-''Dzieciii...pobudka!''-krzyknelam ,bo wszystko jeszcze w najlepsze spalo.
-''Mamooo...jest rano..daj nam pospac!''-odpowiedziala corka.
-''Jest najwyzsza pora abyscie podniosly cztery literki z wyrka ! Zapomnieliscie ,ze dzisiaj plyniemy statkiem?! Wstawac ,ale to juz!''-powiedzialam ,odkrywajac kazdego po kolei.
Mlodsza corka naciagnela na glowe przescieradlo,najmlodsze dziecko usiadlo nieprzytomnie na lozku,najstarsza ''psioczyla'' glosno ,ze nawet na wakacjach wyspac sie im nie damy.Starszy syn powlokl sie do lazienki.Przynajmniej jedno dziecko slucha mamy:)
Wyszlam do kuchni .Mialam tylko nadzieje ,ze sie nie spoznimy.
Sniadanie siostra zrobila ,ktora wstala wczesniej ode mnie.Gotowe kanapki czekaly juz na stole.
Ja potrzebowalam kawy.....kiedy wlasnie ja sobie robilam uslyszalam :''czesc''.
Aaaa...moje Slonce wstalo.
Troszke zaniepokoil mnie ton jego glosu.Bylo to bardziej burkniecie niz przywitanie....znaczy ''wstal lewa noga''.
-''Chcesz kawy?''-zapytalam .
-''Zrobie sobie sam jak bede chcial''-odburknal w odpowiedzi.
No dobrze...Skoro tak wzielam swoj kubek i skierowalam sie na zewnatrz.
Sadzac po dzwiekach dochodzacych z dzieci pokoju,juz sie ubieraja.Oczywiscie znowu wrzask:
-''...moze bys sie tak pospieszyla?!Ja tez musze do lazienki...''
-''Ubieram sie!''
-''...sie pospiesz!''
-''..maaaamoooooo!!!''
Oczywiscie to :''mamo''to chyba cale Tucepi slyszalo.Ja jednak udalam ,ze nie slysze.
Niech sobie radza,nie bede wkraczac ,bo jeszcze sprawe pogorsze.
Pijac kawe ,zastanawialam sie nad powodem dlaczego moje Kochanie zas w zlym nastroju.Nie chcialam za dlugo o tym myslec zeby sobie humoru nie psuc...i mialam nadzieje,ze wkrotce sie zacznie usmiechac.
Zjedlismy sniadanie ,spakowalismy rzeczy do zabrania i bylismy gotowi do wymarszu.
Caly czas jednak malzonek odzywal sie tylko w razie koniecznosci.Jego ''marsowa mina '' nie zachecala aby pytac:''why''.
Pocieszalam sie ,ze na statku mu przejdzie.
Statek mial czekac w marinie...
Podeskcytowanie i zaciekawienie na wszystkich twarzach (prawie wszystkich) ustepuje miejsca zdziwieniu i rozczarowaniu.
To ..COS...co stalo przycumowane wcale nie wygladalo jak nasz statek...ot taka wieksza lodka.
Mielismy nadzieje,ze moze zaraz przyplynie inny ,ten co widywalismy z brzegu...
Szwagier mowi:
-''Plyniemy Vittorio''.
Sprawdzilismy napis na tym czyms co na nas najwidoczniej czekalo ....i potwierdzily sie moje njaczarniejsze przeczucia.Wlasnie to ta ....namiastka statku mielismy sie udac w rejs...
Myslalam ,ze mnie jasna cholera wezmie.Jak (w zasadzie) opanowana ze mnie osobka to wrzaslam:
-''Gdzie jest ten gosciu????? Udusze dziada i nogi mu z tylka powyrywam...To ma byc nasz statek???''
Pan naganiacz zrobil nas na szaro.oczywiscie o muzyce trza bylo zapomniec...co do reszty...jeszcze nie wiedzielismy...
Wscieklosc odebrala mi sily aby wejsc na ten statek.Rozgoryczona i zla szukalam wzrokiem znajomej geby.
No ale oczywiscie gosciu roztropnie wolal sie nie pokazywac..
Moglam tak stac i stac ale ..co by mi to dalo?!
Ze zbolala mina weszlam za pozostalymi do ''Vittorio''.
Pieknie!
Wszystkie miejsca juz prawie pozajmowane .Mialam wrazenie ,ze wlasciwie to wiecej ludzi niz miejsc .Jakos uwiesilismy sie ma laweczce.
Jako ,ze bylismy jednymi z ostatnich pasazerow,Vittorio odcumowal i zaczelismy plynac.
-''Ciekawa jestem czy chociaz szalupy ratunkowe to COS ma?!''-powiedzialam polglosem do siostry.
-''Musi miec!''-odrzekla.
-''Taaak ...-jak w Titanicu,wiecej ludzi niz tych szalup.''-odrzeklam ,rozgladajac sie dookola,probujac umiejscowic ..gdziez one tez moga byc...
Droga dedukcji wywnioskowalysmy ,ze jezeli Vittorio to cos posiada ,to pewnikiem na gorze.
Na razie nie mialam jednak ochoty sprawdzac...bo jakby sie okazalo ,ze ich brak ...to chyba bym sie kazala ... do brzegu odtransportowac.
Siedze potulnie nalaweczce a wscieklosc targa mnie od wewnatrz.
''Spokojnie ,bedzie fajnie!''-mowi do siebie w myslach.
To nic ...Na pewno zaraz wlacza jakas muzyczke ...chociaz ...i bedzie ...milej.
Poki co czestuja wszystkich kieliszeczkiem rakiji.A ja nie lubie ..
Mam ochote powiedziec :''Dla mnie winko jak mozna...''..ale nie mowie nic .Wydaje mi sie ,ze kazdy z pasazerow jest zawiedziony.Wszyscy maja jakies takie...nieciekawe miny.
No dobrze ....grunt to sie nie poddawac zlym nastrojom.
''Takie rzeczy sie zdarzaja''-znowu prowadze sama z soba monolog.
Nasi mezczyzni pognali na gore widoki ogladac a my z dziecmi zostalysmy i wypatrujemy delfinkow.
''Pewnie i delfinki to sciema''-mysle smutno.
Pati wylozyla nogi za burte i siedziala tylem do nas.
-''Pati usiadz po ludzku ,jak wszyscy! Nie jest to bezpieczne,w razie gdyby statek sie przewrocil..''-rozkazuje.
Dziecko jednak wydelo pogardliwie wargi i ani mysli posluchac mamy.
-''Corcia ! Slyszalas co powiedzialam ???''-powtarzam grozniej.
-''Wez przestan mamo!''-odpowiada dziecko a ja mam ochote ja ''udusic'' .
W tym momencie pojawilo sie moje Slonce.
-''Wez jej cos powiedz ,bo ja na oczach wszystkich wyszarpie''-mowie do meza a corke jeszcze raz prosze:
-''Nie siedz tak ,bo gdzyby cos sie stalo to nie zdazysz nog wyciagnac nawet.
Maz popatrzyl na mnie jakby mowiac:''Ta zas czarne scenariusze kresli'' i nic sie nie odezwal.
''Dobra !''-pomyslalam -''tatus pozwala wiec niech se siedzi ...moze faktycznie ja taka glupio przewrazliwiona ..''
Staralam sie nie patrzec jak jej te nogi fale obmywaja bo i tak nie poslucha...i dalej bedzie nimi tak machac.
Swoja droga to maz, moglby jej kazac usiasc na laweczce, a nie ''podkopywac '' jeszcze moj autorytet...no ale najwidoczniej dzisiaj jakis wyjatkowo zlosliwy dzien ma.
Na plecach czulam zar slonca i choc chcialam isc ,upewnic sie co do szalup, to jednak skwar skutecznie mnie przed tym powstrzymywal.
Rozmawiamy z siostra ,wylewajac swoje zale i rozczarowania.Ona tez myslala,ze poplyniemy nie tym stateczkiem...
Pragnelysmy troszke ....rozrywki...a tu- ''masz Agapi statek''...
Nagle pojawia sie wkurzony Kapitan.
W pierwszej chwili nie zrozumialam co mowi...to znaczy zrozumialam ale nie zajarzylam ,ze to do ...mojego dziecka.
-''Prosze mi tak nie robic! Co ty wyprawiasz!!!''-ryczy wkurzony..
Patrze na niego i dopiero po kilku sekundach lapie ,ze on drze sie na moja Pati.
Widocznie kapitana rozwscieczylo jeszcze bardziej to,ze nie reaguje ,bo zwracajac sie do mnie drze sie z wyrzutem:
-''Jak mozna pozwalac dziecku tak siedziec???czy nie zdajesz sobie sprawy jakie to niebezpieczne?
Prosze natychmiast wziazc dziecko z burty!
Niech normalnie usiadzie!
Kto to widzial zeby rodzice tacy lekkomyslni byli!''
-''Pati....!-sycze przez zeby-siadaj ,bo normalnie przy wszystkich ci skore zloje!''
Do kapitana mowie tylko :''przepraszam'' i wstyd zalewa mi policzki...Czuje ,ze robie sie czerwona jak burak.
Ostatnia rzecza jaka chcialam to to,zeby stac sie widowiskiem wszystkich wkolo.
Kazda para oczu przypatrywala sie nam z zaciekawieniem a co poniektorzy z dezaprobata...
Twarz mi plonela i myslalam ,ze sie pod ziemie zapadne....a wszystko dlatego ,ze moje krnabne dziecko mamy nie slucha.
I to jeszcze nic ...moje dziecko mowi do Kapitana :
-''It is ridiculous!''
Ja nie wiem czy on zrozumial ale ja bylam wsciekla .Nie dosyc ,ze Kapitan mial racje to jeszcze moje dziecko do niego pyskuje.
Wygiela usta w szyderczym polusmieszku...mowiac:
-''Cudowny rejs i cudowny statek!''..
Wyraz cudowny uzyty byl oczywiscie w wiadomym kontekscie ..
-''Pati ,stul buzie ,bo jak wyjdziemy na lad to odczujesz jak mamusia jest ''cudownie ''wkurzona ...i wymysle ci taka kare ,ze uwierz mi ...nie oplaca ci sie !''
Nie stosowalam i nie stosuje kary ''klapsow''.Zamiast tego ''odlaczam'' ich od netu albo tym podobne.To jest o wiele bardziej skuteczniejsza metoda.
Zreszta sa w takim wieku ,ze moj ...nawet leciutki...klaps moglby miec, tragiczne w skutkach, konsekwencje.
W Anglii dzieci maja wieksze prawa niz rodzice.
Niechby sie ktores poskarzylo ,ze dostalo w tylek.Od razu szkola zawiadamia policje..potem dochodzenie .Moze sie to skonczyc zabraniem praw rodzicielskich.
Podam przyklad z Collegu.
Dwoje chlopcow zaczelo bojke .Wzieli sie za czupryny...z kopaniem wlacznie.Zaalarmowani nauczyciele nie mogli bijacych rozdzielic ,poniewaz nie maja prawa dotknac ucznia.
Dzieci wykorzystuja to w bezczelny sposob...majac swiadomosc ...bezkarnosci.
Owszem po incydencie uczniowie zostali zawieszeni w prawach ucznia...ale jeden drugiego ''spral'' a nauczyciele mogli tylko uzywac sily perswazji i nic poza tym.
Od tego momentu corcia siedziala jednak grzecznie na czterech literkach i tylko jak widziala kapitana wydymala usta z pogarda.
Jej duma zostala urazona.Nie chciala tylko zrozumiec ,ze stalo sie to na jej wlasne zyczenie.
Oczywiscie przyznalam Kapitanowi racje....w koncu on odpowiadal za bezpieczenstwo wszystkich na pokladzie.
cdn