Idziemy na drugą stronę przystani promowej znowu spojrzeć na morze – wciąż rozbujane.
Ania wchodzi na prom.
A tu kolejka oczekujących.
Zgłodnieliśmy – pora coś zjeść – dziś prosty obiad, w bębnie pralki automatycznej nastawionej na wirowanie jaki mamy pod spodem nie było szans na przygotowanie czegoś wykwintnego.
Po obiedzie idziemy do harbour mastera żeby w końcu zapłacić za pobyt.
Uśmiecha się na nasz widok.
Wyjmuje dokumenty i rachunek.
Rachunek za jedną noc mimo że już rano mówiliśmy że zostajemy na kolejną.
To niesłychanie miłe.
Dziękujemy.
I przynosimy nasze miejscowe piwo w ramach podziękowania.
Master pyta o plany na jutro.
Mówimy, że płyniemy gdzieś dalej.
Każe nam rano wstać – po południu wg prognoz to co osłabnie przez noc znowu ma rosnąć.
Zobaczymy.
Dziewczyny chcą jeszcze na plażę.
Po powrocie czeka je niespodzianka – naleśniki!
W sklepie w porcie trafiamy na ciekawą kawę.
Słońce już dawno zaszło ale temperatura wciąż jak w piekle.
Pod pokładem 28 stopni.
Jak tu spać?