kulka53 napisał(a):JoannaG napisał(a):Najbradziej żal nam było (szczególnie mojemu mężowi, którego wielką miłością są góry) tego, że nie weszliśmy na Televrinę... ale pewnie jeszcze kiedyś tam wrócimy
Koniecznie musicie wrócić
To świetne miejsce, zresztą jak chyba większość widokowych chorwackich szczytów.
To tak blisko z Polski, że powinno się udać.
A przy okazji może jednak zahaczycie o KRK by (podobnie jak było z zatoczką Meli) opisać pionierskie na cro.pl wejście na Obzovo
Przed wyjazdem miałam nadzieję, że tak właśnie będzie... Widziałam zdjęcia z Obzova i zdecydowanie warto tam wejść. Choć tego roku też pewnie nic by z tego nie wyszło...
Najgorsze jest to, że teraz ciężko nam będzie wybrać się do Cro we wrześniu a latem nie łatwo o sprzyjającą temperaturę do górskich wędrówek... Może w czerwcu, zawsze łatwiej urwać dzieciakom koniec roku szkolnego niż robić zaległości na początku...
Pozdrawiam
Asia
Odcinek 21
Przeprowadzka na Istrię...Piątek wita nas słońcem ale niestety z każdą chwilą na niebie pojawia się coraz więcej chmur. Szybkie śniadanie i trzeba się pakować. Chmury coraz ciemniejsze, z oddali słychać grzmoty, robi się coraz bardziej nerwowo, żebyśmy tylko zdążyli przed deszczem...
Niestety, zaczyna padać. Zapakowaliśmy więc dzieci do samochodu, włączyliśmy im bajkę i razem jakoś dokończyliśmy pakowanie w deszczu. Ku wielkiej radości chłopaków, pod podłogą namiotu znaleźliśmy małego skorpiona...
W deszczu opuszczamy kemping Bijar i jedziemy na północ wyspy, kierunek Porozina. Niebo szczelnie przykrywają ponure chmury, wiemy już, że z naszych planów odwiedzenia Beli nic nie wyjdzie. Jedziemy więc prosto na prom. Oczywiście nie tylko my opuszczamy wyspę w ten deszczowy dzień, przed nami spora kolejka. Na szczęście już nie pada, burzy też nie widać, wizja burzy na promie bardzo mnie przerażała, choć Ł. się śmiał z moich obaw
Nie wiem ile czasu staliśmy w kolejce przed wjazdem na prom, coś koło 30-40 minut chyba.
Odpływamy:
Cres się oddala:
Istria też cała w chmurach:
A prom chyba przypłynął z Chin
Nie mamy zbyt dobrych nastrojów po tej przymusowej ewakuacji ale czas ruszać dalej...
Na Istrii, po raz pierwszy i jedyny, byliśmy 4lata temu. Spędziliśmy wtedy 4dni w Fazanie niedaleko Puli. Wtedy Istria nam się podobała, choć nie zachwyciła. Ponieważ cześć południową wyspy już poznaliśmy, część wschodnią widzieliśmy z okien samochodu, przyszła pora na część zachodnią. Postanowiliśmy znaleźć kemping w okolicach Poreca. Jedziemy przez wewnętrzną część półwyspu, krajobrazy całkiem przyjemne ale niestety niebo cały czas pokrywają chmury, z których co jakiś czas pada deszcz... Dobrze, że chociaż paskudna pogoda uśpiła tylny pokład, bo znudzeni jazdą zaczynali już rozrabiać.
Na drodze pusto, bez problemów docieramy do Vrsaru, mijając po drodze Limski Zaljev. Od razu rzuca nam się w oczy komercja. Masa straganów przy drodze, naganiacze z patelniami przy niemal każdej konobie, jakiś Dinoprak i masa innych atrakcji. W porównaniu z Cresem i Losinjem to jest inny świat, zresztą w okolicach Puli też takiej komercji nie pamiętamy...
Nie podoba nam się ale w tej chwili nie ma sensu nigdzie indziej jechać, rozglądamy się za kempingiem. Same ogromne molochy, nie planowałam pobytu w tym rejonie, więc nie mam żadnych namiarów. Mijamy Vrsar i dojeżdżamy do Poreca, każdy kolejny kemping wygląda na coraz większy i coraz droższy. Zawracamy.
Zjeżdżamy na
kemping Valkanela w Funtanie, pomiędzy Porecem a Vrsarem. Oglądamy go w deszczu. Bardzo dużo wolnych miejsc, sanitariaty sympatyczne, place zabaw, boiska, plaża, może być. Decydujemy się na trochę droższą, numerowaną parcelę i idziemy załatwić formalności do recepcji. Po rozbiciu namiotu (chwilowo nie padało) i zjedzeniu obiadu (na szczęście w przedsionku mieści się stół i krzesła, bo znowu padało) idziemy na spacer po kempingu. Najpierw w pelerynach i kaloszach (wyjętych po raz pierwszy), potem przestaje padać i wychodzi na chwilę słońce. Kemping nie jest zły ale jest zupełnie nie w naszym stylu. Zdominowany jest przez Niemców, głównie niemieckich emerytów. Można poczuć się jak na wakacjach u naszych zachodnich sąsiadów. Obywatele innych krajów są bardzo nieliczni. Na kempingu Valkanela jest wszystko, czego turysta potrzebuje na urlopie: restauracje, pizzeria, bary, kawiarnie, Konzum, sklep z ciuchami i z nikomu niepotrzebnymi duperelami
stragany z pamiątkami, nawet stragan z winem i oliwą
Są boiska, place zabaw, mini klub dla dzieci, jakiś fitness rano na plaży, duże kąpielisko z małym, dmuchanym parkiem wodnym, nie ma tylko basenu. Nie trzeba opuszczać kempingu przez całe dwa tygodnie urlopu i sądząc po sposobie spędzania czasu przez naszych sąsiadów, wielu z nich tak właśnie robi
Nie podoba nam się tu ale trzy noce wytrzymamy i oczywiście dni spędzimy głównie poza kempingiem. Oby tylko jutro zaświeciło słońce.