Pozwolcie wiec ,ze bede kontynuowac a fotki ..pozniej.
Wlasnie bylysmy w trakcie przygotowywania obiadu ,kiedy nasi mezowie powrocili z plazy z uradowanymi minami..
-''Zgadnijcie co zdecydowalismy...''-zaczal od progu moj szwagier.
-''....az sie boje zgadywac patrzac na wasze usmieszki..''-odparlam i popatrzylam niepewnie na siostre.My tu stoimi przy garach a oni knuja cos poza naszymi plecami.Podejrzliwe spogladalysmy na ich usmiechniete geby i w nasze sreca wkradal sie strach..Co tez oni mogli wymyslic...i czym nas chca zaskoczyc???
-''...co???''-zapytala siostra.
-''No a jak myslicie?!''-odparl szwagier z szelmowskim usmieszkiem ....
Zaczelam sie domyslac...a on tylko potwierdzil moje przypuszczenia(i obawy)
-''Za dwa dni robimy sobie wycieczke .Poszukamy jakiejs milej plazy ...z dala od ludzi ...''-powiedzial.
-''Wypozyczyliscie ...lodkeeeeee????''-zapytalam z niedowierzaniem.
Rozmawialismy o tym pomysle po przyjezdzie ale jakos obeszlo sie to bez echa...a tu nagle....jednak zdecydowaly sie chlopiska ,zeby nam wrazen dostarczyc do konca zywota naszego.
-''Duza ta lodka?''-spytala siostra a ja juz w myslach widzialam jakas tam skorupke ,ktora unosi nas w glab morza....i niczym Robinsonowie ladujemy w jakiejs ...dziczy....z dala od cywilizacji...
Mezowie byli bardzo zadowoleni a my z siostra pelne obaw ,czy nas potopic aby nie chca....?!
Nadszedl wiec ten dzien.Zerwalysmy sie wczesniej(ja zreszta, jak co rano, wstalam o szostej).Myslalam ,ze bedac na wakacjach pospie sobie dluzej ale ...co..?!
Moj zegar biologiczny sfiksowal i zamiast spac ja wstawalam skoro swit platajac sie po kuchni...potem wychodzilam na tarasik .Sluchalam odglosow budzacego sie do zycia miasteczka..i ...myslalam o roznych rzeczach....Zanim inni domownicy sie pobudzili ...ja zdazylam sie znudzic tym ..czekaniem...
W tym dniu jednak nie bylo czasu na poranne przemyslenia:)
Pakowalysmy jedzenie i picie ,z mysla o tym aby nie umrzec z glodu i pragnienia na bezludnej wyspie.Lodowke turystyczna wypchalysmy na maksa, reszta poszla do plecakow.Trzeba bylo zabrac wszelki sprzet plywajacy.....i ekwipunek typu reczniki...olejki...
Zrobilysmy sniadanko i pobudzilysmy dzieci.
Mezowie kazali nam czekac w umowionym miejscu po czym poszli po lodke.
-''My pojdziemy powolutku a ty nas dogonisz''-powiedziala siostra.
-''Dobrze ,dolacze do was jak tylko wypale..''-odpowiedzialam .Z nerwow wypalilam dwa papierosy pod rzad ...a ze nie lubie palic na ulicy( co by innym nie smrodzic ) z checia zgodzilam sie ,ze pozamykam dom .
Siostra wziela dzieci i poszla wczesniej.
Wzielam reszte klamotow i spacerkirm powloklam sie do plazy.O takiej porze nie bylo jeszcze zbyt wiele ludzi.Z daleka zobaczylam ich umiejscowionych przy murku.Polozylam reszte ekwipunku na lodowce i czekamy....
-''Cos ich dlugo nie ma''-rzekla siostrzyczka.
-''Troszke to potrwa ,nie martw sie!''-odrzeklam ale ....powolutku zaczelam sie niecierpliwic.
Czekamy i czekamy ...Ludzi juz na plazy co raz wiecej a nasi panowie przepadli.
-''...A moze poplyneli bez nas?!''-pytam.
-''taaak....wszystko mozliwe....''-odpowiedziala .
Zaczelysmy juz sobie zartowac i snuc wszelakie wizje i domysly.Chyba z godzine tak'' kwitlysmy''.dzieci juz zniecierpliwione zaczely spacerowac po uliczce a my wypatrujemy i wypatrujemy czy nasi nie nadplywaja...
Na morzu cisza !Naszych nie widac.Wlasciwie to nie tylko naszych....Nie plywaja bananki...koleczka...slizgawki...Nic rozowego po niebie nie lata...Cos jest nie tak!
-''Siostrzyczko...-mowie-to morze jakos dziwnie szumi...Chyba jest zbyt niespokojne.Zaczelysmy przygladac sie z wieksza ciekawoscia tafli i ....zrozumialysmy dlaczego jest tak ....cicho.
Byly zbyt duze fale.
-''Cos mi sie wydaje ,ze nici z plywania lodka''-mowi siostra a ja jej przytaknelam.
Nawet zaden skuterek sie nie pojawial....Wiedzialysmy juz ,ze najprawdopodobniej dzisiaj nie wyplyniemy.No ale gdzie te nasze chlopiska sie podzialy????
-''Moze oni gdzies w knajpce przy piwku.....sie ..pocieszaja...?!''-pada nastepne przypuszczenie.
Nasze rozmyslania przerywa mlodzieniec ,ktory wyrasta przed nami i mowiac ''sorry''....
-''A ten czego zas chce?!''-pojawia sie w myslach pytanie i zanim mam czas sie zastanowic chlopak lapie za nasza lodowke...
''Nasza lodowka!!!!!!!!!!!!''-wrzasnelam w myslach i juz mialam zamiar udrzec sie na caly glos z oburzenia jak to mozna krasc cudza wlasnosc ,kiedy....moj wzrok pada na jego dlon a potem ....zjezdza nizej...a potem ....dostrzegam napis ....''KUKURYDZA''...
''Lo Matko Boska....-jeknelam w duchu -toz to nie ...NASZA.... lodowka!.....''
-''A gdzie jest ....NASZA???????????????''-krzyknelysmy rownoczesnie zazenowane i zawstydzone.
Przeprosilysmy chlopaka,zbierajac z wierzchu nasz ekwipunek i pozwalajac mu ja wziazc.
Jakim cudem przywlaszczylysmy cudza ....gubiac swoja???? I.... gdziez ona do diabla sie podziala????
Przeczesujemy dookola kazdy skrawek i znajdujemy zgube nieopodal wcisnieta pod lawke ...
Okazalo sie ,ze Pan M.taszczyl nasze jedzonko i picie i polozyl tam gdzie polozyl.
Dzieci jednak polozyly wszystkie klamoty na lodowce ,przy murku.Ja dolozylam swoje ...no i ..o maly wlos a ukradlybysmy ''kukurydze''.
Pan M. jakis rozkojarzony musial byc bo ...wogole nie zajarzyl ,ze usadowilismy sie na cudzej wlasnosci..
I takim to sposobem i watek kryminalny wkradl sie w nasza relacje:))))
Kiedy nasi panowie wreszcie powrocili(z niczym...bo za duze fale) ...opowiedzialysmy im jak to, o maly wlos, a nie umarlibysmy z glodu ...gdyby wyplyniecie doszlo do skutku.
-''Wiecie...-mowie smiejac sie juz w glos-gdyby jeszcze ta lodowka byla pelna to moze i jakos caly dzien bysmy porzezyli na bezludziu...Jedlibysmy kukurydzke i popijali woda po niej.Gorzej gdyby sie okazalo,ze tam jakies resztki tylko a woda...slona...''
Dobrze ,ze nie moglismy plynac ...i dobrze ,ze chlopak pojawil sie wczesniej niz nasi mezowie.....bo nie wiem czy ktokolwiek z nas zwrocil by uwage ,ze bierzemy nie ''swoje''...?!Pewnikiem ..nie!
Bylismy wszak tak zamotani ta ...wyprawa ,ze nikt o tym by zapewne nie pomyslal....
Pomimo,ze nie poplynelismy na ''bezludna wyspe'' humorki nam dopisywaly juz do konca dnia.
I jak to mowia-''Co sie odwlecze to nie uciecze''...Lodka byla dalej aktualna ale dopiero za tydzien(mieli zabukowane na caly tydzien i nie szlo nas wcisnac wczesniej)
I tu tylko malenka dygresyjka porownawcza ....Grecji i Chorwacji....
Chorwacja ma jednak ubozsze zaplecze jezeli chodzi o wypozyczanie sprzetow wodnych.W Grecji ,sytuacja kiedy na lodke czeka sie tydzien, jest nie do pomyslenia.
Szwagier ''rozochocil sie ''do tego stopnia ,ze zaczal planowac nam ....zdobywanie szczytu...czyli czas na ...BIOCOVO ....''Swiety Jerzy'' czeka....
)))
Skoro morza zesmy nie zaliczyli...zaliczymy ..gory:)
Ktos ,kto byl ,wie..... ,ze nie jest wcale tak latwo jak sie wydaje...
O naszych ''wspinaczkowych'' wrazeniach juz niebawem.
Powiem tylko tyle ,ze bylo tak ...ekstremalnie iz po nocach mi sie pozniej to snilo.
))