No wiec tak...
Po powrocie z wakacji na Korfu w 2010 roku stwierdzilismy wraz z mezem,ze nastepne wakacje sobie darujemy i zaoszczedzimy na depozyt aby moc wziazc kredyt na mieszkanie.No bo na czym zaoszczedzic..Jesc trzeba,ubrac sie trzeba,koszty zminimalizowalismy juz i tak do minimum ,tak wiec tylko kosztem wakacyjnych przyjemnosci mozna to zrobic.
A ze czlowiek wrocil wypoczety i zrelaksowany to wydawalo sie to do zrobienia.
Jednakze z kazdym tygodniem ten zamysl stawal sie coraz bardziej bzdurny i nierealny.Coraz bardziej zmeczona i przygaszona...Wciaz tylko praca i dom,praca i dom...
Nie ma nic gorszego jak wizja braku urlopu....kiedy czlowiek powinien odpoczac ...naladowac akumulatorki aby moc zmagac sie dalej z ta szara rzeczywistoscia a tu...bez wakacji?????
Co to za urlop w domu ???I czy wogole mozna w domu wypoczac...kiedy tyle spraw do zrobienia..
Gdyby chociaz czlowiek mogl liczyc na pogode ...a tu pogoda jets jaka jest..jak to w Anglii...jak nie leje to wieje...
Nawet jak trafiaja sie nieziemskie upaly to co mi po tym jak morze paskudne(albo go nie ma bo akurat odplyw)
Wiec tak myslalam i myslalam i bylam coraz bardziej sfrustrowana i zla!
Ktoregos dnia(a mialam bardzo ciezki dzien w pracy)przyszlam do domu,siadlam przy stole i pomyslalam:''O nie!!!Mam to w czterech literach czy kupimy i kiedy kupimy ten cholerny dom.Zreszta....jakim kosztem???Czy warto ???
Nie chce domu !Potrzebuje wakacji bo oszaleje..Chce odpoczac dwa tygodnie ;nie myslec o pracy;nie myslec o tym wszystkim o czym musze zwykle myslec..
Do diabla...W koncu cos sie czlowiekowi od zycia nalezy jak ''tyra''od rana do wieczora a praca sni mu sie nawet po nocach