Na start kilka informacji praktycznych: Termin 02.09.2017 do 13.09.2017 Gdzie Od 02.09 do 06.09 Gozo- Xaghra a od
06.09 do 13.09 Malta- Mosta Wyjazd na własną rękę-
loty Ryanair (około 650 zł na osobę),
noclegi- airbnb (około 700 zł na osobę)
Ekipa ja & narzeczony ArturA teraz od początku... Decyzja o kierunku w jakim się udamy na tegoroczny urlop padła dosyć spontanicznie, najpierw cały czas miała być Portugalia, wiec od zimy szukałam cały czas biletów, w między czasie okazało się, że Lizbona musi na nas poczekać, ponieważ szwagier postanowił zjechać do Polski już w czerwcu. Sami nie wiedzieliśmy na co się zdecydować, rozważaliśmy jakąś objazdówkę po Europie samochodami wraz z przyjaciółmi, jednak sami do końca nie wiedzieliśmy kiedy możemy jechać + przykre wydarzenia w naszym sprawiły, że w tym życiu takiego wyjazdu, a przynajmniej w takim składzie już nie będzie. Ostatecznie w lipcu gdy tylko mieliśmy potwierdzoną możliwość urlopu we wrześniu kupiliśmy bilety na Maltę, która gdzieś tam również chodziła do naszej głowie.
Z terminem nam się bardzo udało :
02.09-13.09. Wylot 6:50 z Krakowa a przylot do Krakowa 18:20, a więc prawie pełne 12 dni na słonecznej Malcie
Oczywiście na starcie zaczęły się problemy, nie zdawałam sobie sprawy do końca jak mały i jak popularny jest to kierunek turystyczny, więc szukając noclegów z półtora miesięcznym wyprzedzeniem było bardzo ciężko
na bookingu oferty tylko za miliony monet, a przecież kolega mówił, że ich 10 dni na Malcie wyniosło 3 tys. w dwie osoby
, więc szukamy na airbnb tam oczywiście też ciężko znaleźć coś za rozsądną cenę, w dobrej lokalizacji. Ostatecznie urzeczona pięknymi zdjęciami z apartamentu w Moście wykupiłam noclegi- "Przecież to jest centrum wyspy więc wszędzie będzie blisko". Oczywiście jak to ja już po fakcie, zaczęłam się dopytywać na forach i szukać informacji o tym mieście i większość osób odradzała... a inne oferty wypadały albo słabo, albo zostały wykupione. Więc był płacz i lament... jednak narzeczony zachował zimną krew i wpadł na pomysł żeby skrócić pobyt ma Malcie o 4 noclegi i je w zamian wykupić na Gozo, decyzja zapadła w sierpniu więc i na Gozo szału nie było z noclegami, ale coś tam wybraliśmy podobno blisko słynnej Ramla Bay. I tym sposobem pełna obaw pakowałam nas w piątkowy wieczór do jednego 20 kg bagażu rejestrowanego i dwóch 10 kg podręcznych, upychając tam przenośną elektryczną pompkę i wielkiego dmuchanego flaminga
(żeby tego było mało to między pakowaniem obskoczyłam jeszcze rozmowę kwalifikacyjną, bo a nuż się uda pracę zmienić
).
Sobotnia noc godz. 3:30 wyjazd do Krakowa na lotnisko, oczywiście leje jak z cebra więc trzeba jechać wcześniej żeby na 5 być na miejscu, ostatecznie udaje się zajechać w godzinkę i już o 4:30 kierujemy się w stronę nadania bagażu na stanowisku Ryanaira, później jemy najdroższe w swoim życiu śniadanie za 102 zł w postaci dwóch marnych naleśników i dużego cappuccino, bo przecież po co zrobić sobie kanapki. Punktualnie o 6:50 wzbijamy się wysoko ponad chmury siedząc w ciasnych Ryanairowskich fotelach.
Z góry mamy okazję podziwiać znane nam już widoki- ukochaną Chorwację i Włochy
15 minut przed planowanym przylotem lądujemy na Malta Air Port, wysiadamy i oczywiście uderza w nas fala gorąca
W oczekiwaniu na bagaż zmieniamy ciuchy na lżejsze, odbieramy bagaż, zakupujemy tygodniowe karty na autobus, które polecam
za 21 euro można się przemieszać wszystkimi autobusami po Malcie i Gozo przez 7 dni od pierwszego odbicia i kierujemy się w stronę przystanku. Wsiadamy do autobusu linii X1 w kierunku terminalu portowego, aby udać się na Gozo. Oczywiście autobus mimo, że stał na przystanku wyjechał o jakieś 10 minut później niż na rozkładzie (ah Ci południowcy, na wszystko mają czas)
Wyjeżdżamy z lotniska i przez pierwsze kilometry jesteśmy trochę zmartwieni, myślimy czy aby na pewno Marcin ma dobry gust polecając nam Maltę... jak na razie za pięknie to tu nie jest... jedna kupa gruzu, druga, jedna zniszczona fabryka i druga. Artur pyta czy tutaj przypadkiem nie kręcą wojennych scen o Afganistanie, a ja w duchu zastanawiam się "Będziemy się tu męczyć 12 dni? Trzeba było się spakować w auto i jechać do Chorwacji...". Na szczęście szybko zmieniamy zdanie, ponieważ z każdym km robi się ładniej, widać kwiaty, palmy, zadbane domy z piaskowca no i oczywiście morze...
w coraz lepszych humorach dojeżdżamy do terminalu portowego Cirkewwa, niestety brakło nam dosłownie 2 minut żeby zdążyć na prom
a następny dopiero za 45 minut... za to mamy czas aby pooglądać okolice, zamontować kartę micro sd w kamerce (robiliśmy zakupy w piątek przed wyjazdem, więc w domu nie było już czasu) i oczywiście co... załamaliśmy kartę usiłując ją wyciągnąć
i 7 dych poszło w.... No trudno. Prom przypłynął więc wraz z tłumem ludzi kierujemy się z bagażami na pokład. Podziwiamy widok na Gozo i Comino, robimy pierwsze zdjęcia i zachwycamy się kolorem wody. Próbujemy także lokalnego lagera- Cisk a po dopłynięciu na Gozo usiłujemy zdążyć na kolejny autobus, który wiezie nas kilkaset metrów od naszego lokum.
Po drodze jesteśmy zachwyceni dzikim, wiejskim i sielskim klimatem Gozo, cieszymy się, że zdecydowaliśmy się na kilkudniowy pobyt tutaj. Wysiadamy na skrzyżowaniu bardzo klimatycznych, wąskich uliczek - aż szok, że są dwukierunkowe i jeżdżą tam autobusy... szybko zorientujemy się, że na Gozo większość tak właśnie wygląda
kierujemy się z bagażami w stronę naszego apartamentu, do którego w
zasadzie docieramy dopiero o 14:30 co w efekcie daje czas podróży podobny jak do Chorwacji na miejscu wita nas chłopak naszej gospodyni, który niestety ni w ząb nie mówi po angielsku, ale jakoś się dogadujemy. Klimy brak, a co gorsza nie ma nawet wiatraka, warunki takie ***/10, łazienka dzielona z drugim pokojem, w duchu przeklinam airbnb, gdzie niby Fabiana ma tytuł superhosta. Ale do plaży faktycznie jest rzut beretem
widać ją z daleka, więc szybki prysznic, rozpakowanie i biegniemy na plażę ja & Artur &
flaming Do plaży może i jest 15 minut spacerem, ale z górki (takiej meeeega stromej górki- dodam, że jestem z gór więc no cóż...) zejść nie problem, idzie się bardzo przyjemnie wśród pól, płotków, opuncji i bardzo głośnego cykania cykad, gorzej będzie wyjść do góry
Rozkładamy się na pięknym ceglistoczerwonym piasku i chłodzimy się w wyczekanym przez okrągły rok morzu
później uświadamiamy sobie, że przecież od śniadania o 5 rano nic nie jedliśmy, więc zamawiamy pizzę i ciski w przyplażowym barze. Wieczorem czeka nas wspinaczka do apartamentu i zasłużony odpoczynek przy lampce lokalnego wina, które wypijamy na ławce z widokiem na Ramla Bay, bo bez klimy i wiatraka ciężko wysiedzieć w mieszkaniu. Na następny dzień czeka nas intensywny dzień na Gozo