nieba, ciepły wiatr, który rozsypywał jej loki i delikatnie pieścił twarz. Porywała ją magia tego miejsca, tej wyspy. Z radością wdychała zapach morza i lawendy, która rosła tu prawie wszędzie, tworząc liliowe kobierce. Zanurzała się w tych pachnących, delikatnych roślinach, a potem zbierała ich całe naręcza i zanosiła do swojego pokoju.
Zauroczyły ją wąskie uliczki miasta Hvar, które były niczym tajemniczy labirynt oraz dziesiątki maleńkich, ciekawych zakątków z miniaturowymi ogródkami w zaułkach. Białe domy, czerwone dachy, palmy - to wszystko ją zachwycało. Było takie inne.
Najbardziej jednak zachwycił ją podwodny świat. Pewnego dnia tata założył jej maskę do nurkowania . Ujrzała wtedy zupełnie inny, nieznany świat: tak piękny, kolorowy i cichy. Zobaczyła czarne jeżowce kryjące się między kamieniami morskiego dna, muszelki, zielone roślinki i rybki, które przepływały koło niej. Podwodna przestrzeń i turkusowy odcień sprawiły, że poczuła się wolna i zapragnęła zostać tam na zawsze. Ale nie mogła. Rozumiała to. Powracała więc do niego jeszcze wielokrotnie.
Rodzice spoglądali na nią czasem, a w ich oczach nie było już smutku czy troski. Tu po prostu wszystko było inne.
Wiktoria w lekkich podskokach weszła do pokoju.
Miała roześmianą twarz, a jej oczy lśniły nieznanym blaskiem.
- Jestem już mamusiu! - zawołała
- Gdzie byłaś córeczko?
- Nad zatoczką.
- Patrzyłaś na morze ?
- Nie , byłam z moją przyjaciółką.
- Przyjaciółką?
-Tak, ona jest małym elfem.
W oczach matki pojawił się niepokój.
- O czym rozmawiałyście? - spytała, a znany lęk dalej tkwił w jej oczach.
- Opowiadałam jej o podwodnym świecie. Ona nigdy go nie widziała. Ona bawi się czasem pośród lawendy i bardzo mnie polubiła.
Jej twarz emanowała radością i spokojem. Matka patrzyła w oczy córki, które dawno nie lśniły takim szczęściem. Jednocześnie lęk targał jej sercem.
- Kochanie... - nie dokończyła
- Jutro znów się spotkamy i będę jej opowiadać historyjki o podwodnym świecie.
- Czy ona zawsze tu mieszkała...? Na wyspie, na Hvarze?
- Chyba nie, bo nie mówi tym dziwnym językiem, tylko tak, jak ja.
Słowa te jednak nie uspokoiły kobiety.
Od tamtego dnia wracała zawsze radosna, opowiadając tysiące szczegółów o spotkaniach ze swoją nowa przyjaciółką i o podwodnych historiach.
Kiedy poszła spać mężczyzna nie wytrzymał, zwracając się do żony:
- Czy ty nie widzisz, że znów jest gorzej ! - krzyknął. Był zdenerwowany i zamartwiony zarazem.
- Lekarz mówił, że zmiana klimatu, otoczenia... myślałam, że to tu, gdzie jest tak pięknie...
Rozpłakała się.
- Też miałem nadzieję.
- Czy my jej za mało nie kochamy, że ucieka w swój świat?
- Chyba nie, to taka choroba.
Siedziały na tarasie wpatrzone w zachodzące słońce. Niebo przykryte było czerwoną łuną, w wodzie odbijała się wielka tarcza słoneczna. Był to piękny widok, patrzyły więc w milczeniu na zatokę spowitą w romantycznym świetle.
- Mamusiu !- rozległ się nagle głos dziewczynki. - Jak będę duża, też tu przyjadę.
- Tak ?
- Bo tu jest tak pięknie, tak inaczej…
- Masz rację, skarbie. Mnie się też tu bardzo podoba. - odpowiedziała tylko, choć miała ogromna chęć zapytać ją o nową, wymyśloną przyjaciółkę. Jej sercem targał wciąż lęk, choć dziecko zachowywało się normalnie. Tylko te jej fantazje, ten jej świat wciąż ją niepokoił.
Wiktorii nie było od rana. Właściwie oboje nie wiedzieli, gdzie dokładnie spędzała czas. Postanowiła jej poszukać.
Nie błądziła długo. Zobaczyła ją nad brzegiem morza i już z daleka słyszała jej dźwięczny głos. Przystanęła, nie chciała przerywać jej szczebiotu. Słuchała, jak córka snuje opowieści o podwodnym świecie, kolorowych zwierzątkach żyjących na dnie morza. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziewczynka siedziała sama. Kobieta słyszała, jak Wiktoria zwraca się do swojej niewidzialnej przyjaciółki.
Usiadła załamana i ze smutkiem podparła głowę dłońmi. Nie wiedziała, co robić. I wtedy rozległ się cieniutki głosik:
- I co było dalej? Opowiadaj, to takie piękne...
Wtedy dopiero do niej dotarło, że Wiktoria nie jest sama.
- To moja córeczka jest z pani córką. - usłyszała nagle za swoimi plecami.
Spojrzała na stojącą, młodą kobietę.
- Córeczka? To nie elf?
- Wiktoria tak ją nazywa. Bardzo się zaprzyjaźniły od kiedy jesteśmy w Chorwacji.
- Opowiadała mi, ale myślałam, że to przez jej chorobę.
- Ona jest po prostu inna. Jest wspaniała. Potrafi godzinami opowiadać Martynce o podwodnym świecie. Otwiera przed nią cudowny świat fantazji.
Spojrzały w kierunku dzieci. Teraz było widać, że na kolanach Wiktorii siedziała malutka, szczuplutka 3 - letnia dziewczynka.
- Wiktoria - ciągnęła dalej kobieta - potrafi zachwycać się wszystkim. Dostrzega małą muszkę na kwiecie lawendy, kroplę rosy na trawie. Widzi i czuje to, czego my nie dostrzegamy.
- I moja córka o tym opowiada Martynce ? - spytała zdziwiona.
- Tak.
Zamilkły obie pogrążone w milczeniu.
- Wie pani - zwróciła się mama Martynki do niej - każdy człowiek musi znaleźć swoje miejsce na ziemi, swoje szczęście. Wiktoria znalazła je właśnie tutaj, na Hvarze.
|