napisał(a) new1984 » 24.09.2012 14:18
Ok, no to zacznijmy po troszku...
Może trochę statystyk i danych.
Przejechane kilometry: 3958 km
Paliwo (ilość): 252 l (około)
Paliwo (wartosć): 1496,31 zł - po przeliczeniu z karty
Średnie spalanie: 6,36 l/100km (Passat B5 1.9tdi, 5 osób, bagażnik do pełna + box)
Cena przejechania 100 km: 37,81 zł
Czas spędzony w aucie: 59 godz. 38 minut (wg komputera)
Średnia prędkość: 66,40 km/h (razem z postojami, Sv. Jure i Grossglocknerem)
Średnie ceny i kursy, które zapamiętałem:
Cevapici w bułce - 18 - 30 kn, najlepsze - 22 kn w Makarskiej
Kurs wymiany: najgorszy: 1,50 w kantorze przy cafe Pilan, najlepszy - 1,76 w banku w Makarskiej
kugla lodów - od 5 kn w Sibeniku do 7 kn w Tucepi (6 kn w Makarskiej i Podgorze)
Rakija - od 40 - 60 kn (oczywiście ze źródełka, nie ze sklepu).
I w sumie... tak się rozpędziłem, a więcej nie pamiętam. Więc w razie co pytajcie, może się mi przypomni.
01.09.2012 - droga w strugach deszczu
Plan na wyjazd był prosty: 31'go wyjazd, w nocy robimy niemcy, austrię, słowenię i wjeżdżamy do chorwacji. Rano
jesteśmy na plitvicach. Zwiedzanie, nocleg, i w niedzielę Tucepi.
Niestety, i tym razem accuweather się nie mylił. Na plitvicach 10 stopni i burza.
W sobotę rano, kiedy byliśmy gdzieś na postoju między granicą SLO-HRK a Zagrzebiem, podejmyjemy szybką decyzję: zmiana planów, przekładamy nasze Plitvice na koniec wyjazdu, i gonimy za Makarską. Dzwonię do naszej gospodyni (przemiła Vesna, pozdrawiamy) i ... udało się, apartmani będzie gotowe. Jest około 10, zapowiadamy się na okolice 17-18.
Co do samej drogi, to nie ma za bardzo o czym mówić. 5 osób, pełen bagażnik i trumna na dachu. Jednym słowem standardzik. Praktycznie od okolic Lipska do Sibenika (z małymi przerwami) cały czas mniej lub bardziej lało. Czasami było lekko, czasami oberwanie chmury i w efekcie 60 km/h na liczniku.
Po niespełna 19 godzinach dojechaliśmy szczęśliwi i zmęczeni na miejsce. Przywitały nas grzmoty i burza gdzieś nad Hvarem.
W trakcie rozpakowywania mieliśmy całkiem niezły humor, i co chwilę widząc i słysząc pioruny wołaliśmy do góry odzywki w stylu: "zeus, czekaj". humory były jeszcze lepsze, kiedy robiliśmy ostatni kurs z gratami, i rzuciłem: "dobra, Zeus, dawaj!". I w tym momencie (jakby rzekł poeta) niebo się otworzyło...
Deszcz był intensywny, ale krótki, za to świetnie wpłynął na przejrzystość powietrza następnego dnia.
parę fotek z drogi:
- Załączniki:
-
- niewiele więcej udało się wcisnąć...
jak w kawale, który niedawno zasłyszałem:
Po zapakowaniu samochodu przed wyjazdem żona prosi męża:
- Kochanie, zamknij jeszcze mieszkanie
- Nie ma takiej potrzeby - wszystko mamy w samochodzie.
-
- Jeśli długa droga, to tylko TomTom i czesio...
-
- niedaleko przed tunelem Sv. Rok
-
- Kawałek za....
-
- I jeszcze kawałek - coraz więcej niebieskiego, mega pozytywnego nieba
-
- pierwszy nieśmiały lazur
-
- i jest!!! jak by rzekł Kazio: Yes, yes, yes.
C.d.n. - pozdrav!