Wedlug zyczen...Koniec o ..rondach (choc to tez ciekawy temat:) )
Szef nie byl zly, raczej ...leciutku...podenerwowany.
Uspokoilam go jednak ,ze juz plyniemy i za dziesiec minut ..moze pietnascie powinnismy byc na miejscu...ze jak najbardziej ''wszystkow porzadku....Cali i zdrowi...
-''Wysadzimy was w marinie a my poplyniemy oddac lodke''-rzekl szwagier.
-''A w zadnym wypadku!''-odparlam stanowczo a siostra mi przytaknela.
-''Poplyniemy razem!''-powiedziala siostra rownie stanowczo.
-''Nie mam zamiaru umierac w porcie ze strachu czy zescie sie czasem nie potopili...''-powiedzialam po czym pomyslalam ,ze spacerek dobrze nam zrobi.Ochloniemy troszke zanim dojdziemy do domu.Dodalam jeszcze:
-''Jak sie potopimy to przynajmniej ...wszyscy..''
Szwagier spojrzal na mnie ..dziwnie..
Z lodki widzielismy nasza plaze.
Ludzi juz nie bylo tak wiele i plaza wygladala...bardziej normalnie niz w poludnie.
Nie bylabym soba gdybym nie pozwolila sobie na mala ...uszczypliwosc,mowiac:
-''No !
Macie swoje...''skakanie''..
Sie wam cholewcia zachcialo sportow ekstremalnych...!''
Slonce udalo ,ze nie slyszy .Szwagier zrobil rozanielona mine i powiedzial:
-''Hmm...cos pieknego...powinnas sama sprobowac...''-i usmiechnal sie widzac moja mine.
-''taaak...w wodzie po kostki..jak najbardziej''-odrzeklam ale tez odczuwalam dziwne zadowolenie.
Na ostatni dzien zafundowac sobie takie wrazenia....Az sie nie chce tym bardziej wyjezdzac..
Minelismy port i skierowalismy sie dalej ,ku miejscu gdzie nasi panowie umowili sie z szefem.
Moze to juz byla Makarska..a moze jeszcze Tucepi...do dzisiaj nie jestem pewna.
Wydawalo sie ,ze juz mamy strach z glowy...jednak zycie lubi zaskakiwac.
W oddali majaczyla nam plaza .
Moje Slonce zmniejszylo obroty i lodka troszke wolniej zaczela kierowac sie w strone brzegu .
Nagle widzimy ,ze wcale nie bedzie to takie latwe.Spychalo nas na boje oddzielajace kapielisko od morza.
Kolorowe koraliki byly coraz blizej .
Ludzi nie bylo duzo ale ktos tam na materacu wylegiwal sie uczepiony boi ..ktos plywal..
-''Matko zlota...staranujemy tych ludzi!''-wrzaslam w przestrachu.
-''Na leweoooooo''-krzyczy siostra.
-''o....''jasna cholera'' ''-wykrzyknal szwagier a moje Kochanie stanelo znowu do walki z wscieklym morzem.
Od plazy zaczal plynac gosciu na skuterze...a szef podniosl rece i macha...
Gosciu na skuterze drze sie :
-''Plyncie do mariny!''
-''Lodke musimy oddac szefowi''-odkrzykujemy
-''Zawracajcie!!!!!''-slyszymy jego wrzask.
Se mysle ...nie rozumie ,ze musimy doplynac do brzegu...czy co..
Po natepnym jego :''do mariny!!!''odwrzaskuje.
-''Nasz Szef kazal nam tu lodke zdac!!!''-i dodaje w myslach:''i odczep sie chlopie ! Juz i tak bez ciebie jest to trudne...''
Gosciu wreszcie nie wytrzymal i wsciekle wrzeszczy:
-''Wasz szef jest moim szefem.Macha wam ,zebyscie zawracali''.
Myslelismy ,ze nam po prostu macha...
Teraz dopiero zrozumielismy ,ze nie bylo to na przywitanie .
cdn