napisał(a) Użytkownik usunięty » 14.02.2012 00:29
Czekalam i czekalam..
Od tego czekania zapas ''przyjaciol'' malal w zastraszajacym tempie.
Najgorsze bylo to,ze nie mialam pojecia jak dluugo bede tak ''kwitla'' ,na tarasie.Noc jednak cieplutka,morze szumi..nie jest tak zle...wrecz ..jest slicznie..Tak slicznie ,ze ....wpada mi do glowy mysl:''A moze ja tez sie ubiore i pojde ..polazic..?!
Odrzucam jednak ten pomysl.
Nie chce mi sie juz rozbierac i przebierac.Spojrzalam na moja koszulke...Jakie fajne sa te serduszka...
Slonce mi ja kupilo...No wlasnie..Moje Slonce ,ktore teraz poszlo ''na zatracenie''...bo tak dlugo go nie ma.
Mase sprzecznych uczuc szalalo w moim sercu. Gdybym chociaz spiaca byla..Spac mi sie wcale nie chcialo ,jako ,ze wyspalam sie wczesniej.
Nie wiem ,tylko dlaczego zaczelam'' pod nosem'' nucic:
''(..)To juz jest koniec
nie ma juz nic
jestesmy wolni
mozemy isc..(..)''
No ..moje Kochanie jak sie ''wyrwalo'' to...poooszedl...! Zebym tylko wiedziala gdzie ...no i ...czy sam....
Zreszta ,wazne zeby ...wrocil.
A jak mu cos szalonego do glowy strzeli? Podrinkuje..do wody wskoczy i jaki ...skurcz go zlapie...?!
-''A sio!''-powiedzialam do siebie,odpedzajac pojawiajace sie czarne wizje.
Zaczelam wyobrazac sobie ,ze wraca zrelaksowany ..
Ja usmiechnieta,udaje ze nic mnie to nie rusza.Moglabym w sumie nawet udawac ,ze ...nie zauwazylam ,ze go nie ma..
Moglabym ...gdybym nie byla ..zazdrosna.
Pupa zaczela mnie juz bolec od tego siedzenia,totez wstalam ,wzielam miotle(gospodyni co rano nam taras zamiatala) i zaczelam zmiatac.
Poukladalam krzeselka,stoliczki,klapki przy drzwiach i dmuchane pomoce do plywania...
Wyrzucilam smetne resztki ''przyjaciol ''do kosza,umylam popielniczki..zebralam suche rzeczy ,ktore sie suszyly.
Rozgladajac sie wokol co bym tu jeszcze mogla zrobic,zauwazylam zblizajaca sie postac.
Poczulam ulge ,ze jednak caly i zdrowy ale po kilku sekundach ...ulga zamienila sie w furie.
Z moich planow, aby jednak uniesc sie duma ,nic nie wyszlo.
-''Gdzie byles?-warknelam.
-?
-''Odpowiadaj jak sie pytam''-moj glos zabrzmial jeszcze bardziej wrogo.
-''Przejsc sie!''-pada krotka odpowiedz.
-''Toz to musiales chyba do Splitu dojsc za ten czas!-powiedzialam sarkastycznie ,na co Kochanie wzruszylo tylko ramionami i usmiechnelo sie nieznacznie.
Ta jego zagadkowa mina wytracila mnie z rownowagi ale opanowywujac sie aby go nie walnac mowie:
-''Wiesz...To nawet nie chodzi o to ,ze poszedles.
Chodzi o to,ze nie powiedziales ,ze idziesz...ani z kim idziesz..
Martwilam sie o ciebie!''
Wyminal mnie i poszedl do pokoju.
Coz ...nie pozostawalo mi nic jak zrobic to samo.
Nie bylo sensu pytac.Znajac go ,nie powie nic wiecej.
Owszem, moze po dziesieciu latach ,dowiem sie szczegolow.Teraz musialam zaakceptowac fakt,ze Slonce chwilowo dar mowy stracilo.