napisał(a) Użytkownik usunięty » 23.02.2012 00:46
Pomoglismy szwagrowi dostac sie na lodke.
Fale miotaly nami wsciekle ,probujac wyrzucic zawartosc Lupinki ...czyli dziesiec istnien ludzkich, w morze.
-''Zakladac kamizelki!''-ryknal drugi kapitan a pierwszy mocowal sie z silnikiem zeby maszyne odpalic.
Motor zacharczal ...zakaszlal i ...nie zapalil.Po drugiej nieudanej probie nasze przerazenie siegnelo zenitu.
Pan M.dzielnie stawial opor skalom ale co fala to ocieralismy sie burta o nie ...
Kazdy uczepil sie lawki ,zeby miec jakis punkt zaczepienia.
Moje Slonce wciaz walczylo z silnikiem ,ktory jakby sie sprzysiagl przeciwko nam a pobratal z wscieklym morzem.
-''Mamo?!....rozbijemy sie?''-zapytala mlodsza corka ze strachem .
-''Nie ...tatus musi tylko odpalic silnik...nic nam sie nie stanie''-odrzeklam ale nie za bardzo przekonywujaco.
Przygryzlam wargi patrzac na meza..''pospiesz sie ...pospiesz sie na litosc boska...go ! go ! go !''szeptam do siebie w myslach.
Wreszcie uslyszelismy prace silnika,teraz tylko oddalic sie jak najszybciej z tego miejsca.
-''Plyn lodeczko!''-mowi ktores z dzieci a ja zaklinam polglosem :'' no plyn!''.
Mezowi udalo sie powolutku ruszyc z miejsca ...ale nie na tyle szybko aby kolejna fala nas ominela...
O skalki juz sie nie ocieralismy ale wciaz lodka byla zbyt blisko.
-''Cala moc!!''-drze sie szwagier,a malzonek odkrzykuje:
-''Szybciej nie pojdzie!!!''
Moje Slonce nie mial czasu zalozyc slipek ale nikt juz o tym nie mysli.Wazne jest tylko to zeby sie nie potopic.
Cala ta groza nie trwala az tak dlugo jak nam sie wydawalo...Dla nas byly to wieki.
Jednak powolutku zaczelismy plynac i oddalac sie od niebezpieczenstwa.
Kazdy odetchnal z ulga.
Teraz wpatrywalismy sie w pana meza proszac oczami aby sobie z tymi falami poradzil.
Niebezpieczenstwo zazegnane ale przeciez mamy jeszcze do pokonania spory dystans.Morze wcale sie nie uspokoilo,przybralo na sile,co czuc bylo nawet przez deski Skorupki.
Placz ustal i zaczelismy juz troszke normalniej oddychac.
Nagle...czegos mi brakowalo ...
Spojrzalam pod nogi i zdziwilam sie skad nagle mam tyle miejsca na stopy.
W tym samym momencie siostra pyta:
-''Sluchajcie.....A ...Kotwica......Gdzie???????????''
Jak na rozkaz, oczy wszystkich powedrowaly wzdluz liny ...
-''Kotwica!!!!!!!!!!''-wrzasnelismy chorem patrzac na koniec liny biegnacej w morze.
Teraz juz wiedzielismy dlaczego nie moglismy ruszyc z miejsca ..i dlaczego tak wolniutko oddalalismy sie od skalek..
Nieszczesna kotwica wciaz byla w wodzie.Zupelnie o niej zapomnielismy!
Szwagier rzucil sie w strone liny aby ja jak najszybciej wewlec do lodki.
Kiedy mu sie udalo naszym oczom ukazal sie dziwny widok.
Prety kotwicy sie zupelnie wyprostowaly i teraz sterczaly zalosnie na koncu liny
-''Szef nas zabije!.''-powiedzialam a szwagier zaczal zaginac na powrot druty...
-''Matko zlota...toz to ja o telefonie zapomnialam ....Mielismy byc w kontakcie a telefon zostal w lodce''-powiedzialam sprawdzajac polaczenia...
No pieknie...trzy nieodebrane...Szef zapewne juz tam ...paznokcie obgryza...
Chcac nie chcac trzeba bylo ...oddzwonic....
''No to teraz nam sie dostanie!''-pomyslalam wybierajac numer.