Re: CRO po raz pierwszy. Pisak. A gdzie to...? 2013
Jakby to napisać? Uświadomiłem sobie właśnie teraz, właśnie podczas pisania tego posta, że coś jeszcze zrobiłem źle ale to jednak zostawię dla siebie.
Dobra.
Objaw jest taki: przy próbie odpalenia auta przekręcając kluczyk słychać cyk i tyle. Hmmm, zagadka. Dziwne. Prądu nie ma ale nie do końca bo lampki w środku auta świecą, światła mijania też. Pisałem, że dziwne?
Próbujemy dalej. Łączymy dwie renówki kabelkami, nic. Tutaj pomógłby za pewne greg1595 (spec od renault)
Czas ucieka, co robić? Humory o dziwo dobre. Dużo chyba dało to, że widoki piękne i słoneczko już ładnie świeciło. Jesteśmy jeszcze pełni nadziei, że będzie dobrze.
Dzieciaki przynajmniej mogą trochę się wybiegać. Żona moja kochana uświadomiła sobie, że zgubiła buta.
- zgubiłam buta
- co?
- no zgubiłam, pewnie jak zatrzymaliśmy się na zdjęcia tych widoków to z auta wyleciał
- jak to wyleciał?
- bo tylko drzwi otwarłam i stanęłam na progu i wtedy pewnie wypadł (jechała bez butów, były luzem obok drzwi)
- pojedziesz po niego?
Nie no, mało problemów mamy? Buta jeszcze będę szukał. Fakt, szkoda tym bardziej, że nowy.
Co robić, co robić?
W pobliżu żywego ducha. Raz na kilka minut jakieś auto przejeżdża ale nie będę zatrzymywał przejezdnych.
No nic. Potrzebna pomoc więc zdecydowałem się ruszyć w kierunku z którego nadjechaliśmy. Może kogoś znajdę. Najpierw podjechałem poszukać but. Znalazłem od razu no i znowu zawrót o 180 stopni. Szukam kogoś. W sobotę rano takie wioski jeszcze śpią ale widzę kogoś. Jest jakaś szansa. Podjeżdżam do posiadłości. Dziewczyna, na oko przed trzydziestką z dzieciakiem do lekarza się chyba wybierali (domyśliłem się bo miała próbkę krwi w woreczku).
No i teraz trzeba zagadać. Pierwsza styczność z chorwackim była na stacjach ale to tylko dobar dan, molim i hvala a tu teraz trzeba wytłumaczyć, że gdzieś tam na dole auto się popsuło.
Miałem na szczęście ze sobą wydrukowane najważniejsze słówka i zwroty i było tam także o awarii auta. Jak się okazało jednak chorwacki jest podobny do naszego języka i dogadałem się bez problemu (w angielski się nie bawiłem, nawet o tym nie pomyślałem wtedy). A jak się dogadałem?
Trochę na migi trochę po mojemy i ichnemu ale Pani bez problemu mnie zrozumiała i po krótkiej rozmowie ze swoją mamą (domyśliłem się, że mama bo wyszła z tego samego domu i była dwa razy starsza - ale domyślny jestem
) powiedziała, że mam jechać za nią. Poprowadziła mnie znów w stronę miejsca zgubienia buta i jeszcze dalej jakieś 300m. Zaczekałem chwilę przy drodze i Pani przyprowadziła starszego Pana Chorwata (po sześćdziesiątce na pewno). Hmm, dobra. Wzięła jakiegoś wujka czy dziadka ale co on mi tam przy samochodzie pomoże?
Pakujemy się do laguny i jedziemy z pomocą (chyba). Nie zamieniliśmy ani słowa, nie wiedziałem co gadać.
Gdy podjechaliśmy to okazało się, że udało się pozostałym auto odpalić na popych. Wcześniej tego nie próbowaliśmy.
Starszy Pan Chorwat usiadł do auta, pokręcił kluczykiem i oznajmił, że padł immobilizer. Szybko poszło. My troszkę zdziwieni, że wiedział o co chodzi. Doradził, żeby kluczyk ustawiać na zapłon i na popych i absolutnie kluczyka nie ruszać więcej. Próbujemy znów na popych i działa. Kurczę ale fajnie. No to nic, odwożę starszego Pana Chorwata. Po drodze się rozgadaliśmy. Okazało się, że dawno temu pracował w Niemczech przez 10 lat jako mechanik samochodowy VW i czegoś tam jeszcze. I wszystko jasne. Dowiozłem go pod dom, odwdzięczyłem się krupnikiem i z powrotem do swoich.
Mama moja, wcześniej się nabijała, że buta znajdę i jeszcze mechanika przywiozę. A tu s'il vous plait. Ha!
Mamy już spore opóźnienie ale jedziemy dalej. Wbijamy się na autostradę - kierunek Split. Hurra!
No i znów połykamy kilometry jeden za drugim.
Około 10tej przypomniałem sobie o greg1595, który czekał na przeszczep. Napisałem że małe problemy i bateria mi pada w telefonie (na prawdę nie da się o wszystkim przed wyjazdem pamiętać) i że zostało 300km, dojedziemy.
Robi się coraz cieplej. Czas na kolejny postój. Nie stacja benzynowa ale knajpka i toalety są.
7.
Wspominam o chorwackich lodach więc brat poszedł kupić. Gałkowych jednak nie było, kupił rożka. Chorwackie? Chorwackie.
Dwa miejsca parkingowe dalej Niemcy stali przy audicy, popsutej. Fura, że hoho. Nie wiem jaki model ale mnie na takie auto nigdy stać nie będzie. Clio jak nawali popchniesz i pojedziesz a tu?
Brat zauważył nie daleko nas lawetę i zażartował, że jakby co to wpakujemy clio na nią i tak zajedziemy.
Miał tak nie żartować!
Lody są jedzone, ja ubrałem krótkie spodenki bo już cieplutko, reszta odsikana więc pakujemy się do miski, znaczy samochodów. Nagle BUCH! Spod maski clio kłęby dymu. !@#$% co jest? Wszyscy patrzą na mojego brata
Gdy podjechaliśmy na postój, tata nie wyłączał silnika bo znów by trzeba było pchać a nie chcieli sobie wstydu robić (kto ich tam znał?) a że ciepło już było a on przed podróżą nie sprawdził poziomu płynu chłodniczego (było go zdecydowanie za mało jak się potem okazało) to auto się zagotowało. Ooooo żesz!
Czekamy więc aż się schłodzi (znowu w plecy z czasem). Ja płyn w bagażniku miałem (łatwo go wydobyć spod bagaży nie było) więc dolaliśmy, poczekaliśmy trochę i w drogę. Pęd powietrza na autostradzie chłodził auto i jechaliśmy dalej. Limit pecha wyczerpany mówimy sobie. Ależ skąd.
c.d.n.