Dzień 7 - 27.09 sobota
Po śniadaniu i zabraniu z pokoju przygotowanych rzeczy na wyjazd do Barcelony, udaliśmy się na zewnątrz hotelu w stronę autokaru. Udało nam się zająć miejsca z przodu autokaru nad kierowcami po dwóch stronach i jedno za nami z tyłu. Ale będą super widoki! Zajęliśmy miejsca dla całej szóstki, bo wczoraj ustaliliśmy, że teraz trzymamy się razem, będzie nam milej i raźniej.
Około godziny 9.00 wyjechaliśmy z pod naszego hotelu, po drodze zabierając pozostałych. Jak już wjechaliśmy na autostradę do Barcelony to zaczęło padać. W pewnym momencie to nawet zaczęło grzmieć i błyskać. Nagle przeszła nad nami niesamowita burza. Automatycznie w autokarze zaczęły się rozmowy czy jedziemy dalej czy zawracamy. My byliśmy za pojechaniem dalej, bo potem już nie będzie, kiedy jechać do Barcelony i wyjazd przepadnie. Widać było, że ci, co chcieli wrócić byli niezadowoleni. Ale pilotka powiedziała, że jeżeli cały autokar zgodnie powie, że chce zawrócić, to zawróci. A nasza szóstka i parę innych osób byliśmy za Barceloną. Tak, więc jechaliśmy dalej.
Do miasta wjechaliśmy około 11.30 i pierwszym miejscem zwiedzania był stadion F.C. Barcelona - Camp Nou. Co prawda padało lekko na zewnątrz, ale do stadionu i muzeum szło się długim oszklonym korytarzem, lekko uniesionym nad ziemią. Panowie byli szczęśliwi, że mają możliwość zwiedzenia stadionu i być na Camp Nou. Dla mnie stadion to stadion, nic rewelacyjnego. Chociaż ten zrobił niesamowite wrażenie. Jest ogromny, zadbany, w bardzo dobrym stanie, bo tu nie ma takich bójek po meczach, widać, że sponsorzy dbają o stadion. Na trybunach porobiliśmy sobie parę fotek a potem poszliśmy do "Museu del Futbol Club Barcelona", zobaczyć historię stadionu.
"Museu del Barça" to największe muzeum piłkarskie na świecie, przedstawia szczegółową historię klubu, prezentuje rozmaite pamiątki, galerię portretów i rzeźb piłkarzy. Było wystawionych bardzo dużo pucharów zdobytych przez piłkarzy tegoż klubu, po środku znajdowała się mała miniaturowa makieta całego stadionu, opisana historia stadionu i drużyny FCA Barcelony, ich stroje, niektóre z podpisami wielkich sław. Było tam również zdjęcie z wizyty papieża na stadionie w 1982 r. Wtedy też został uhonorowany tytułem "honorowego bramkarza". A jeszcze jednym akcentem polskim w muzeum była tablica z informacjami odnośnie olimpiady w 1992 roku, która odbyła się na tym stadionie i nazwiska piłkarzy trzech pierwszych miejsc. Polska wtedy zajęła II miejsce.
Po zwiedzeniu muzeum cała nasza grupa udała się na zakupy do pobliskiego, należącego do klubu FCA, sklepiku. Tam zakupiliśmy sobie pamiątkę w postaci magnesiku - koszulki na lodówkę, oczywiście w barwach FCA Barcelona. Razem z Arkami i Hubertami udaliśmy się do autokaru. Ruszyliśmy dalej w drogę, ale ponieważ znów zaczęło padać, zwiedzaliśmy miasto częściowo z autokaru. Pilotka opowiadała nam o Gaudim, najbardziej znanym architekcie Barcelony. Po drodze minęliśmy dwa najsłynniejsze domy jego pomysłu: Casa Batlló ze szklanym dachem i Casa Mila.
Casa Batlló to budynek wzniesiony w latach 1905 - 1907. Budynek od 1900 roku znajdował się w rękach Josepa Batlló Casanovasa, który zlecił Gaudiemu oraz konstruktorowi Josep Bayo Fontowi odbudowę zrujnowanej posesji. Gaudi sam nadzorował prace, kierując pracami, stojąc na ulicy. Fasada budynku ma falującą powierzchnię pokrytą wielobarwną ceramiką i kawałkami szkła. Zwieńczeniem budynku jest dach w kształcie smoka, co ma prawdopodobnie symbolizować walkę św. Jerzego ze smokiem. Wewnątrz znajdują się pokoje, z falującymi sufitami i drewnianymi framugami drzwi i okien. W oknach wstawione są witraże, których kolorystyka różni się między sobą. Jest inna w oknach fasady zewnętrznej, a bardziej pastelowa, przejrzysta w drzwiach przejściowych między poszczególnymi pokojami. Jest to celowy zabieg, aby przepuścić światło do pokoi wewnętrznych pozbawionych własnego źródła światła naturalnego. Interesujący jest również system wentylacji w budynku, umieszczony w drzwiach zarówno tych wychodzących na zewnątrz jak i na wewnętrzną klatkę schodowa. Gaudi uważał bowiem, że nie można dobrze ogrzać budynku, jeżeli nie ma on dobrej wentylacji. Zadbał o dobrą wentylację również na poddaszu, gdzie mieści się pralnia z suszarnią. System małych otwieranych okienek daje niewielki przewiew, dzięki czemu ubrania dobrze schły w wilgotnym powietrzu Barcelony.
Casa Mila natomiast powstał w latach 1906 - 1910. Znajduje się w środkowej części miasta. Gaudi zaprojektował go i wykonał dla przedsiębiorcy Pere Mili i jego żony. Jest to najbardziej dojrzały i ostatni projekt "świecki" tego architekta. Casa Milá, jak pragnął sam Gaudi, miała być odpowiedzią na brak interesujących budynków w mieście. Ze względu na prezencję (budynek wygląda jak potężny skalny blok) barcelończycy przezwali go "La Pedrera", co znaczy "Kamieniołom". W projekcie tym Gaudi nie używał, lub używał minimalnie, prostej kreski. Powoduje to, że fasada budynku przypomina wzburzone morze. Wygląda ciężko i monumentalnie, choć wzniesiona jest z cienkich wapiennych płyt. Balkony zdobią kute z żelaza balustrady przybierające kształt dzikich chaszczy. Ozdobą fasady głównej są również specjalnie rozmieszczone ptaki, które maja sprawiać wrażenie szykujących się do odlotu. W środku budowli widać dbałość Gaudiego o szczegóły: każdy sufit posiada własną formę gipsową. Godne uwagi są też liczne mozaiki i stolarka. Na dachu stworzył architekt przypominające kształtem dym kominy. Casa Mila nie została skończona z powodów zatargów z inwestorem. Pomimo to uważa się powszechnie ją za najpełniejsze dzieło Gaudiego, w którym zastosował w pełni owoce swego doświadczenia.
Po zobaczeniu tych pięknych budynków tylko z okien autokaru skierowaliśmy się w stronę La Sagrada Familia, mijając po drodze różne ronda z pięknymi fontannami po środku. Arki i Huberty były w Barcelonie jak my byliśmy w Andorze i widzieli te budowle z bliska, również byli na wieżach Sagrady. My niestety nie mamy tego w planie w dniu dzisiejszym, może następnym razem. Po przyjeździe pod Sagradę wysiedliśmy z autokaru i przeszliśmy z pilotką na około, kierując się w stronę głównego wejścia i parku znajdującego się na przeciwko Sagrady.
"La Sagrada Familia" to właściwie "Temple Expiatori de la Sagrada Familia" - Świątynia Pokutna Świętej Rodziny, secesyjny kościół, uważany za główne osiągnięcie jej projektanta, Antoniego Gaudi. Sagrada Familia ma status bazyliki, a nie katedry, jak czasem się uważa. Kościół św. Rodziny jest charakterystyczną budowlą kojarzącą się chyba każdemu z Barceloną. Być w Barcelonie i nie widzieć Sagrada Familia to barbarzyństwo (a na pewno duża strata w doznaniach duchowych). Budowa tej świątyni rozpoczęta została w roku 1882 z inspiracji Josepa Bocabelli a miała się ona przeciwstawiać szerzącym się ideom rewolucyjnym. Pierwszym budowniczym został Francesco de Paula Villar, którego zamysłem było wybudowanie małej świątyni w stylu neogotyckim. W roku 1891 nadzór nad budową przejął Antonio Gaudi. Zmienił projekt, który teraz miał odzwierciedlać jego uczucia patriotyczne i doznania duchowe. Przez następne cztery dekady pracował intensywnie nad konstrukcją, poświęcając jej całkowicie ostatnich 15 lat życia. Podczas prac nieustannie dostosowywał i zmieniał pierwotne założenia. Prace przerwano w 1926 roku po tragicznej śmierci Gaudiego. Na szczęście wojna domowa 1936 roku nie zniszczyła świątyni, a prace nad jej ukończeniem wznowiono w latach 1950. I tak jest do dziś. Wielkość budowli jest imponująca (wieże mają ponad 100 metrów wysokości). Ale najważniejszy jest symbolizm. Każdy detal jest przemyślany. Fasada wschodnia symbolizuje narodzenie Chrystusa, zachodnia Mękę Pańską a południowa Glorię. Każda fasada podzielona jest na 3 portyki, które symbolizują wiarę, nadzieję i miłość. Cóż więcej można pisać o La Sagrada Familia? Trzeba to zobaczyć...
Pod kościołem pilotka dała nam chwilę wolnego to można było na spokojnie porobić zdjęcia i przez chwile jak nie padało pospacerować po parku lub kupić pamiątki. Gdy już wsiedliśmy z powrotem do autokaru skierowaliśmy się znów w deszczu do kolejnej "budowli" Gaudiego - Parku Güell. Dojechaliśmy na parking i wszyscy musieliśmy w strugach deszczu i całkowitym oberwaniu chmury udać się do parku. Każdy wyposażony w parasolkę lub kaptur dzielnie szedł i podziwiał uroki tego parku, bo nawet w deszczu jest on cudny.
Park powstał w latach 1904 - 1914 na zlecenie hrabiego Güella przemysłowca barcelońskiego, który zauroczony angielskimi "miastami-ogrodami" przedsięwzięcie sfinansował. Projekt w założeniu był osiedlem dla bogatej burżuazji mającym powstać na powierzchni 20 ha w pobliżu tzw. Łysej Góry. Projektu tego Gaudi nigdy nie ukończył. W 1922 roku władze Barcelony wykupiły teren i przekształciły go w park miejski. Obecnie park jest wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Duże wrażenie sprawia Sala Stu Kolumn, mieniąca się sufitem wysadzanym szkłem i ceramiką, a składająca się jedynie z 86 kolumn. Sala Kolumnowa to główny pawilon, który miał służyć za targ. Kolumny o wzorach antycznych posiadają w środku specjalne kanały umożliwiające spływ wody z położonego nad pawilonem tarasu. Dach sali ma kształt falisty i ułatwia tym bardziej spływ deszczówki. W tejże sali zauważyliśmy młodą parę robiącą sobie ślubne fotki. Też im się pogoda trafiła na zdjęcia. Taras nad pawilonem kolumnowym przez architekta był nazywany teatrem greckim. Opasany jest wyjątkowo długą ławką - 152 metry i również wyłożoną mozaiką, która jest jednocześnie gzymsem pawilonu pod nim.
Przy głównym wejściu do parku uwagę zwracają dwa budynki, na pierwszy rzut oka domki z baśniowego lasu. Domki te zbudowane są z naturalnego kamienia koloru ochry, a strukturę dachów urozmaicają wesołe i kolorowe płytki. Pilotka opowiadała nam, że te domki to Jaś i Małgosia. Po przekroczeniu wejścia staje się przed monumentalnymi odsłoniętymi schodami, przypominającymi zamczyska z przeszłości. Pośrodku nich "stoi" smok - ostatni wartownik parku, upiększony kolorowymi łuskami z odłamków płytek. Jak dla mnie to raczej jaszczurka, a nie smok. Podobno żeby powrócić do Barcelony trzeba włożyć dłoń w jej usta. Może się też okazać, że jak ów smok rozpozna kłamcę lub złodzieja, to odgryzie dłoń. Coś na wzór "Ust Prawdy" z Rzymu.
Uprzedziliśmy pilotkę, że udajemy się do autokaru i razem z Arkami i Hubertami poszliśmy w stronę parkingu. Deszcz nie przestawał padać, a nawet się nasilił. Dobrze, że w parku były również takie alejki, gdzie nie padało nam na głowę. Ale w końcu szybkimi krokami udało nam się dotrzeć do autokaru. Po drodze mijaliśmy schody przylegające do parku, po których woda płynęła jak rwący potok. Ale nam się trafiła pogoda na zwiedzanie...
Gdy pozostali uczestnicy wycieczki dołączyli do nas ruszyliśmy w stronę Wzgórza Montjuïc. Po drodze mijaliśmy arenę do walki z bykami, przejechaliśmy przez plac Hiszpański, na którym to stoją dwie wieże weneckie (47 metrów) wzorowane na kampanili św. Marka w Wenecji. Przejechaliśmy obok jeszcze śpiącej magicznej fontanny i w tle widzieliśmy Pałac Narodowy, główną budowlę Wystawy Światowej. To jedno z najważniejszych muzeów nie tylko w Barcelonie, ale i w całej Hiszpanii, gromadzi unikatowe dzieła sztuki europejskiej, począwszy od okresu romańskiego po współczesny. Po drodze zatrzymaliśmy się, aby obejrzeć stadion Olimpijski zbudowany na igrzyska w 1992 roku. Może on pomieścić 60 tysięcy ludzi. Była również widoczna po drodze rzucająca się w oczy wieża telekomunikacyjna, zaprojektowana przez Santiago Calatravę.
Montjuic tłumaczy się jako Wzgórze Żydów, oddziela ono miasto od morza. Sięga około 213 metrów n.p.m. i jest największym terenem zielonym Barcelony. Rzymianie zwali te tereny Górą Jowisza i na jego cześć zbudowali tu jego świątynię. Nazwa jednak pochodzi najprawdopodobniej od cmentarza żydowskiego. Główną atrakcją dla mieszkańców są parki i ogrody, które są popularnym miejscem spacerów. Wschodnia część Montjuic jest praktycznie pionowym klifem, dzięki czemu z góry jest świetny widok na port znajdujący się u stóp wzgórza. Na szczyt Montjuic można dostać się kolejką linową.
My po opuszczeniu autokaru udaliśmy się w stronę pomnika przedstawiającego ludzi tańczących w koło. To podobno pomnik tancerzy katalońskich, ale pewności nie mam. Następnie udaliśmy się na punkt widokowy, z którego było widać panoramę Barcelony. Szkoda, że pogoda dziś nam nie dopisała, bo i widok byłby ładniejszy. A tak to było widać Barcelonę za mgłą i chmurami. Ale udało nam się zobaczyć wieże Sagrady, było też widać pomnik Kolumba, ale najlepiej to było widać port handlowy i ogromne statki w nim stojące, bo to zaraz obok. Przeszliśmy się po parku, wśród fontann i kaskadowego wodospadu na kamieniach i po chwili odpoczynku trzeba było wracać do autokaru.
Zjechaliśmy w dół, mijając po drodze słynną La Rambla, pomnik Kolumba i skierowaliśmy się w stronę Barri Gotic, czyli Dzielnicy Gotyckiej. Większość budowli została wzniesiona na przełomie XIV I XV wieku i była otoczona murami miejskimi (fragmenty tych murów do dzisiaj są widoczne).
Pierwszą budowlą, której nie sposób jest nie zwiedzić to Katedra La Seu (Katedra Św. Eulalii). Katedra powstawała w latach 1298 - 1448. Fundamenty tej budowli powstały na ruinach rzymskiej świątyni i meczetu mauretańskiego. W XIX wieku rozbudowano fasadę katedry. Warto zobaczyć wnętrze tej katedry ze swoimi pięknymi witrażami, rzeźbami, grobami świętych, krużgankiem i tropikalnym ogrodem. W krypcie pod głównym ołtarzem umieszczono alabastrowy sarkofag ze szczątkami św. Eulali, zamęczonej przez Rzymian w 303 r. W chrześcijańskiej ikonografii gęś jest symbolem niewinności św. Eulali. I właśnie gęsi mieszkają w kościelnych krużgankach w ogrodzie ze stawikiem. Kolejne ich pokolenia żyją tam od pięciu wieków, a może dłużej, i już pozostaną, bo gdyby ktoś je usunął, przestałaby istnieć i katedra, i Barcelona. I podobno musi być ich 13, ale jak my byliśmy to naliczyliśmy 14 gęsi. W rogu krużganków stoi fontanna z rzeźbą św. Jerzego - patrona Katalonii, walczącego ze smokiem. W 29 kaplicach po obu stronach nawy, pomiędzy kolumnami podtrzymującymi gotyckie sklepienie, umieszczono bogate ołtarze, a także sarkofagi z prochami ważnych osób w dziejach Katalonii. My jeszcze zwiedziliśmy kaplicę Św. Łucji z X w. - jest to najstarsza część zabudowań kościelnych.
Wychodząc z katedry na przeciwnej ścianie był mały kamienny żółw i trzeba było go koniecznie pogłaskać, żeby oczywiście wrócić do Barcelony. Potem przeszliśmy się spacerkiem po dzielnicy. Punktem centralnym Dzielnicy Gotyckiej jest Placa de Sant Jaume. W czasach Imperium Rzymskiego znajdowało się tu Forum i Targ. Przy placu tym znajdują się między innymi Palau de Ayuntiento (Ratusz). Naprzeciwko ratusza widać Palau de la Generalitat (Pałac Parlamentu) ze zwracającym uwagę renesansowym wejściem. Koniecznie trzeba zobaczyć XV-wieczną fasadę Palau de la Generalitat od Carrer del Bisbe. Jest tam rzeźbiony medalion ze św. Jerzym zabijającym smoka. W dniu patrona Katalonii, 23 kwietnia, pałac zawsze otwiera się dla publiczności. W środku zadziwia piękna gotycka kaplica i reprezentacyjna sala Sant Jordi.
Następnie skierowaliśmy się w stronę La Rambla, po drodze mijając Placa Reial. Znajduje się tu żelazna fontanna Trzech Gracji z XIX wieku. Jest tu także dzieło młodego Gaudiego (dwie lampy/lampiony obok fontanny). Atmosferę dodatkowo podkreślają palmy rosnące na tym placu.
Potem najbardziej znaną ulicą Barcelony La Rambla doszliśmy do placu Placa Portal de la Pau gdzie znajduje się Monument a Colom - pomnik poświęcony pamięci Krzysztofa Kolumba z 1886 roku. Jednak jest on źle ustawiony, bo miał wskazywać Amerykę, ale ktoś go źle postawił i wskazuję Libię. Pomnik Krzysztofa Kolumba posiada windę, która umożliwi nam wjazd na głowę Kolumba (punkt widokowy 52 metry). Stąd roztacza się wspaniała panorama, zarówno portu jak i całego miasta.
Tutaj punktem programu było zwiedzanie Akwarium Morskiego - "L'Aquarium de Barcelona", gdzie w tunelu biegnącym pod wodą z bliska możemy obserwować faunę i florę morza Śródziemnego oraz rybki z całego świata. Przejście podwodnym tunelem dostarcza niezapomnianych wrażeń, można nawet zajrzeć do gardła rekinowi - oczywiście przez szybę. Idąc do akwarium mijaliśmy niesamowity sufit - szklany. Można było sobie stanąć i pomachać do siebie samego. Zabawy było, co niemiara. W samym akwarium na początku zwiedzania były małe akwaria z różnymi rybkami - małe, duże, kolorowe, między innymi takie jak Nemo, rozgwiazdy, koralowce, koniki morskie, ośmiorniczki, jaja rekina, krabiki, ślimaki i wiele, wiele innych. W końcu doszliśmy do tunelu, gdzie nad naszymi głowami pływały rekiny, płaszczki (ale one śmiesznie wyglądają od spodu) oraz inne ryby. Po przejściu tunelem wyszliśmy do kolejnej dużej sali, gdzie było spore akwarium z pingwinami, kolejne akwarium z płaszczkami, gdzie można było wejść do środka i od spodu sobie patrzeć. Było również akwarium z małymi krokodylami i kolejne ośmiorniczki. Bardzo nam się podobało to zwiedzanie i miłe wrażenia pozostaną. Wychodząc z akwarium oczywiście nie omieszkaliśmy zatrzymać się przy kopi starego statku pirackiego i w sklepiku z pamiątkami.
Potem ruszyliśmy naszą paczką na Rambla, żeby kupić sobie jakieś pamiątki i pocztówki. Po drodze byliśmy tak głodni, że czując zapach naleśników nie omieszkaliśmy sobie zakupić ciepłe naleśniczki.
Ostatnim punktem dzisiejszego zwiedzania Barcelony był pokaz "Światło i Woda" Magicznych Fontann. Punktualnie na umówionym miejscu przy pomniku Kolumba czekał na nas autokar i ruszyliśmy w stronę Pałacu Narodowego. Tam musieliśmy kawałek dojść i od góry naszym oczom ukazała się pięknie oświetlona fontanna oraz w oddali plac Hiszpański. Na nasze szczęście przestało padać jak byliśmy w akwarium, więc teraz już nikt nie narzekał z uczestników na pogodę, lecz wszyscy byli zachwyceni widokiem. Pierwszy pokaz obejrzeliśmy zaraz przy samej fontannie, a drugi z dalszej odległości, żeby było widać, na jaką wysokość fontanna jest w stanie wyrzucić wodę w górę. Każdy pokaz trwał około 10 minut. Gdy byliśmy na dole były widoczne promienie świecące nad Pałacem Narodowym - było ich 9, czyli tyle ile jest liter w nazwie miasta Barcelona.
Po skończonych pokazach udaliśmy się do autokaru i pełni wrażeń z dnia dzisiejszego udaliśmy się w stronę naszego hotelu. Bo Blanes dojechaliśmy w okolicy 1.00 w nocy. Szybko udaliśmy się spać, bo planujemy jutro wczesne wstanie i też dzień zwiedzania okolicznej miejscowości na własną rękę. No to miłych snów.
Mapka dzisiejszej trasy: