Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Cro 2006 Zivogosce Porat i wyspa Hvar

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006
Cro 2006 Zivogosce Porat i wyspa Hvar

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 17.09.2006 13:42

Plan stał się faktem i 11 sierpnia o godz. 4.55 ruszamy z domu pod chałupę kumpla gdzie start jest ustalony na 5.00. Obrazek

Trzeciego kumpla z żoną nie ma - jak się domyślałem jego żona zasnęła gdzieś oparta o futrynę pomiędzy kuchnią i łazienką. Telefon - zgadza się jeszcze jakieś 15 minut i startują, krótki opr. z mojej strony, czekamy na was w Zwardoniu. Niech nadrabiają ryzykując drogą fotografię lub chłopaków z suszarką. Droga do Zwardonia jaka jest wiadomo, niby dwupasmówka ale z ograniczeniami do 70 km/h, trzema znanymi mi fotoradarami. Zżera mnie ciekawość czy udało się drogowcom naprawić obsunięty po zimie fragment drogi na zakręcie parę kilometrów za Wisłą w kierunku Kubalonki. Błehehe głupi jestem, że o tym myślałem rozkopane i od 3 tygodni (kiedy byłem tu ostatnio) postępu nie widać. Jako, że jest dość wcześnie rano a droga nie należy do zbyt uczęszczanych nie stanowi to dla nas problemu i około 6.30 meldujemy się na przejściu. Dzieciaki nie śpią więc mogą trochę pobiegać przed wyruszeniem w dalszą drogę. Przed 7 dojeżdża kumpel i przekraczamy granicę ze Słowacją. Jedziemy starając się w miarę nie przeginać w Słowackich wioskach na ograniczeniach utrzymując prędkość o około 20 km/h wyższą od dopuszczalnej. Do autostrady lokalnymi drogami mamy do przejechania niecałe 90 km. Nie spieszymy się zbytnio bo w założeniach podróż podzieloną mamy na 2 etapy. Cadca doczekała się pięknej obwodnicy biegnącej nad miastem przez co oszczędza się jakieś 10 - 15 minut czasu na jej przejechanie. Na około pięćdziesiątym kilometrze od granicy trafiamy na kilkominutowy korek związany z budową autostrady - prace wrą, widać wielu robotników i zaangażowanego sprzętu w tą inwestycję. Określam że idąc tym tempem za 2 lata Słowacy dojdą do granicy. Co u nas .... pozostawię bez komentarzy. Jeszcze kilkominutowa przerwa mojej małej na posiedzenie na nocniku i .... jest ... wreszcie widać ... jesteśmy na autostradzie. Wbicie piątki tempomat na 150 i jedziemy. Cosik mi kumpel zniknął nawet łoki toki zasięg straciło zwalniam do 130 jadą. Okazuje się jeden ma blokadę w formie żony ustawioną na 130 w porywach do 140. Staramy się go delikatnie rozpędzić po kilkunastu kilometrach udaje się i dochodzimy do 155 ;-). Około 20 km przed Bratislavą przerwa na siku i śniadanko i dla dzieciaków żeby się wybiegały. Koło jedenastej ruszmy w dalszą drogę. Mijamy stolicę Słowacji i kierujemy się do kraju Braci Madziarów. Po mojej drobnej pomyłce drogowej nadrabiamy jakieś 7 km i jesteśmy na granicy. Drogi węgierskie bardzo dobre, owszem czasem stoją znaki 60 km/h i napis ubitok (co oznacza uszkodzoną jezdnię). W głowie układam sobie tłumaczenie dla węgierskich policjantów na wypadek zatrzymania bo lecimy cały czas w granicach setki (na ubitoku i ograniczeniu z nim związanym również). Myślę sobie powiem tak "Panie ! jakie dziury ?! w Polsce autostrady są bardziej wyboiste " . Czy pomoże nie wiem, w razie czego mam 2 flaszki Żubrówki w kofrze. Całe szczęście nie musiałem sprawdzać mojej argumentacji. Jedyny spotkany po drodze patrol stał w jakieś wiosce na ograniczeniu do 40, a tych znaków ze względu na szacunek zarówno dla ich mieszkańców jak i samego siebie przestrzegałem z tolerancją 10-15 km/h w górę. Około 15 opuściliśmy Węgry i po przejechaniu kilku kilometrów przez Słowenię dotarliśmy do Chorwacji. Kraj docelowy naszej podróży przywitał nas tradycyjnie deszczem. Droga ciągnie się, ruch na autostradzie spory. Po zjechaniu z niej jest jeszcze gorzej. Na wylocie z Karlovaca zatrzymujemy się na nocleg. Jest 18.30, leje deszcz, nie chce nam się szukać, bierzemy pierwszą napotkaną kwaterę. Jest wyjątkowo syfiasta, firany prane były ostatnio chyba za czasów Josipa Broz Tito, dywany trzepane podobnie, okien nie można otworzyć, śmierdzi kurzem a po otwarciu na chama czujemy się jakbyśmy leżeli na poboczu drogi - nie wszyscy przerwali jazdę. Adresu, nazwy itp., nie znam ale kwaterka jest przy samej drodze za barem z piwem (z którego skorzystaliśmy) przed mostem na wylocie z Karlovaca - zdecydowanie odradzam! Rano wciąż pada deszcz. Chwilami jest to delikatna mżawka, czasem leje jak z cebra. No cóż, jechać trza. Pakujemy manele i po 9.00 ruszamy. Mijamy Plitvice, wjeżdżamy w Alpy Dinarskie, Obrazek mijamy po lewej malownicze Perucko Jezero w którym prowadzona jest hodowla suma. Obrazek O jedenastej robimy postój na kawę. Pychota - typowa bałkańska ekspresso so slagom -bez popicia mineralką nie da rady ale ładunek energii niesamowity. Lecimy dalej starą drogą mijając kolejne miejscowości na mapie i nasłuchujemy HR 2 aby dowiedzieć się co słychać na Jardance. Wiadomości podają - droga między Splitem a Makarską stoi (korek na 3-5 h stania), tak więc potwierdza się moja opinia, że trzeba lecieć aż do Cista Provo i dopiero stamtąd atakować wybrzeże. W pewnym momencie stajemy na skrzyżowaniu i nazwy miejscowości na drogowskazie nijak mają się do tych które mamy w mapach. Nadjeżdża za nami dostawczak z betoniarą na pace i w języku miszanym dogadujemy się jak dojechać do Vrgoraca. Pan kierowca oferuje że mamy jechać za nim bo lecą w tą samą stronę. Spotykamy w tym momencie na skrzyżowaniu samochód wraz z pasażerami z naklejką Cro.pl jednak zamieniamy tylko krótkie zdanie i dowiadujemy się że szwędają się tylko po okolicy i jutro planują dostanie się na Korculę my musimy gonić panów dostawczakiem. Serpentyny wiją się po górskiej drodze jadziemy za nimi z prędkościami zdecydowanie przewyższającymi rozsądne w tym terenie. W końcu kuzyn odpuszcza i dostawczak znika nam z oczu jednak już wiemy jak dalej trzeba jechać. Korka i tak nie udaje nam się do końca uniknąć bo w okolicach Vrgoraca zatrzymują nas światła przy moście na około 45 minut. Stamtąd już bez przygód jedziemy do celu naszej podróży - Zivogosce Porat. Żona bez trudu poznaje już z Jardanki okolicę naszego domku wielokrotnie oglądanego na stronach internetowych, jednak jego samego nie widać! Skręcamy zgodnie z drogowskazem, mijamy hotel i po około 300 metrach zatrzymujemy się - to powinno być gdzieś tu - żona wyciąga potwierdzenie rezerwacji - pokazuje je facetowi siedzącemu przed domem (który jak później się okazuje jest bratem Pana u którego mieszkamy). Pokazuje nam że w zasadzie to prawie jesteśmy w naszej kwaterce tyle że stoimy na jej dachu. Obrazek W dół prowadzą strome schodki - właściciel po usłyszeniu nawoływań brata wychodzi nam naprzeciw, pokazuje apartament - realia przechodzą nawet nasze najśmielsze oczekiwania: sterylna czystość, pokoje oki, kuchnia super, a taras !!!! przesuperzajebisty !!!! przecież tu można na rowerze jeździć. Obrazek
a tak wygląda kuchnia
Obrazek
a to widok na Zivogosce z naszego baklonu
Obrazek
a to z drugiej strony tarasu widok na Igrane Obrazek
3 rosnące razem sosny dają rozkoszny cień i zapach. Na tarasie o wymiarach około 4 na 12 a może nawet z 15 metrów jest prysznic i wąż z wodą, jest pełnowymiarowa markiza tak że praktycznie cały dzionek od ok. 9.00 do ok. 17.00 jest cień.
na wprost z balkonu widok na Hvar a w dalszym planie Peljesac
Obrazek
Owszem koło samego prysznica jest słoneczko, także i na tarasie można się poopalać. Piętro wyżej jest grill, z którego jednak nie korzystaliśmy. Wieczorem znów zaczyna padać k..... m... toż to nie normalne! Wstajemy rano - nie pada - leje i jest burza. Czy po to jechałem ponad 1000 kilometrów? Kupujemy parę wiaderek wina bo co innego pozostaje. Nie ma to jak zacząć dzień od pijaństwa ;-) ale impreza trwa niedługo bo już przed południem spomiędzy chmur przedziera się słońce. Idziemy na spacer przywitać się z Jardanem. Oczywiście nie zabieramy ekwipunku plażowego bo słonko co chwila się chowa i nie wiadomo kiedy spadnie znów deszcz. Nie przeszkodziło to mi i mojej małej w zażyciu pierwszej kąpieli. Do wieczora spada jeszcze parę kropli deszczu ale wieczorem pojawiają się gwiazdy choć widać że nad Hvarem i Peljesacem w oddali burze wciąż szaleją. Rano budzi nas słońce, cykanie cykad oraz rechotanie rzekotek. Po śniadaniu pakujemy manele i ruszamy na plażę. Koło 13 uciekamy przed słońcem (pomimo że wyposażeni jesteśmy w parasole słoneczne) na kwaterkę w celu zjedzenia obiadku. Koło 16 powrót na plażę do 18.30 i powrót na kwaterkę. Wieczory obfitowały w nasiadówki przy winie i Karlovacko kiedy dzieciarnia już poszła spać. Scenariusz następnych dni był podobny. Spędzany czas trzeba było dostosować do dzieciaków więc plaża była dla nich najlepszym rozwiązaniem. Czas dla siebie mieliśmy od około godziny 21-22 więc nie pozostawało nic innego jak podziwianie gwiazd (jest ich w Chorwacji zdecydowanie więcej niż u nas na Śląsku), wpatrywanie się w przepływające po morzu stateczki i łódki rybackie, dyskusje o wszystkim i o niczym oraz delektowaniu (jeśli wypicie litra na głowę można tak nazwać ) się winem :lol: 17 sierpnia obudziło nas szemranie deszczu po markizie. Tak to najlepszy czas by odwiedzić Mostar. Nie będzie upału więc można będzie cokolwiek zobaczyć bez obaw o udar słoneczny. Plan jest taki: lecimy do Mostaru a w drodze powrotnej o ile czasu wystarczy zahaczymy o Medugorje. Startujemy przed dziesiątą (z dzieciarnią niełatwo wybrać się zbyć sprawnie), najwyżej do Medugorje zrobimy oddzielną wycieczkę ponieważ moja żona silnie nalega by to miejsce odwiedzić. Koło jedenastej jesteśmy na granicy w Metković. Kuzyn jadący za mną drugim autem zauważa w tym momencie że wszystkie papiery z auta zostały na kwaterze. Gdzie jak gdzie ale do BiH bez papierów się przedzierać nie ma najmniejszego sensu - za duże ryzyko. Tak więc postanawiamy - oni wracają po dokumenty my zaś lecimy do Medugorje i spotkamy się w Mostarze. Mamy krótkofalówki więc spróbujemy się na miejscu znaleźć. Każdy rusza w swoją stronę. Po chmurach z których rano padał deszcz nie ma ani śladu, słońce zaczyna palić ostro. Tak jak przypuszczałem celnika BiH bardziej interesuje nasza zielona karta niż paszporty. Po około 40 minutach jazdy jesteśmy na miejscu. Ciekawym reliktem niedawnej wojny jest znak drogowy zabraniający wchodzenia w rejon Medugorje z karabinami oraz zakaz wjazdu czołgami. Ciekaw jestem kiedy znak został postawiony i jak wyglądało i wygląda jego respektowanie.
Miejsce kultu bo tak należy je nazywać nie zaś jako święte wygląda tandetnie. Sklepiki, lodziarnie, kawiarnie połączone jedno z drugim, sprzedające każdy to samo i tak samo tandetne jak w większości miejsc tego typu. Nieważne czy różaniec wykonany jest z drucików, kamyków czy muszelek, zaślepieni magią miejsca i tak to kupią. Przecież zdjęcie nieżyjącego już Papieża Polaka z napisem Medjugorije można sprzedać babci, która tu jechała (nie rzadko w ostatnią podróż swojego życia) 3 dni autobusem za 15 euro - a dlaczego by nie?. Mam za sobą już ponad 2 godziny za kółkiem tak więc jedyną rzeczą jaka mnie interesuje to usiąść w cieniu napić się zimnej wody, zjeść loda i pobawić z małą. Żona decyduje się na zdobycie szczytu - ma swoje powody i szanuję jej decyzję. Wspinaczka i powrót zajmują jej trochę ponad półtorej godziny.
to właśnie ta górka Obrazek Ruszamy w dalszą drogę. Po niecałej godzinie jazdy zaczynają się pierwsze zabudowania świadczące że zbliżamy się do większego miasta. Na skale warowny zamek, Obrazek[/list][/quote] przy drodze drogowskazo – reklamy z symbolem miasta mostarskim mostem. Domy przed miastem noszą dalej ślady wojny. Niewiele jest nowo wybudowanych budynków a ruiny straszą wypalonymi dziurami okien. Gdzieniegdzie widać firany w oknach ale obejścia domów i one same świadczą o biedzie mieszkańców. Im bliżej centrum tym ładniej. Domy widać, że już raczej z okresu powojennego, elewacje czyste, pomalowane. [img]przy%20drodze%20drogowskazo%20–%20reklamy%20z%20symbolem%20miasta%20mostarskim%20mostem.%20Domy%20przed%20miastem%20noszą%20dalej%20ślady%20wojny.%20Niewiele%20jest%20nowo%20wybudowanych%20budynków%20a%20ruiny%20straszą%20wypalonymi%20dziurami%20okien.%20Gdzieniegdzie%20widać%20firany%20w%20oknach%20ale%20obejścia%20domów%20i%20one%20same%20świadczą%20o%20biedzie%20mieszkańców.%20Im%20bliżej%20centrum%20tym%20ładniej.%20Domy%20widać,%20że%20już%20raczej%20z%20okresu%20powojennego,%20elewacje%20czyste,%20pomalowane.[/img]
Oznakowanie bardzo dobre, kierujemy się wg znaków na Stari Most. Obrazek
Przez krótkofalówkę wołamy towarzyszy, którzy ominęli Medjugorie i powinni już tu na nas czekać – jest łączność nawiązana - siedzą i jedzą w knajpie za mostem. Bez problemu znajdujemy parking 3 minuty drogi pieszo od starego mostu. 1 Euro za godzinę – taniej niż na parkingach w Szczyrku, Wiśle czy choćby przy giełdzie samochodowej, dodatkowo widać, że dwóch obsługujących bacznie przygląda się autom u nich zaparkowanym co może świadczyć że po powrocie zastaniemy samochód w stanie podobnym do zostawionego. Po opuszczeniu parkingu pierwsze co nas spotyka to około 15-17 letnia dziewczyna prosząca o jałmużnę. Zwyczajowo odmawiam – każdy niech na pieniądze pracuje natomiast po jej stroju i umalowanej twarzy widać że na chleb nie zbiera. Po chwili zresztą wesoło i po koleżeńsku rozmawia z kierowcą przejeżdżającego w miarę nowego Mercedesa klasy C na tablicach BiH. Cóż każdy ma jakiś sposób na życie natomiast ja pewnych nie popieram i tyle. Schodzimy z parkingu kierując się w kierunku mostu. Uwagę zwracają ruiny kamiennych domów. Czasem aż śmiesznie wyglądają one w zestawieniu z zaparkowanymi koło nich autami typu Jeep Grand Cherookie czy BMW X5. Tak - mam wrażenie że część ruin pozostawiona jest w celu komercyjnym i chyba się nie mylę. Idziemy uliczką w kierunku mostu. Po obu stronach drogi rozstawione są kramy ze wszystkim możliwym do spieniężenia. Mostar rozbraja się samoczynnie. Na targu kupić można wszystko począwszy od długopisów zrobionych z naboi od kałasznikowa, poprzez hełmy wojskowe, noże wojskowe które kilkanaście lat wcześniej służyły zapewne do podrzynania gardeł sąsiadów po pluszowe zabawki, orientalne stroje i biżuterię. Jedynego czego nie udało mi się kupić to okularów przeciwsłonecznych dla mojej małej. Poprzednie które miała uległy destrukcji w wyniku walki pomiędzy dzieciakami i był płacz. Po kupieniu lodów zapomina o okularach i jest spokój. Ceny jedzenia na poziomie cen Chorwackich – wszędzie można płacić w euro a w zasadzie widząc turystę cena od razu podawana jest w tej walucie począwszy od lodów, przez knajpy jak i sklepy. Nawet zbierający do kapelusza na moście skoczkowie skaczący z mostu do rzeki stawki podają w euro. Co chwila gwar targowy ulicy przerywa głośny łopot śmigieł przelatującego na niewielkiej wysokości śmigłowca sił pokojowych czemu nie należy się zbytnio dziwić analizując wyniki przeprowadzonego w 2003 roku spisu ludności z którego wynika że 48% mieszkańców stanowią Chorwaci, 47% Bośniacy, 4% Serbowie. Zresztą doskonale było widać, że nie wszystko zostało zapomniane kiedy przekraczaliśmy granicę w Metković gdzie już po stronie BiH kilkanaście kilometrów za granicą nad drogą powiewały nad drogą flagi Chorwackie. W tym rejonie historia wciąż się toczy. Mostar nie może być porównany do spotykanych na wybrzeżu Splitu, Rijeki czy Trogiru a nawet leżącego w pewnej mierze powiedzieć można enklawie – Dubrowniku. W Mostarze zbyt wiele się wydarzyło by o tym zapomnieć w ciągu jednej dekady. Szkoda że w 1993 roku sił pokojowych tam nikt nie widział i nie miał kto zapobiec temu o czym mówią kamienne tabliczki z napisem „Don’t forget ‘93” przy moście oraz „Don’t forget” przy ul. Kujundziluk 1. Mieszkańcy miasta z pewnością długo tej daty nie zapomną i oby ta pamięć nie była zbyt silna bo reakcja sił pokojowych znów może być spóźniona lub nieudolna. Górujący kiedyś na wzgórzu nad Mostarem napis TITO VOLIMOTE dziś zastąpiony został napisem BiH VOLIMOTE to też o czymś świadczy. Poczucie narodowości i duma są silne po obu stronach. Oby nie okazały się zbyt silne. Groteskowo wygląda również budynek na jednej z głównych ulic miasta po przedsiębiorstwie ENERGOPETROL. Roztrzaskane i skorodowane częściowo stalowe ramy okien, dziury po pociskach w ścianach powyginane pręty zbrojeniowe i efektowny z pewnością kiedyś kiedy działał neonowy napis „HAPPY NEW YEAR”.
A tak mniej więcej wygląda to na zdjęciach
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Ostatnio edytowano 21.09.2006 11:37 przez rich72, łącznie edytowano 1 raz
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 17.09.2006 14:30

cdn bo nie wiem dlaczego przestało odtąd być widać obrazki :evil: [/img]
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 17.09.2006 15:02

zdjęcia z Mostaru cd

Obrazek
Obrazek
kiedyś było "Tito" teraz jest BiH
Obrazek

tu kiedyś było centrum handlowe
Obrazek

buehehe (też takiego mam na podwórku zamiast roweru)

Obrazek

pod napisem Energopetrol napie happy new year którego nie było a przynajmniej nie happy
Obrazek
nastroje patriotyczne nie gasną co widać nawet na murach
Obrazek

częsty widok nad mostarskim niebem

Obrazek

połączenia kontrastów - odnowione budynki sąsiadują ze zgliszczami
Obrazek
no i słynny symboliczny most zburzony podczas ostrzału miasta przez chorwacką artylerię cieszy oko po odbudowie od dwóch lat

Obrazek

miasto rozbraja się samo na ulicznych bazarach - zdjęcie jest nieostre bo zostało zrobione z wolnej ręki podczas marszu bez patrzenia co cykam - facet sprzedawca (około 35 lat) nie miał nóg i głupio jakoś mi było fotografofać oficjalnie jego kram
Obrazek

tu zeszliśmy jeszcze nad rzekę by zamoczyć nogi - ja zamoczyłem się cały :lol:
Obrazek
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 17.09.2006 15:22

W sumie niewiele mieliśmy czasu na zwiedzenie miasta bo dzieciarnia robiła się coraz bardziej marudna i trzeba było powoli zbierać się w kierunku domu. Nie zwiedzaliśmy wnętrz budynków, muzeów i innych atrakcji absorbujących czas natomiast udało nam się z grubsza ocenić wartość historyczną i kulturową tego miejsca z nadzieją że uda nam się tu wrócić kiedy dzieci podrosną i będą bardziej zainteresowane co można zobaczyć. Zeszliśmy jeszcze nad rzekę by przynajmniej ochłodzić nogi (ja ochłodziłem się cały) i poszliśmy do samochodów. Podróż powrotna upływała spokojnie choć trafiliśmy w rejonie miasteczka Opuzen na chłopaków z suszarką na ograniczeniu gdzie rolnicy z delty Neretvy na poboczach drogi na odcinku około 1,5 – 2 kilometrów sprzedają swoje plony i przetwory zarówno bezalkoholowe jak i te z procentami. Całe szczęście jechaliśmy w miarę przepisowo i minęliśmy ich nie niepokojeni. Będąc już prawie na miejscu trafiliśmy na parominutowy korek chyba w Drveniku, którego powodem okazał się wypadek, w którym najprawdopodobniej kierowca Forda Fiesty wymusił pierwszeństwo na motocykliście. Motocyklista był bez szans – Jardanka zebrała swoje żniwo.
Obrazek

Następnego dnia o godzinie dziewiątej wybraliśmy się na wycieczkę na Hvar stateczkiem wycieczkowym. Koszt całodziennej wyprawy (do godz. 17.30) wraz ze smażoną rybką na pokładzie, winem i sokami wyniósł 120 kun. Dzieciarnia miała w piaszczystej zatoczce masę radochy i zabawy tym bardziej, że były one bezpieczne ze wzglądu na niewielką głębokość wody, która nawet około sto metrów od brzegu sięgała dorosłemu do pasa. Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ja jednak wolę inne klimaty – dla mnie Chorwacja to skałki połączone z plażami żwirowymi, na których Magda (moja niespełna czteroletnia córa) też bawiła się świetnie pod bacznym dozorem z mojej lub żony strony. W programie oprócz kąpieli w błękitnej, piaszczystej zatoczce na Hvarze był również rejs do Sucuraja co nas interesowało ze względu na to, że niedługo planowaliśmy tam dobić promem. Bez tego punktu można było wykupić wycieczkę w cenie 100 kun więc niewiele taniej. Po obejrzeniu pobieżnie miasteczka, zjedzeniu lodów w knajpce przy porcie pszyszła pora na chwilę ochłody i solidarnie z moim kuzynem wpakowaliśmy się do wód portowych z naszej łajby co okazało się niezbyt przemyślanym pomysłem ze względu na to że wskoczyć było łatwo natomiast w drugą stronę już nie. Przechodzący tubylec widząc nasze daremne wysiłki wyspinania się na pionowy betonowy brzeg wyciągnął do nas pomocną dłoń i byliśmy „uratowani”.
Przystań w Sucuraju
Obrazek
Nieprzemyślana lecz kojąca kąpiel
Obrazek

Kapitan naszej jednostki w drodze powrotnej pozwolił naszym pociechom pokierować nią co spotkało się z ich radością. Wracając do Żivogosce ciągnęliśmy za sobą stado mew zwabione wyrzucanymi przez pasażerów resztkami chleba z obiadu.
Dwa kolejne dni upłynęły pod znakiem lenistwa plażowego, jednak chcąc dzieciakom urozmaicić pluskanie postanowiliśmy wypożyczyć rowerek wodny ze zjeżdżalnią. Wybraliśmy chyba jeden z najgorszych na to momentów ze wzglądu na wystąpienie silnego i porywistego wiatru. Po przepłynięciu około 500 metrów nasze nogi mówiły dość i przybiliśmy do brzegu na plaży aby dzieci mogły wykorzystać zjeżdżalnię. W praktyce wyglądało to tak że ja z kumplem z niemałym wysiłkiem trzymaliśmy rowerek w wodzie gdzie głębokość sięgała poniżej pasa, moja żona pomagała dzieciom wspiąć się po śliskich schodkach na górę zaś żona kumpla łapała dzieci na wylocie zjeżdżalni. Kiedy się im to znudziło wyciągnęliśmy rowerek na brzeg zastanawiając się jak wrócimy pod wciąż nasilający się wiatr. Z odsieczą przyszedł nam Pan z wypożyczalni stwierdzając z uśmiechem że chyba na dziś już mamy dość, i że jeśli pozwolimy zabierze go z powrotem (choć godzina nie upłynęła) proponując nam abyśmy przyszli kiedy wiatr się uspokoi wtedy da nam go gratis bo widział że większość czasu rowerek stał niewykorzystany. Z okazji nie skorzystaliśmy lecz i tak bardzo jesteśmy mu wdzięczni za takie podejście do sprawy.
Tak wygląda plaża w Żivogosce Porat i ciągnie się na odcinku około 800 metrów - córa z myszkami na rękach w żywiole.
Obrazek

no i nieudana próba eksploracja Jardanu rowerkiem wodnym
Obrazek
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 17.09.2006 15:25

Wieczorem padło postanowienie – idziemy na kolację do knajpki za hotelem (patrząc w kierunku Żivogośce Blato). Jedzenie okazało się dobre a Pan który nas obsługiwał (najprawdopodobniej właściciel) gratisowo (ze względu na ponadgodzinny czas oczekiwania) postawił nam dodatkową porcję lignji z sałatkami oraz na koniec nalał 3 szklaneczki rakiji (kobiety odmówiły dziękując panu grzecznie).
widok na plażę hotelową nocą z naszego tarasu (zoom około x10)
Obrazek
Następnego dnia kiedy wstaliśmy okazało się że pada deszcz i całe niebo jest przesłonięte chmurami. Z opalania nici a bez słonka to i w wodzie siedzieć jakoś smutno. Dobry to czas by odwiedzić oddalony o 140 kilometrów Dubrovnik – perłę Adriatyku o którą zaciekle walczyli w czasie niedawnej wojny Chorwaci. Ruszyliśmy chwilę po dziesiątej. Na mokrej Jardance choć deszcz ustał trzeba było jechać ostrożnie o czym przekonały nas 4 !!! (słownie cztery) samochody leżące do góry kołami na odcinku pierwszych 25 może 30 kilometrów.
Jeden z nich - BMW nie dało rady mokrej Jardance
Obrazek
Jazda generalnie szła dość ślamazarnie bo ruch na drodze był spory. Dotarliśmy do granicy BiH którą nie niepokojeni przekroczyliśmy. Nie pytali o paszporty, zielone karty itd., machali tylko ręką żeby jechać dalej. Dotarliśmy do Neum, którego tablica z nazwą miejscowości jest zawsze nowa i zawsze ostrzelana, z dziurami.
Obrazek
Ktoś musi mieć naprawdę silne zapędy narodowościowe. Drugą granicę minęłiśmy nie widząc w ogóle służb granicznych. Parę minut po trzynastej dotarliśmy wreszcie do miasta choć nie był to jeszcze koniec naszej podróży. Na dzień dobry zatrzymał nas Dubrovacki most, od którego to zaczynał się korek.
Obrazek
Zaczęło wyglądać słońce więc otwarte okna zastąpione zostały przez dobrodziejstwo jakim jest klima. Pomimo, że ruchem w kilku miejscach kierowała policja auta i skutery walczyły o pierwszeństwo na drodze. Postój w korkach i szukanie miejsca do zaparkowania zajęło nam równe półtorej godziny a i tak staliśmy przy drodze gdzie nie było zakazu bo parkingi wszystkie były pełne, nawet policja na jednym ze skrzyżowań blokowała wjazd w kierunku starego miasta w taki jednak sposób że możliwe było ich „objechanie”. Tak więc po pierwsze coś zjeść. Pizza na starym mieście nie nadszarpnęła zbytno naszych budżetów bo ceny co najwyżej 15-20 procent wyższe niż gdzie indziej natomiast ceny napojów wołają o pomstę do nieba. Litrowa butelka mineralnej kosztowała 20 kun, cola 15, szklaneczka soczku 17 kun - wariactwo – dobrze zaopatrzyć się w coś do picia we własnym zakresie lub poszukać w sklepie (choć tam cen nie sprawdzałem). Generalnie ze względu na spore opóźnienie w samym dojeździe do miasta można powiedzieć, że go nie zwiedziłem lecz zobaczyłem choć na dzień dzisiejszy i to wystarcza. Miasto ze swoimi dwusiesto pięcio metrowymi murami obronnymi grubymi miejscami na sześć metrów wygląda monumentalnie i malowniczo. Wewnątrz człowiek czuje się jakiś taki malutki. Dubrownik jest niewątpliwie stolicą turystyczną kraju. Mający zaledwie niespełna 50 tysięcy mieszkańców przyjmuje ogromne rzesze turystów. Wszędzie jest pełno ludzi, w knajpach tłoczno, na ulicach trudno przejść. Po pobieżnym przejściu przez to miasto – muzeum, gdzie każdy kamień jest historią, wiem jedno – na pewno tu wrócę ale we wrześniu, kiedy tłumy wrócą do swoich domów. Wtedy odwiedzę mury miejskie i inne ciekawe miejsca.

Parę fotek z Dubrownika

bloki mieszkalne pasują do panoramy jak świni siodło

Obrazek

mury starego miasta od zewnątrz

Obrazek

opalamy się jak damy

Obrazek

tylko ręce :?: a może by tak wskoczyć do środka :lol:

Obrazek
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108172
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 17.09.2006 16:13

Widzę rich72, że też nie próżnujesz, poczytałem. obejrzałem, czekam na C.D.
Pozdrawiam
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 17.09.2006 18:00

Januszku oczywiście że nie :wink: tyle że po powrocie trochę głupawki było i nie bardzo kiedy było coś zmajstrować. Trawa na ogródku (1/3 ha), coś przy domu porobić, małej pokój wyremontowałem już wcześniej teraz ją z meblami przeprowadzamu. Trochę tego jest na jesień na wsi do roboty ale trochę naskrobać mi się udało teraz trza to pożenić ze zdjęciami i wsadzić do relacji a jako że dziś niedziela to i czasu więcej chopć od roboty się nie wymigałem bo jutro magik ma przyjśc mi mur na dworze tynkować więc trza go było oczyścić i z sekatorkiem na drabinie posiedzieć. :wink:
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 17.09.2006 18:16

No...Richu jestem pod wrażeniem.Taki kawał relacji w jednym kawałku.Mistrzostwo świata :!:
Pozdrav.
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 17.09.2006 18:59

Wojan a Ty sobie myślałeś że ja to tu piszę - walcze już prawie 2 tygodnie w wordzie :?
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 17.09.2006 19:32

Czas do domu, ruszamy około 18.30 i po rundce (pomyłka drogowa) po pustoszejącym mieście jedziemy. Droga powrotna poszła znacznie sprawniej i przed 21 jesteśmy na miejscu. Następny dzień to znów lenistwo na plaży natomiast wieczorem wyruszamy do oddalonego o około 20-30 minut pieszo Igrane. Po drodze znajdujemy nieostrożną żmiję zygzakowatą a w zasadzie to co z niej pozostało po spotkaniu z oponami auta co jednak wskazuje że należy zachować przynajmniej minimum ostrożności wchodząc w pobliskie krzaki i trawę by pozrywać figi rosnące w tym miejscu dziko. Obrazek
Na poboczu spotykamy jakichś bardzo biednych Belgów ze swoim kamperem układających się do snu co cóż można i tak spędzać wakacje. Do Igrane dotarliśmy po około pół godzinie idąc krokiem spacerowym z wózkiem. Najlepiej dostać się tam schodząc pierwszą drogą asfaltową w lewo mijając po drodze zdewastowany i opuszczony hotel. Aż dziw bierze że takie budynki nie przechodzą tam szybkiej odbudowy zważywszy ceny za noclegi w Chorwacji.
Obrazek
Dróżką dochodzi się do promenady ciągnącej się wzdłuż całego Igrane na której to odbywa się wieczorno nocne życie miasta. Trafiliśmy jak się okazało doskonale bo akurat w ten dzień odbywała się Igarska noć o czym informowały rozwieszone plakaty i głośna muzyka dobiegająca z portowego molo.

Promenada w Igrane

Obrazek

Kramiki przy promenadzie - dopiero tu udaje nam się kupić okulary słoneczne dla małej, które to od razu idą w użytek pomimo że śladu po słońcu już dawno nie widać. No cóż ważne że jest zadowolona bo pasują jak ulał.

Obrazek

Obrazek

Jako że kolację zjedliśmy już wcześniej w domu nasza wizyta ograniczyła się do przeprowadzenia zwiadu i obejrzenia miasteczka. Jest to ładna, niewielka mieścinka ze sporym akcentem starej zabudowy zwłaszcza w rejonie portu, wąskimi uliczkami na których jednak nic się nie dzieje poza wspomnianą wcześniej promenadą, może z wyłączeniem kiosku koło kościółka z zabawkami i kupionymi tam dziecięcymi okularami słonecznymi, których wcześniej nie udało mi się dostać zarówno w Mostarze jak i Dubrowniku dziwne a jednak. Chorwacja pomimo że przyciąga i tak już ogromną rzeszę turystów i przechodząca obecnie boom turystyczny powinna pomyśleć właśnie o najmłodszych. Do tej pory poza Baską na Krku nigdzie w tym kraju nie udało mi się spotkać placów zabaw z prawdziwego zdarzenia i temu podobnej infrastruktury na której przecież również można sporo zarobić (dmuchane zamki, zjeżdżalnie itp.). Późnym i ciemnym wieczorem wróciliśmy na kwaterkę. W takich wyprawach bardzo pomocna okazuje się być latarka bo droga pomiędzy Żivogosce a Igrane nie jest oświetlona i ciemno tam jak w d... . Należy się w nią wyposażyć nie tylko ze względu na to aby widzieć ale również ze względu aby być widzianym bo miejscowi używają tej drogi nagminnie jeżdżąc dość szybko. Świecąca na czerwono latarka dawała efekt niesamowity w postaci ostrego zwalniania jadących pojazdów - buehehe
Scenariusz dnia następnego był podobny rano plaża, wieczorem Igrane lecz tym razem z celu sprawdzenia co dobrego oferują w knajpach. Po kontakcie SMS-owym z Agą (mieszkającą w tym czasie w Igrane) umówiliśmy się z nimi w poleconej nam dalmatyńskiej biało niebieskiej knajpce Porat, przed którą charakterystycznym elementem jest coś w postaci dużych żaren stojących na postumencie

Obrazek

Nasi znajomi z którymi spędzaliśmy wakacje w Żivogosce byli niezdecydowani lecz jednak dotarli lecz samochodem. Zamówiliśmy: ja makrelę zaś żona lasagne serowe. Wybór okazał się świetny. Za nieduże pieniądze można w tej knajpce naprawdę bardzo dobrze zjeść, co potwierdzili znajomi wybierając inne dania wszystko było bardzo pyszne i niedrogie. Za polecenie tego lokalu serdecznie raz jeszcze dziękuję Adze i jej mężowi (pozdrowionka for all jeśli dotrzecie by tą relację przeczytać).
Po powrocie do domciu dzieci idą spać natomiast dorosłe grono zasiada przy Karlovacko i winie. Impreza kończy się późną nocą przy muzyce Bregovica.
Kolejne dwa dni dla naszych znajomych oznaczają zbliżanie się do końca urlopu i nie robimy nic poza plażowaniem. Piątek oznacza dla nas wszystkich pakowanie. Oni jadą do domu my natomiast zamierzamy dostać się na Hvar i również polecaną przez Agę miejscowość Ivan Dolać. W piątek wieczorem żegnamy się z naszymi gospodarzami zaś oni przynoszą nam już po raz drugi w czasie naszego pobytu pyszne grilowane sardele w oliwie z oliwek palce lizać i butlę domowej roboty wina. Ta kolacja kończy nasz pobyt w Zivogosce.
Wstajemy około godziny ósmej i zgodnie z oczekiwaniami jesteśmy w apartmanie już sami znajomi wystartowali krótko po piątej rano aby ominąć tworzące się później korki pomiędzy Makarską a Splitem i dostać się do starej drogi. My w strugach lejącego deszczy opuszczamy mieszkanko parę minut po dziesiątej by zdążyć na prom odpływający na Hvar o jedenastej. W Drvennickim porcie jesteśmy o 10.30 i pan od biletów mówi by szybko wjeżdżać na prom bo zaraz odpływa - rozkłady w tym miejscu to fikcja promy odpływają nie wg nich lecz w zależności od stopnia wypełnienia promu pasażerami. Ruszamy i po półgodzinnym rejsie jesteśmy w Sucuraju. Ciągle pada choć jakby trochę mniej. Po około 10 minutach jazdy deszcz ustaje a kolejnych 20 chmury znikają całkowicie i na niebie pojawia się słonko. Klima w ruch. Droga wije się malowniczo po półkach skalnych.

Zdjęcie z ostatniej nocy w Żivogosce - burza nad Hvarem

Obrazek

widokowe postoje na Trasie Sucuraj - Jelsa

Obrazek

Obrazek

przy drodze gdzieniegdzie widać że brzeg asfaltu zryty jest elementami zawieszenia samochodów które nie zmieściły się w ciasnych zakrętach. Po kilku postojach w miejscach widokowych i przerwie ma posiedzenie na nocniku małej dojeżdżamy do osiołkowego tunelu Pitvie.

Obrazek

Obrazek

Chwila po trzynastej jesteśmy autem przed knajpą na plaży przed znakiem zakazu gdzie droga zresztą się kończy. Wjeżdżamy na parking za knajpą gdzie również mają noclegi i idziemy czegoś poszukać. Znajdujemy niemal natychmiast całkiem przyjemny domek. Przeparkowuję samochód i wnosimy toboły choć nie wszystkie ponieważ jak się okazuje nasz docelowy apartament jest jeszcze zajęty przez rodzinkę z Czech, zaś my na 1 noc dostajemy nowiutki apartament dwusypialniowy z dodatkowym łóżkiem w kuchni i ładnym tarasem z widokiem na morze. Po obiedzie idziemy na plażę by wymoczyć zmęczone wprawdzie krótką ale jednak podróżą. Morze jest jakby nieco chłodniejsze w tym miejscu niż w osłoniętym przez Hvar Żivogosce a i fale nieco większe. Następnego dnia rano przenosimy się do apartamentu na parterze ponieważ Czesi wystartowali bardzo wcześnie i jest już wysprzątany. Nie jest tak obszerny i tak nowy jak poprzedni na 2 piętrze lecz ma duży w naszym wypadku plus nie trzeba pilnować małej by nie biegała po stromych schodach prowadzących do tego pierwszego.

widok z tarasu już tego drugiego apartamentu

Obrazek

na dziś dość bo wkońcu w niedziele sie nie pracuje
cdn
jak znajdę chwilkę :wink: :lol:
Ostatnio edytowano 19.10.2006 08:33 przez rich72, łącznie edytowano 1 raz
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 17.09.2006 21:45

rich72 napisał(a):Wojan a Ty sobie myślałeś że ja to tu piszę - walcze już prawie 2 tygodnie w wordzie :?


Nie,nie wcale nie myślałem,że to tutaj piszesz.Że walczysz w Wordzie i potem wklejasz to widać po tych wszystkich "robaczkach" w Twoim tekście. :lol: Chodziło mi o to,że wytrzymałeś tyle czasu (teraz się dowiedziałem ,że 2 tyg.) i nie wkleiłeś chociaż jednego odcinka relacji dla zachęty.A mogłes już od 2 tygodni zbierać "ochy" i "achy".Chociaż przecież nie dla nich piszemy nasze relacje - prawda :?: :lol:
Pozdrav.
Asiabube
Globtroter
Avatar użytkownika
Posty: 43
Dołączył(a): 24.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Asiabube » 17.09.2006 22:32

...ja tez mam nadzieje ze to jeszcze nie koniec :wink:
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 18.09.2006 07:53

właśnie te robaczki mnie wkurzają - nie wiedziałem że zamiast np myślnika takie g.. będzie wyskakiwać ale jeszcze to pozmieniam żeby wyeliminować te krzaczki i robaczki. Co do relacji został mi jeszcze tydzień Hvaru który pojawi się wkrótce (być może jeszcze dziś wieczorem)
Na ohy i ahy nie liczę bo cieńki ze mnie sprawozdawca ale choćby 1 zdanie się komuś przydało z całości w planowaniu podróży to już dla mnie sukces będzie. Jakby coś komuś brakowało co do zawartych w relacji wiadomości zawsze może tu pytanie zadać a z pewnością o ile posiadane wiadomości mi pozwolą odpowiem i w miarę możliwości pomogę
Srdecan Pozdrav :wink:
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 18.09.2006 19:51

Po jego objęciu idziemy na plażę, spacerujemy po miejscowości, szukamy sklepów i zawartości. Jest oki. Z tarasu mamy widok w pierwszym planie na wyspę Scedro półwysep Peljesać i wyspę Korcula jak i kilka mniejszych niezamieszkałych których nazw mogę się według oględzin mapy tylko domyślać więc przytaczać ich nie będę. Kolejny dzień przywitał nas dość silnym wiatrem co nie sprzyja zbytnio plażowaniu od samego razna więc postanawiamy zrobić rundkę po wyspie. Na początek odwiedzamy najstarsze założone przez Greków miasto w Chorwacji a mianowicie Stari Grad noszące kiedyś nazwę Faros lub jak kto woli Pharos Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odwiedzamy niewielkie muzeum poświęcone historii morza, w którym odtworzone zostało mieszkanie kapitana statku z potrzebnymi mu akcesoriami w tym dziennikiem pokładowym noszącym ostatnią datę wpisu z roku 1875. Generalnie jednak miasto nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jako że czas na to pozwalał postanowiliśmy odwiedzić również sąsiedni Hvar. Miasto już na pierwszy rzut oka wygląda o wiele okazalej od Starigo Gradu jak choćby z powodu tego że nad nim góruje twierdza Španjola wzniesiona przez Hiszpanów w XVI wieku.

Obrazek

Nieopodal znajduje się arsenał z najstarszym w Europie remontowanym obecnie teatrem. Po drugiej stronie widać zabytkowy taras (ponoć bardzo drogiego) hotelu Palce. Zdecydowanie również ładniejszy większy i bogatszy jest rynek miasta z wieloma knajpkami i sklepami. Port również wygląda na większy i stoją w nim bardziej okazałe jednostki niż w sąsiednim starigradzkim. Wybrzeże portowe usiane jest mniejszymi i większymi wysepkami Pakleni Otoci co również zwiększa atrakcyjność tego miejsca. Jedyna napotkana przez nas w Hvarze plaża wyglądała bardzo nieciekawie ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo portu przez co i woda była nie najciekawsza, jednak dla chcących odpocząć od gwaru i ruchu turystycznego organizowane są wycieczki na wysepki: Jerolim, Stipanska i Palmiżana w cenie około 25 kun.

Hvar

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jako że córa nie bardzo gustowała w restauracyjnym jedzeniu oraz ze względu na to, że słonko dopiekało coraz bardziej po czternastej ruszyliśmy na kwaterkę coś upichcić. Po obiadku ze względu na dość silny wiatr wybraliśmy spacer zamiast plaży co i tak skończyło się kąpielą moją i małej na oddalonej około 5-7 minut marszu od kwaterki. Tata musiał wracać bez majtek w których się kąpał i w mokrej koszulce która posłużyła za ręcznik dla córy, ale i tak warto było popluskać się w Jardanie podczas zachodu słońca.

Obrazek

Dzień następny okazał się od rana bardzo słoneczny choć trochę wietrzny co jednak nie przeszkadzało w plażowaniu i kąpielach. Po obiedzie jednak wiatr przywiał chmury co pozwoliło nam wybrać się na kawę i lody do Jelsy, w której jeszcze nie byliśmy choć leżała najbliżej Ivan Dolać.

Jelsa

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W drodze powrotnej córa zasnęła co zmusiło nas do dalszego zwiedzania samochodem. Tym sposobem dotarliśmy do miejscowości w której kończy się droga biegnąca przez Ivan Dolać a mianowice Sv Nedjelja. Miejscowość niewielka aczkolwiek malownicza jednak do wypoczynku z dziećmi nie bardzo się nadająca ze względu na skaliste plaże i ostre zejścia do wody.

w tym miejscu kończy się droga w Sv. Nedjelji

Obrazek

Kolejny dzień obudził nas szumem morza. Takiej fali na Jardanie jeszcze nie widziałem. Fale były porównywalne z tymi które występują przy wietrznej pogodzie na Bałtyku lecz efekt spotkania się tych fal ze skałami jest o wiele bardziej widowiskowy niż z plażą piaszczystą. Wzięliśmy ze sobą podręczny sprzęt ratunkowy dla małej w postaci dmuchanych myszek na ręce i poszliśmy walczyć z falami. Madzia zabawę miała przednią choć musiałem ją cały czas trzymać w obawie o niezamierzone nurkowanie co do łatwych nie należało bo fale powodowały że nawet mnie było trudno ustać.

Obrazek

Obrazek

Po południu fale trochę ustały za to wzmógł się dość silny wiatr wiejący od morza, który powodował że po wyjściu z wody (która zrobiła się wyjątkowo ciepła) trzeba było owinąć się ręcznikiem żeby nie było zimno. Następnego dnia było podobnie co absolutnie nie przeszkodziło nam w plażowaniu i kąpielach. Po południu poszliśmy na obiad do knajpki przy samej plaży w Ivan Dolac (która sąsiadowała z naszą kwaterką). Wiatr na gustownie urządzonym tarasie zwiewał obrusy więc postanowiliśmy wejść do środka a tam już nie było tak ciekawie. Obrus pamiętał kilku poprzednich klientów, lastrykowa posadzka nie wyglądała na świeżą i generalnie wnętrze wyglądem przypominało nasze restauracje sprzed lat 20. Po zmianie obrusa (na wyraźną prośbę skierowaną do kelnera) zamówiliśmy jedzenie – ja lignje zaś żona spaghetti. O gustach się nie dyskutuje ale zarówno podanie jak i smak potraw daleko odbiegał tych znanych z innych restauracji w Cro. Rachunek opiewał na kwotę 145 kun (z fantą i vocnim sokiem) co dalece wykraczało poza normalne ceny do których przywykliśmy przez co odradzam stołowanie się właśnie tam.

Jako że czas urlopu zbliżał się ku końcowi postanowiliśmy odwiedzić przystań promową w Starim Gradzie. Znajduje się ona nie w samym mieście lecz około 2-3 km od niego gdzie odpływają promy do Ancony, Splitu i paru innych miejsc. Przy okazji udało nam się zrobić zakupy w sąsiadującym przez drogę supermarketem (niestety nie pamiętam jaka sieć) gdzie ceny są zdecydowanie niższe od tych ze sklepików wiejskich. Tak więc w koszyku znalazło się parę butelek „djevicansko maslinowo uljea” po niecałe 70 kun za litr (we wiosce chcieli tyle samo tyle że za ½ litra lub 0,7), dalmatiński prust, słodycze na drogę w ogromnych ilościach, parę butelek mineralki Jana (w tym o smaku cytrynowym – polecam), cola i soczki które mała sama sobie wybrała i parę innych specyfików na drogę. Ciekawostką było że wrzucając do koszyka zupełnie nie myśleliśmy o potrzebnych na zapłacenie pieniądzach i jak wstępnie podsumowaliśmy – kasy braknie. Żona chciała wywalić oliwę na której mi zależało (pyszny pieczony chleb z czosnkiem a i do innych potraw obecnie w domu jest stosowany) więc postanowiłem poszukać kantoru, którego jak się okazało w przystani promowej i centrum handlowym nie ma natomiast pan z kasy polecił mi iść do baru co też uczyniłem. Zapytałem panią barmankę o kantor ta zaś wskazała siedzącego przy stolika jegomościa i oświadczyła że to jest właśnie kantor. Kurs może nie był rewelacyjny ale 710 kun za 100E za to bez prowizji, która często w ostatecznym rozrachunku kurs obniża do podobnego poziomu. Zaopatrzony w pieniądze wróciłem do sklepu dobraliśmy jeszcze parę mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy, zapłaciliśmy i poszliśmy sprawdzić jak wyglądają odprawy promów. Wsio oki i wróciliśmy na kwarerkę na ostatni nocleg.

ostatnia noc pod Hrvatskim niebem :cry:

Obrazek
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 18.09.2006 21:28

Ja Cię pierniczę - ale dałeś czadu Rich :lol: :lol:
Fajna relacja....ale trzymaj się wersji, że pisałeś to z palucha, a nie z Worda :wink:
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Cro 2006 Zivogosce Porat i wyspa Hvar
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone