smoki napisał(a):Cro rodzinka już troch sponsorowała wydanie książki Leona. może też dołoży grosza do Twojej powieści "Agapicro przypadki". Agapi twórcą roku 2012. Pisz , pisz i nie przejmuj się krytyką.
To bardzo mile ale....malo faktycznie w mojej relacji samej...Chorwacji...
Poza tym...Agapi ciagle ma kompleksy na punkcie swojego pisania.
Zeby zrozumiec jak glebokie cofnijmy sie w czasie...
Bytlam w siodmej klasie podstawowki.
Z przedmiotow szkolnych uwielbialam- jezyk polski.Przeczytalam prawie wszystkie ksiazki ze szkolnej biblioteki.
Czytalam nocami ,czasem spiac tylko trzy godzinki,czym doprowadzalam do szalu moja mame.
-''Oczy zepsujesz przy tej lampce''-mowila kiedy zas ''nakryla'' mnie na nocnym czytaniu.
Siostry psioczyly na mnie ,ze swiatlo ich drazni i spac przeze ,mnie nie moga.
Ja uparcie jednak pozeralam strone za strona.
Doszlo do tego ,ze bralam latarke i pod pierzyna(bo byly to czasy pierzyn) czytalam i czytalam...
Nie tylko zreszta ksiazki.
Uwielbialam poezje.Mysle ,ze dlatego iz moglam wyobrazic sobie co autor mial na mysli....bo z wierszami jest tak ,ze kazdy odczuwa je po swojemu i po swojemu tez je inerpretuje.
Tak wiec slowo pisane bylo dla mnie niczym chleb dla ciala .
Karmilam nim swoja dusze i bylam taka marzycielka ,ze nic i nikt nie byl w stanie''sciagnac mnie na ziemie''.
Pewnego dnia ,Pani od polskiego, zadala zadanie domowe.
No wreszcie moglam sie tworczo udzielic.
Przerabialismy wlasnie temat:''Co to jest pamietnik .''
Praca domowa polegala na opisaniu czegos z naszego zycia w formie wlasnie pamietnika.
Pamietam jak z wypiekami na twarzy zabralam sie do dziela.
Mama tylko patrzyla na mnie jakbym jaka chora byla .Zamiast latac po podworka ja tylko pisalam i pisalam .
Zdziwilo ja tez ,ze pierwszy raz w zyciu corke nie trzeba ''zaganiac kijem ''do lekcji.
Wtedy to chyba odezwalo sie we mnie jakies pragnienie pisania.
Slowa przelewalam na papier z taka latwoscia ,ze w ciagu trzech dni mialam juz zadanie zrobione.(Pani dala nam na to caly tydzien).
Nie moglam doczekac sie jaka ocene dostane.
W nagrode ,wyroznione prace mialy ukazac sie w gazetce szkolnej.
Nadszedl wreszcie dzien kiedy Pani przyniosla nasze zeszyty.
Staly one ulozone na kupce na jej biurku.
''Ktory jest moj?''-zerkalam na ten stos probujac przeswietlic na wylot co tez jest w moim...co dostalam i czy Pani sie podobalo.
Dyzurny rozdal kazdemu zeszyt.
Z niecierpliwoscia przewracalam kartki ,probujac znalezc ostatnia zapisana strone.
Wypieki na twarzy mowily same za siebie.Serce bily szybciej niz powinno.
Wreszcie mam!
Dogrzebalam sie do mojego opowiadania.
Nigdy tego nie zapomne....Czuje to do dzisiaj !
Jedno wielkie rozczarowanie!
Byla to najwieksza porazka jaka przezylam w szkole.
Najwiekszy bol jaki dane mi bylo przezyc jako uczennicy.
Dwoja- bolalaby znacznie mniej niz to co przeczytalam pod moim zadaniem...
Wiecie co mi napisala Pani Zofia....
Brzmialo to mniej wiecej tak :
''Praca fantastyczna...gdyby to bylo napisane przez ciebie znalazloby sie na pewno w gazetce .Jednak uwazam ,ze zostalo to przepisane z Plomyka lub z jakiejs innej mlodziezowej gazety.
Nie moge tego niestety ocenic ,bo praca nie jest twoja.''
Lanie bylo niczym w porownaniu z tymi slowami.
Jak kochalam moja nauczycielke to w jednej chwili poczulam do niej ogromny ,niewyobrazalny zal.
Podeszlam do niej:
-''Prosze pani!Ja tego naprawde nie przepisalam z gazety.Sama to
napisalam!''
-''Nie moglas tego sama napisac! Idz na miejsce i nie klam!''
Usiadlam w lawce a usta zwinely mi sie w podkowke.
Dobrze ,ze zadzwonil dzwonek na przerwe.
Dziewczyny skakaly w gume a ja stalam przy oknie odwrocona tylem do nich i plakalam.
Nie bylam w stanie zrozumiec dlaczego i jakim prawem moja nauczycielka mi nie wierzyla.
Czulam sie strasznie skrzywdzona .Nie potrafilam pojac tej niesprawiedliwej oceny.
Wiara w ludzi zostala we mnie na dlugo zachwiana.
Nie tyle moze w samych ludzi co w sprawiedliwosc na tym swiecie.
Zarzucajac mi klamstwo sprawila iz zawzielam sie do tego stopnia iz przez dwa dni nie poszlam do szkoly.
Mama zgodzila sie zebym zostala w domu myslac ,ze jestem chora.
A ja...nie moglam patrzec na moja pania od polskiego.
Byla moim idealem.Kochalam ja jak tylko moze uczen kochac nauczyciela.Darzylam ja wielkim szacunkiem .Byla moim autorytetem.
Cale to zdarzenie zniszczylo moja milosc do niej .
Do tej pory mam do niej zal ..ogromny zal.
Dlaczego mi nie wierzyla???
Od tamtego dnia jezyk polski byl dla mnie najtrudniejszym przedmiotem poniewaz rozzalona ta niesprawiedliwoscia unikalam juz wszelkiego pokazywania ''literackich umiejetnosci''(o ile takowe rzeczywiscie posiadam:) )
W szkole sredniej troszke sie podbudowalam .
Napisalam na szostke mature z polskiego .
Jako jedyna z mojego rocznika powazylam sie na interpretacje wiersza ''Utopia''.
Czym zaskoczylam pania profesor ,ktora poradzila nam zeby tego ''nie ruszac''.
Byl to tak zwany wolny temat...o tyle trudny ,ze nie za bardzo przerabiany na lekcjach i ...powtorkach.
Tym razem jednak uslyszalam od nauczycielki ,ze jest dumna i niesamowicie zaskoczona iz tak sobie poradzilam .
Wciaz jednak ,jak zadra, tkwi we mnie to zdarzenie z podstawowki i blokuje niejako moje mysli.
Gdyby ktos wiedzial z jaka obawa pisze kolejne odcinki...zdziwil by sie niepomiernie.
Prawda jest taka ,ze przez Pania Zofie nabawilam sie poteznych kompleksow...
Jest to tez wyjasnieniem, dlaczego krytyka Liska, zachwiala we mnie sens pisania ciagu dalszego.
Gdyby znalazl sie tylko ktos ktoby mnie troszke w tym temacie pokierowal ..kiedy byl ku temu czas...moze wtedy jakikolwiek pomysl z ksiazka nie bylby taki ...abstrakcyjny ....i ..nierealny...
Tak pozostanie to tylko ...utopia...
Szukam wciaz u Was potwierdzenia ,ze jestem cos warta...ze jednak potrafie kogos zaciekawic i ...wierze ,ze jezeli piszecie iz wam sie podoba ...znaczy ,ze faktycznie tak jest