Odcinek 24
Świeże figi w niedzielne przedpołudnie Niedziela budzi nas słońcem. Przed nami ostatni dzień na Istrii, fajnie, jeśli będzie słoneczny. Kusi mnie Porec i leniwy spacer pustymi uliczkami, bo liczę na to, że w niedzielne przedpołudnie będzie tam spokojniej niż w sobotni wieczór...Jednak bardziej kusi Rovinj, które nas zauroczyło trzy lata wcześniej. Jedziemy więc do Rovinj.
Bardzo się cieszę, Rovinj jest przepiękne i bardzo chciałam jeszcze kiedyś tam wrócić...
Zostawiamy samochód na dużym, płatnym parkingu i idziemy na spacer. Poprzednio byliśmy tu popołudniu i takie ujęcie musiałam robić pod słońce, dzisiaj oświetlenie jest idealne
Mijamy plac zabaw, obiecując dzieciom, że wrócimy tutaj jeśli będą grzecznie spacerowały
Przechodzimy koło targu (też tu wrócimy) i zagłębiamy się w wąskich uliczkach starówki.
Na początku chcemy dotrzeć do położonego w najwyższym punkcie kościoła św. Eufemii. Kiedy byliśmy tutaj poprzednio, akurat w kościele odbywał się ślub (a dokładniej dwa pod rząd) i nie chcąc robić zamieszania, nie szukaliśmy wejścia na kościelną wieżę. Teraz będziemy mogli to nadrobić. Po majowej relacji Roxi już wiem gdzie szukać wejścia na wieżę
Już na górze.
Kościół św. Eufemii.
I wieża, na którą za chwilę mamy zamiar wejść
Wchodzimy do kościoła, wejście na wieżę miało być obok ołtarza, ale z której strony? Nie ważne, wejścia nie ma ani z prawej ani z lewej... Jak to? Przecież teraz miało nie być problemów... Krążymy po kościele, niestety dość szybko jedno z nas musi się ewakuować z naszą najmłodszą podróżniczką, która mówi zdecydowanie za głośno. Ja wychodzę z młodszymi, Łukasz zostaje.
Chwilę później spotykamy się przed kościołem, wejście na wieżę nie zostało odnalezione...
Patrzymy na wieżę, nikogo nie ma. Dochodzimy do wniosku, że jest jeszcze za wcześnie (lub w niedzielę w ogóle nie da się wejść na górę) i zamknięte wejście trudniej nam było znaleźć... Cóż trudno, wąskimi uliczkami schodzimy w stronę nabrzeża.
Najpierw jednak robię kilka zdjęć, ptaszydło zdecydowanie mi pozuje
Co słychać?
I znowu wąskie uliczki...
Chwila odpoczynku.
Spacerując wąskimi uliczkami, widzimy pojemniczki ze świeżymi figami na schodkach jednego z domów. Od początku naszych chorwackich wakacji marzyłam o świeżych figach ale na Cresie i Losinju nigdzie ich nie spotkaliśmy, były tylko suszone. Pyszne ale ja wolę świeże. Teraz wreszcie są. Kupujemy pojemniczek i spacerujemy dalej objadając się figami. Jest cudnie!
Docieramy do nabrzeża i zgodnie stwierdzamy, że nadszedł czas na lody i kawę. Siadamy przy stoliku jednej z kawiarek i nasz syn zdradza nam, że od początku wakacji ma ochotę na taki duży lodowy deser... Spełniamy więc lodowe marzenie syna, szkoda, że tak późno nam je zdradził, na szczęście nie za późno
Pozostali wybierają tradycyjne lody w rożku
Hanka oczywiście czekoladowe
Ja natomiast zamiast klasycznego espresso decyduję się na kawę mrożoną. Dobra ale jednak jestem fanką małej czarnej.
Z kawiarni idziemy do fontanny, koło której spotykamy kotka. Więcej naszej córce do szczęścia nie potrzeba, głaszcze kotka, wspina się do fontanny, żeby pomoczyć rączki, głaszcze kotka i tak na zmianę...
Spacerujemy dalej wzdłuż nabrzeża, starego miasta z tej perspektywy jeszcze nie widzieliśmy...
Na nabrzeżu robi się coraz tłoczniej, zawracamy więc i uciekamy przed tłokiem w wąskie uliczki. Między czasie Hanka usnęła w nosidle (w takich miasteczkach zdecydowanie lepiej sprawdza się nosidło niż wózek, wózka zresztą na wakacje nie zabraliśmy...) i możemy jeszcze trochę spokojnie pospacerować. Pięknie tu, spokojnie i bardzo klimatycznie... Dla mnie Rovinj jest jednym z najpiękniejszych chorwackich miasteczek a już kilka widziałam, z tymi najważniejszymi włącznie...
Czasem przecinamy bardziej zatłoczoną uliczkę ale my wolimy te spokoniejsze
W końcu docieramy do targu i na położony tuż obok plac zabaw. Hania się budzi, jakby wiedziała, że teraz czas na obiecany plac zabaw
Łukasz zostaje z dzieciakami na placu zabaw a ja idę pooglądać stragany. Normalnie unikam takich miejsc ale muszę kupić prezent dla mojej młodszej siostry, zawsze przywozimy jej coś z wakacji. Stargany pełne tandetnych pamiątek, niełatwo znaleźć coś ciekawego dla nastolatki (moja siostra ma dopiero 14lat...), obchodzę wszystko dwa razy i idę zrezygnowana do reszty rodziny. Dzieci się pobawiły, możemy wracać do samochodu.
Z dzisiejszego pobytu w Rovinj jestem bardzo zadowolona. Prawie trzygodzinny spacer w pełni mnie satysfakcjonuje, poprzednio byliśmy tu popołudniu i po za krótkim spacerze czułam lekki niedosyt. Szkoda mi tylko tej wieży... Okazało się, że byliśmy tam za wcześnie. Wracając do samochodu widzimy turystów na wieży, my jednak już tam nie wracamy. Pewnie gdybyśmy byli we dwoje, wrócilibyśmy i weszli na wieżę, z dziećmi nam się nie chce, widać, że są już zmęczeni...
Jeszcze ostatnie zdjęcia wychodzących z wody kamienic:
I jeszcze jedno;)
I jeszcze, nie mogę się powstrzymać
Dotarliśmy na parking i wracamy na kemping. Po drodze mijamy Limski Zaljev. Poprzednio będąc na Istrii tu nie dotarliśmy, może teraz. Zjeżdżamy na parking, zostawiamy samochód i idziemy rzucić okiem. Z dołu wygląda mało ciekawie, można popłynąć na wycieczkę statkiem, my na to nie mamy ochoty.
Wracamy więc do samochodu. Przy głównej drodze stoi kilka wieżyczek widokowych skąd można obejrzeć Limski Zaljev z góry. Oczywiście za opłatą. Nie dajemy się skusić
CDN