Re: CRO po raz pierwszy. Pisak. A gdzie to...? 2013
Teraz już chyba mogę napisać, że to półmetek relacji albo nawet i dalej. Jeszcze trochę zdjęć i parę zdań i tyle. Ok, lecimy dalej...
Środa. Wstaliśmy wcześnie ale dla mnie to już norma. Ja śniadania nie jem (na statku sobie pojem). Bierzemy tylko ręczniki. Czyli to co na plaży potrzebne.
Ja na luzie. Nie śpieszę się za bardzo. Mama moja jednak pogania troooszkę. No dobra. Pakujemy się do miski, znaczy samochodów.
111.
Clio na popych
, laguna normalnie odpala.
Jedziemy. Kierunek - Makarska.
Teraz Was zaskoczę. Zrobiłem niesamowite zdjęcie. Jedyne w swoim rodzaju. Cud nad cudy.
Nikt takiego zdjęcia nie ma. Ta daaam.
112.
113.
No to kulamy się do Makarskiej. Po drodze Brela, Baska Voda (oglądamy z drogi przez okno samochodu) faajnie
Miasta nie znam i boję się troszkę, że będę błądził. Ale spokojnie. Lidl tak pięknie oznakował miasto swoimi znakami, że bez najmniejszego problemu trafiliśmy. Na parkingu sporo miejsca. Mamy jeszcze parę minut. Szybciutko do Lidla po jakieś buły dla dzieci, jakieś picie i Ożujsko (to już nie dla dzieci).
114.
Po drodze do portu.
115.
116.
Uwaga, idziemy. Z drogi bo nam statek ucieknie. Dochodzimy do portu. No, spory nawet. Czyściutko i ładnie ogólnie. Statki cumują różniste, duże, małe, ładne i jeszcze ładniejsze. My szukamy naszej Vogi. Ostatnie metry musieliśmy przyspieszyć. Dobrze, że mama poganiała.
117.
118.
119.
Jesteśmy.Krótka rozmowa z naganiaczem. Pytał jaki posiłek wybieramy na statku. Do wyboru grillowana pierś kurczaka lub grillowana makrela. Płacimy i możemy wchodzić na statek. 8:30.
Zdziwiło mnie, że za dzieci nie musimy płacić (tak jak w Omisu na Wieży Piratów).
Wchodzimy na statek i oooooo. Ile tutaj jest ludzi! Wszystkie siedzące miejsca u góry zajęte. Na dole, czyli pod górnym pokładem jest trochę wolnych miejsc ale kto by tam chciał siedzieć? Mało widać.
Hmmm. Każdy sobie szuka miejsca. Wbijamy się na dziób statku. Nie ma tam za dużo siedzących miejsc ale jest sporo miejsca na "podłodze". Jest zadziwiająco czysta. Można posadzić swoje cztery litery.
120.
Dzieci są grzeczne. Czują respekt (nie koniecznie przede mną). Chwilę przed nami wypływają dwa statki, wielkością zbliżone do naszego. Jak się później okazało płynęły w ten sam rejs.
121.
122.
Więc odbijamy od brzegu i wychodzimy z portu. Żegna nas jeden jego mość z którym pewnie związana jest jakaś historia ale niestety jej nie poznałem.
123.
124.
125.
Oddalamy się od brzegu. Coraz bardziej widać jak monumentalne (lubię to słowo) jest to pasmo górskie. Makarska to spora miejscowość ale w porównaniu z górami jest malutka.
126.
127.
No więc tak sobie spokojnie płyniemy, można rozejrzeć się po statku.
Obsługa rozdaje rakiję. W plastikowym kubku, raczej nie najlepszej jakości no i malutko tego.
Głodny się zrobiłem a tu jedzenia nie ma. Poczekam jeszcze.
Tutaj morze ciut bardziej wzburzone ale statek jest takich rozmiarów, że w ogóle prawie nami nie buja. Nikt nie ma choroby morskiej a płyniemy dość długo. Muzyka cały czas się sączy z głośników. Przyjemnie się płynie, bardzo. Wyprzedzamy powolutku dwa statki, które ruszyły przed nami.
128.
Gdzieś w oddali zaczęło majaczyć miasteczko na Hvarze, do którego płyniemy. Ponad półtora godziny rejsu i wita nas Jelsa.
129.
130.
No to schodzimy na ląd. Mamy godzinę czasu. Ja zaatakowałem od razu pekarę. Kupiłem burka, dobry ale ten z Pisaka lepszy.
Co tutaj robić? No pozwiedzać troszkę trzeba. W Jelsie przy porcie stoi charakterystyczna figurka osiołka i oczywiście nie zrobiłem mu zdjęcia. W międzyczasie do brzegu dobiły dwa pozostałe statki. Ale tłoczno się zrobiło. No i teraz normalnie owczy pęd. Ludzie wlewają się do miasteczka, każdą możliwą uliczką. Łażą wszędzie. Ja próbuję znaleźć kogoś kto poczęstuje mnie jakimś dobrym winkiem i będę mógł je u niego kupić. Jest kilka takich miejsc ale każde z tłumami ludzi. Zachodzimy do sklepiku z pamiątkami z lawendy. Tam nie było ludzi
Kupiliśmy pamiątki i idziemy dalej. Podziwiamy zabudowę. Bardzo ładne miasteczko.
131.
132.
133.
134.
135.
Kręcimy się jeszcze troszkę uliczkami i wracamy w stronę portu. Ale ten czas ucieka. Jak już wracamy to przechodziliśmy obok drzewa figowego, na którym owoce już dojrzały a nawet spora część z nich już spadła. Spróbowałem takiej już lekko podsuszonej figi z ulicy. Jaka dobra. Słodziutka jak miód a przy tym mięciutka. No pycha.
Dochodzimy do portu, szybkie zakupy w Konzumie i na statek.
136. To nasz statek.
137. Mostek kapitański. (zdjęcie brata).
Godzina zleciała ekspresowo. Odbijamy od brzegu i płyniemy dalej. Obsługa uwija się podając jedzenie. Nareszcie.
Na stolikach rozstawione butelki z białym winem i koszyki z pieczywem. Po rybkę i kurczaka podchodzi się do obsługi. Dobra, każdy gdzieś sobie siada i jemy. Makrela z grilla. Chyba (na pewno) najtańsze co mogło być zaserwowane. Powiem wam jednak, że w porównaniu z kolacją za 160 zł w Pisaku to było 3 razy lepsze. Na prawdę ta rybka mi niesamowicie smakowała. Ja makrelę znam tylko wędzoną. Taka grillowana jest dużo lepsza. Pycha. Myślałem też, że tak jak ta rakija była słaba to winno podobnie. Nie będzie zbyt dobre ale o dziwo smakowało mi bardzo i świetnie pasowało do rybki. Nalałem sobie kubeczek, potem jeszcze jeden i jeszcze. Pić mi się chciało bardzo a takie słabe winko pije się jak kompot. Oprócz tego, że wino stało na stolikach to na środku górnego pokładu wystawiono jeszcze dwa baniaki z kranikami z winem właśnie i sokiem jabłkowym. Można pić do woli. To sobie jeszcze tego "kompotu" nalałem kubeczek i jeszcze jeden i ooo... Jak fajnie mi się zrobiło. Dobra wystarczy bo za parę godzin do auta trzeba wsiąść.
Obsługa jak szybko posiłek wydawała tak samo szybko posprzątała. Jakiś Anglik zaczął rzucać za burtę pozostałościami po makreli. Ptaki miały ucztę. Rzucały się tak samo na ości jak "nasze" osy na mielonkę. Anglik cieszył się jak dziecko, chodził i zbierał ości. Ja też dokarmiałem ptaki tym co miałem. Przy okazji można było zrobić kilka zdjęć mewom bo latały blisko statku.
138.
139.
Tym razem rejs z Hvaru na Brač był krótszy, bo chyba coś koło godziny trwał. Muzyka cały czas się sączy z głośników. Naszym oczom powoli pokazuje się następny cel naszego rejsu. Wita nas miasteczko Bol. Inaczej wygląda niż Jelsa. Inna trochę zabudowa i jest większe.
Dobijamy do brzegu i schodzimy ze statku. Obsługa informuje nas, że mamy cztery godziny czasu.
140.
141.
142.
143.
144.
145.
Wyspa Brač słynie między innymi z tego, że na niej znajduje się Złoty Róg. Plaża, która z góry ma właśnie kształt rogu. Jest tam jeszcze jedna ciekawostka. Złoty róg jest opływany ponoć z jednej strony cieplejszą wodą a z drugiej zimniejszą. Takie prądy tutaj występują. Dobra, sprawdzimy. Nawet nie zastanawialiśmy się czy zwiedzać miasteczko. Od razu decyzja, że idziemy na złoty róg. Hm. Nie idziemy. Za daleko ale żaden problem. Akurat przy porcie czekała na pasażerów morska taksówka. Wsiadamy. Parę złotych za osobę (za dzieci już liczyli ale mniej).
146. Tak wyglądają morskie taksówki.
Po paru minutach dopływamy do plaży ale i tak kawałek trzeba przejść. Tutaj już ciut inna ta plaża niż w Pisaku. To już nie żwirek ale kamienie. Źle się idzie a ja jeszcze taszczę wózek (okazuje się, że niepotrzebny). Mijamy jakieś budki z jedzeniem, piciem. Dochodzimy prawie na koniec, znajdujemy miejsce i odpoczywamy.
Ludzi tutaj dużo. Nie dla mnie, nie przepadam za takimi tłumami. Na wodzie też dosyć tłoczno. Różne atrakcje oferują na Złotym Rogu. Można poszybować na spadochronie za motorówką. Można przejechać się bananem, dmuchaną kanapą lub pojedynczym kółkiem (siedzi się jak w fotelu), które ciągnie motorówka. Jest dużo windsurfingowców. Elektryczne rowerki wodne i kilka innych atrakcji.
147.
148.
149.
150.
151.
152.
153.
154.
155.
156.
Czas leci a my skwierczymy na słońcu. Idę sprawdzić jak to jest z tym mieszaniem się ciepłej i zimnej wody. Mój wewnętrzny termometr mówił mi, że z jednej jak i z drugiej strony plaży woda jest taka sama czyli ciepła! Ale po drugiej stronie były fale. A w falach jest fajna zabawa, szczególnie dla dzieci. Widoki piękne.
157. Mocno wiało na tym cyplu.
158.
159.
160.
161.
Wracam na ręczniki. Ja wcześniej nie mogłem się zdecydować czy skorzystać z jakichś wodnych atrakcji. Jak już się zdecydowałem to okazało się, że brat z dziewczyną byli na pływającej kanapie. Mówili, że fajnie. Kurczę, szkoda, sam niestety nie pójdę.
Zbliżał się czas powrotu. Poszliśmy na morską taksówkę. Pasażerowie w niej wyglądali jakby do obozu pracy ich wieźli. Nie wiem czy tacy zmęczeni czy co? Miny smutne, wszyscy cicho siedzą. Płyniemy sobie taksówką i nagle silnik stanął. To kapitan wyłączył go specjalnie bo jakiś gamoń płynął na desce windsurfingowej prostopadle do nas. Wszyscy z zaciekawieniem patrzą co się wydarzy. Oooo, uderzymy w niego, oj będzie ała. Jesteśmy coraz bliżej. Kapitan za bardzo nie miał możliwości manewru (ludzie na pokładzie) więc czekamy. Jesteśmy blisko, coraz bliżej i ... Udało się gamoniowi. Przepłynął może metr przed dziobem, może bliżej. Taksówka mała nie jest bo ze 40 osób tam wchodzi więc pływak pewnie narobił ze strachu.
162.
163. To ten gamoń samobójca.
164.
Wysiedliśmy z taksówki. Trochę czasu jeszcze mamy. Konzum i lody.
Też tutaj ładnie, chociaż Jelsa ładniejsza. Nie wiem dlaczego znowu zdjęć nie robiłem. Wracamy na statek. Jesteśmy już trochę zmęczeni słońcem.
Zajmujemy dziób statku. Wracamy do Makarskiej.
Idę się troszkę winka napić. Halo! Baniaki zniknęły. Szkoda. Znowu płyniemy ponad godzinę. Ja trochę chodziłem po statku. Gdy podszedłem do moich na dziobie to powiedzieli, że delfina widzieli. Kilka chwil jedynie przed statkiem pływał i potem zniknął na dobre. Nawet nie zdążyli mnie zawołać, ciekawe czy w ogóle o mnie pomyśleli?
Płyniemy sobie i płyniemy. Muzyka cały czas się sączy z głośników. I nagle jest, słychć. Gwóźdź programu: "Ona tańczy dla mnie". Dwa razy puścili.
165.
166.
No i dopływamy powolutku do Makarskiej. Koniec rejsu. Schodzimy na brzeg i kierujemy się na parking Lidla. Jest po 18tej.
Jak tak teraz piszę i przypominam sobie te wszystkie zdarzenia to zastanawiam się dlaczego?
Dlaczego poszedłem na plażę na Brač zamiast pozwiedzać, dlaczego od razu poszliśmy po rejsie do auta zamiast pospacerować choć trochę przynajmniej po porcie, dlaczego nie robiłem więcej zdjęć? No nic, trzeba tam wrócić i ten punkt uzupełnić.
Dotarliśmy do Lidla, jeszcze szybkie zakupy i wracamy do siebie. Kolacyjka, rakijka i idziemy spać. Czeka nas następny dzień wakacji. Na pewno coś się fajnego jutro wydarzy. No. Wydarzyło się...
c.d.n.