Re: CRO po raz pierwszy. Pisak. A gdzie to...? 2013
Grzegorzu, chętnie ale mam nadzieję, że przy innych okolicznościach (przygód z autami wystarczy
)
plessant, wspominać będziemy na pewno długo a czy miło czy nie? Czytajcie do końca.
To, że zbłądziliśmy. To, że auto nawaliło. To, że na korek trafiliśmy. To wszystko miało się zdarzyć!
To nie wola boska, to nie siły nadprzyrodzone, złe fluidy, obce cywilizacje czy specyficzny układ planet. Po prostu, jak powiedziała moja śliczna - TAK MIAŁO BYĆ, i tyle.
Co by było gdybyśmy przyjechali wcześniej? Czy trafilibyśmy do Pani Ireny, itd?. Nie ma tego złego...
Kontynuując:
A więc wstajemy rano i...
I jest dobrze! Ta relacja to nie film Hitchkocka w którym na początku jest mocne uderzenie a potem napięcie tylko wzrasta
Teraz już spokooojnie. Luuuuz.
Wyspaliśmy się. Jakoś tak chyba późno wstaliśmy bo coś koło 8 ale odespać trzeba było.
Ósma godzina, późno czy nie późno? Dla mnie to późno. W domu wstaje wcześnie bo dzieciaki mi na więcej nie pozwalają albo do pracy trzeba wstać. A na wakacjach to późno bo szkoda po prostu przesypiać jak tu tyle rzeczy do robienia i zobaczenia. Starałem się kłaść jak najpóźniej i wstawać jak najwcześniej. Na początku moja żona i mama była pierwsza, potem ja i reszta ale pod koniec wstawałem pierwszy, żeby jak najbardziej wykorzystać szybko uciekający czas.
Jedna z pierwszych rzeczy, która zwróciła naszą uwagę to mocny wiatr od strony morza. Ciepły, przyjemny ale porywisty. Jasno było dosyć wcześnie ale na słońce trzeba było trochę poczekać bo leniwie wyłaniało się zza Gór Dynarskich.
Dobra. Czas śniadania.
Poszedłem po pieczywo. Jak pieczywo to piekarnia. Była wciśnięta nad portem między konobami.
Dwie bagietki za 28 kun (ja jako przelicznik brałem 0,6 więc tu wyszło prawie 17 zł). Zbrodnia.
No ale smakowało.
40. Śniadanie mistrzów
Brzuszki pełne, więc? Co można robić nad morzem? Pewnie, że idziemy... po piwo!
Nie no. Nawet nie pamiętam czy poszliśmy po nie od razu czy nie ale zmierzaliśmy w kierunku plaży.
Pisałem już (i jeszcze nie raz pewnie o tym wspomnę), że wakacje w wersji ekonomicznej mają być.
Leżenie na plaży, opalanie i kąpanie w Jadranie jest za darmo. Tak też robiliśmy. To nam wystarczało. Było cieplutko a temperatura w ciągu dnia rosła by zatrzymać się na 30tej kresce termometru (wrzesień
). W nocy były 23-24 stopnie.
Gdy dzień wcześniej rozmawiałem z Grzegorzem, powiedział, że mieli tydzień brzydkiej pogody ale teraz cały czas ma być ładnie. Uff.
Niebo bezchmurne. Poranne silne porywy wiatru ustawały przed 9 rano zazwyczaj. Woda miała 23 stopnie chyba ale z dnia na dzień była coraz cieplejsza. To i tak nie do porównania z Bałtykiem.
Woda robiła niesamowite ważenie. Czysta jak w basenie. Wszedłem do wody po szyję i swoje stopy widziałem a wysoki jestem
Dobra. Wskoczyłem na materac, popłynąłem dalej. No i stóp już nie widać. Fakt, na materacu są ale dno widać. Niesamowite. Rybki też jakieś pływają.
Dzięki temu, że jest tak słona to ma dużo większą wyporność. Pływa się dziwnie ale bardzo fajnie. Jakoś tak lżej. Jak się założy płetwy (pożyczyłem) to jest już prawdziwe turbo. Pierwszy raz płetwy miałem na nogach i polecam tym którzy nie próbowali.
Na plaży kilka osób już było ale bez problemu miejsce znaleźliśmy. Jak się później okazało plaża nigdy nie była zatłoczona. Zawsze było tak "normalnie".
I co tu dużo pisać - plażujemy. Jedni leżą plackiem i się opalają inni bawią się piłeczkami, kamieniami, zdjęcia robią, piwo piją, pływają i snurkują.
Ach. Kupiłem już w lipcu zestaw do snurkowania i nie zabrałem go do Chorwacji! Nie zapomniałem. Znaleźć w domu go po prostu nie mogłem. Szkoda bo na pewno byłoby ciekawiej.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
W czasie plażowania brat wybrał się do piekarni po coś o czym też opowiedział mu kolega. No i wrócił z tej piekarni z burkiem.
No i zjedliśmy tego burka, pyszny.
Cóż to ten burek? Nie, nie piesek
Jest to taki duży, gruby placek z wielowarstwowego ciasta nadziewanego farszem. W środku ciasto jest podobne do naleśnika a na zewnątrz wygląda jak francuskie. Można trafić na różne wersje: z białym solonym serem, jabłkiem, szpinakiem i mięsem. I jak dla mnie ta z mięsem jest najsmaczniejsza i najbardziej sycąca. Burek sa mesom - po Chorwacku. Kawałek za 14 kun ale można sobie tym pojeść.
A smak można porównać do krupnioka (po śląsku), kaszanki (po polsku) w cieście. I jest cholernie tłuste. Zazwyczaj podają to na ciepło w formie placka pokrojonego na cztery trójkątne części ale widziałem też pieczone w wygodniejszej formie do podania takie ślimaki wielkości drożdżówki (na zdjęciu widać).
48.
49.
50.
No i lody. Pyszne i jedna gałka to jak u nas dwie a nawet trzy (zależy gdzie).
51.
Plażowanie, plażowanie. Na obiad się zbieramy do siebie. Co myśmy jedli wtedy? Nie pamiętam, nie ważne. Dobre było na pewno jak zawsze.
Po południu poszliśmy pooglądać Pisak. Podobało się wszystkim.
Kościółek z bliska zobaczyliśmy. Obok kościoła namiastka zabudowy takiej jak w starej części Omisa na przykład. Budynki z kamienia postawione blisko siebie. Ktoś cierpiący na klaustrofobię, mógłby tam czuć się niekomfortowo.
52.
53.
54.
Chcieliśmy się wybrać na kolację do jakiejś konoby, żeby spróbować jeszcze czegoś lokalnego innego od burka.
Poszliśmy do knajpy Porat. Pięknie położona, widok na morze. Słoneczko powoli szło spać. Czekamy na kelnera... czekamy... czekaaaamyyy. No i się nie doczekaliśmy. Co my jak kloszardy wyglądamy czy na takich co pieniędzy nie mają? Awantury nie będziemy robić bo do talerza mi naplują
55.
56.
57.
Poszliśmy do konkurencji. Konoba Leut.
Też ładnie. Taki jakby taras nad samym portem. Miejsce i palenisko przy którym rządził kucharz było obok nas więc widzieliśmy co i jak przygotowuje.
58.
59.
Od razu i szybko zostaliśmy obsłużeni.
Zamówiliśmy:
-frytki (jakże lokalne danie)
-tuńczyka z grilla
-krewetki z grilla
Inni brali:
- tuńczyka z grilla
- grillowane warzywa
- biała ryba w jakimś sosie (bardzo dobra)
- kalmary z grilla
Zamawiałem pierwszy. Poprosiłem frytki:
- pomfrit molim
- frytki - powtarza Pani kelnerka
- yes, yes french fries
Żona dopiero uświadomiła mi, że miła Pani kelnerka po Polsku do mnie a ja najpierw po Chorwacku a potem po Angielsku.
Przynajmniej się ze mnie pośmiali.
No ale Polski znała tylko wyrywkowo jak się okazało. Zamawialiśmy krewetki (też powtórzyła po naszemu i pokiwała głową) a dostaliśmy:
60.
Coś za duże na krewetkę i ma szczypce (langustynka - homarzec). Ale nie zgłaszaliśmy uwag, też smak nieznany więc zostało. Braliśmy te tańsze dania a ja sam zapłaciłem przeliczając 160 zł.
Każdy od każdego próbował. Niektóre rzeczy lepsze inne gorsze i jakoś tak mało tego. Po kolacji padło pytanie: Co robimy? Wszyscy byli jednomyślni - idziemy do domu coś zjeść!
Tym razem kupiłem pieczywo w Studenacu. Francuz, taki większy ze dwa razy niż u nas ale bardzo nadmuchany - o pieczywie cały czas piszę.
Jeszcze trochę Pisaka
61.
62.
63.
64.
65.
66.
67.
Wieczorem odpoczynek od odpoczynku.
68.
Pierwszy dzień (nie liczę dnia przyjazdu) zleciał bardzo fajnie.
c.d.n.