Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Costa Brava 2003

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 28.05.2008 14:39

Dzień 7 - 27.09 sobota

Po śniadaniu i zabraniu z pokoju przygotowanych rzeczy na wyjazd do Barcelony, udaliśmy się na zewnątrz hotelu w stronę autokaru. Udało nam się zająć miejsca z przodu autokaru nad kierowcami po dwóch stronach i jedno za nami z tyłu. Ale będą super widoki! Zajęliśmy miejsca dla całej szóstki, bo wczoraj ustaliliśmy, że teraz trzymamy się razem, będzie nam milej i raźniej.

Około godziny 9.00 wyjechaliśmy z pod naszego hotelu, po drodze zabierając pozostałych. Jak już wjechaliśmy na autostradę do Barcelony to zaczęło padać. W pewnym momencie to nawet zaczęło grzmieć i błyskać. Nagle przeszła nad nami niesamowita burza. Automatycznie w autokarze zaczęły się rozmowy czy jedziemy dalej czy zawracamy. My byliśmy za pojechaniem dalej, bo potem już nie będzie, kiedy jechać do Barcelony i wyjazd przepadnie. Widać było, że ci, co chcieli wrócić byli niezadowoleni. Ale pilotka powiedziała, że jeżeli cały autokar zgodnie powie, że chce zawrócić, to zawróci. A nasza szóstka i parę innych osób byliśmy za Barceloną. Tak, więc jechaliśmy dalej.

Do miasta wjechaliśmy około 11.30 i pierwszym miejscem zwiedzania był stadion F.C. Barcelona - Camp Nou. Co prawda padało lekko na zewnątrz, ale do stadionu i muzeum szło się długim oszklonym korytarzem, lekko uniesionym nad ziemią. Panowie byli szczęśliwi, że mają możliwość zwiedzenia stadionu i być na Camp Nou. Dla mnie stadion to stadion, nic rewelacyjnego. Chociaż ten zrobił niesamowite wrażenie. Jest ogromny, zadbany, w bardzo dobrym stanie, bo tu nie ma takich bójek po meczach, widać, że sponsorzy dbają o stadion. Na trybunach porobiliśmy sobie parę fotek a potem poszliśmy do "Museu del Futbol Club Barcelona", zobaczyć historię stadionu.

Obrazek

"Museu del Barça" to największe muzeum piłkarskie na świecie, przedstawia szczegółową historię klubu, prezentuje rozmaite pamiątki, galerię portretów i rzeźb piłkarzy. Było wystawionych bardzo dużo pucharów zdobytych przez piłkarzy tegoż klubu, po środku znajdowała się mała miniaturowa makieta całego stadionu, opisana historia stadionu i drużyny FCA Barcelony, ich stroje, niektóre z podpisami wielkich sław. Było tam również zdjęcie z wizyty papieża na stadionie w 1982 r. Wtedy też został uhonorowany tytułem "honorowego bramkarza". A jeszcze jednym akcentem polskim w muzeum była tablica z informacjami odnośnie olimpiady w 1992 roku, która odbyła się na tym stadionie i nazwiska piłkarzy trzech pierwszych miejsc. Polska wtedy zajęła II miejsce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po zwiedzeniu muzeum cała nasza grupa udała się na zakupy do pobliskiego, należącego do klubu FCA, sklepiku. Tam zakupiliśmy sobie pamiątkę w postaci magnesiku - koszulki na lodówkę, oczywiście w barwach FCA Barcelona. Razem z Arkami i Hubertami udaliśmy się do autokaru. Ruszyliśmy dalej w drogę, ale ponieważ znów zaczęło padać, zwiedzaliśmy miasto częściowo z autokaru. Pilotka opowiadała nam o Gaudim, najbardziej znanym architekcie Barcelony. Po drodze minęliśmy dwa najsłynniejsze domy jego pomysłu: Casa Batlló ze szklanym dachem i Casa Mila.

Casa Batlló to budynek wzniesiony w latach 1905 - 1907. Budynek od 1900 roku znajdował się w rękach Josepa Batlló Casanovasa, który zlecił Gaudiemu oraz konstruktorowi Josep Bayo Fontowi odbudowę zrujnowanej posesji. Gaudi sam nadzorował prace, kierując pracami, stojąc na ulicy. Fasada budynku ma falującą powierzchnię pokrytą wielobarwną ceramiką i kawałkami szkła. Zwieńczeniem budynku jest dach w kształcie smoka, co ma prawdopodobnie symbolizować walkę św. Jerzego ze smokiem. Wewnątrz znajdują się pokoje, z falującymi sufitami i drewnianymi framugami drzwi i okien. W oknach wstawione są witraże, których kolorystyka różni się między sobą. Jest inna w oknach fasady zewnętrznej, a bardziej pastelowa, przejrzysta w drzwiach przejściowych między poszczególnymi pokojami. Jest to celowy zabieg, aby przepuścić światło do pokoi wewnętrznych pozbawionych własnego źródła światła naturalnego. Interesujący jest również system wentylacji w budynku, umieszczony w drzwiach zarówno tych wychodzących na zewnątrz jak i na wewnętrzną klatkę schodowa. Gaudi uważał bowiem, że nie można dobrze ogrzać budynku, jeżeli nie ma on dobrej wentylacji. Zadbał o dobrą wentylację również na poddaszu, gdzie mieści się pralnia z suszarnią. System małych otwieranych okienek daje niewielki przewiew, dzięki czemu ubrania dobrze schły w wilgotnym powietrzu Barcelony.

Obrazek


Casa Mila natomiast powstał w latach 1906 - 1910. Znajduje się w środkowej części miasta. Gaudi zaprojektował go i wykonał dla przedsiębiorcy Pere Mili i jego żony. Jest to najbardziej dojrzały i ostatni projekt "świecki" tego architekta. Casa Milá, jak pragnął sam Gaudi, miała być odpowiedzią na brak interesujących budynków w mieście. Ze względu na prezencję (budynek wygląda jak potężny skalny blok) barcelończycy przezwali go "La Pedrera", co znaczy "Kamieniołom". W projekcie tym Gaudi nie używał, lub używał minimalnie, prostej kreski. Powoduje to, że fasada budynku przypomina wzburzone morze. Wygląda ciężko i monumentalnie, choć wzniesiona jest z cienkich wapiennych płyt. Balkony zdobią kute z żelaza balustrady przybierające kształt dzikich chaszczy. Ozdobą fasady głównej są również specjalnie rozmieszczone ptaki, które maja sprawiać wrażenie szykujących się do odlotu. W środku budowli widać dbałość Gaudiego o szczegóły: każdy sufit posiada własną formę gipsową. Godne uwagi są też liczne mozaiki i stolarka. Na dachu stworzył architekt przypominające kształtem dym kominy. Casa Mila nie została skończona z powodów zatargów z inwestorem. Pomimo to uważa się powszechnie ją za najpełniejsze dzieło Gaudiego, w którym zastosował w pełni owoce swego doświadczenia.

Obrazek

Po zobaczeniu tych pięknych budynków tylko z okien autokaru skierowaliśmy się w stronę La Sagrada Familia, mijając po drodze różne ronda z pięknymi fontannami po środku. Arki i Huberty były w Barcelonie jak my byliśmy w Andorze i widzieli te budowle z bliska, również byli na wieżach Sagrady. My niestety nie mamy tego w planie w dniu dzisiejszym, może następnym razem. Po przyjeździe pod Sagradę wysiedliśmy z autokaru i przeszliśmy z pilotką na około, kierując się w stronę głównego wejścia i parku znajdującego się na przeciwko Sagrady.

"La Sagrada Familia" to właściwie "Temple Expiatori de la Sagrada Familia" - Świątynia Pokutna Świętej Rodziny, secesyjny kościół, uważany za główne osiągnięcie jej projektanta, Antoniego Gaudi. Sagrada Familia ma status bazyliki, a nie katedry, jak czasem się uważa. Kościół św. Rodziny jest charakterystyczną budowlą kojarzącą się chyba każdemu z Barceloną. Być w Barcelonie i nie widzieć Sagrada Familia to barbarzyństwo (a na pewno duża strata w doznaniach duchowych). Budowa tej świątyni rozpoczęta została w roku 1882 z inspiracji Josepa Bocabelli a miała się ona przeciwstawiać szerzącym się ideom rewolucyjnym. Pierwszym budowniczym został Francesco de Paula Villar, którego zamysłem było wybudowanie małej świątyni w stylu neogotyckim. W roku 1891 nadzór nad budową przejął Antonio Gaudi. Zmienił projekt, który teraz miał odzwierciedlać jego uczucia patriotyczne i doznania duchowe. Przez następne cztery dekady pracował intensywnie nad konstrukcją, poświęcając jej całkowicie ostatnich 15 lat życia. Podczas prac nieustannie dostosowywał i zmieniał pierwotne założenia. Prace przerwano w 1926 roku po tragicznej śmierci Gaudiego. Na szczęście wojna domowa 1936 roku nie zniszczyła świątyni, a prace nad jej ukończeniem wznowiono w latach 1950. I tak jest do dziś. Wielkość budowli jest imponująca (wieże mają ponad 100 metrów wysokości). Ale najważniejszy jest symbolizm. Każdy detal jest przemyślany. Fasada wschodnia symbolizuje narodzenie Chrystusa, zachodnia Mękę Pańską a południowa Glorię. Każda fasada podzielona jest na 3 portyki, które symbolizują wiarę, nadzieję i miłość. Cóż więcej można pisać o La Sagrada Familia? Trzeba to zobaczyć...

Obrazek

Obrazek

Pod kościołem pilotka dała nam chwilę wolnego to można było na spokojnie porobić zdjęcia i przez chwile jak nie padało pospacerować po parku lub kupić pamiątki. Gdy już wsiedliśmy z powrotem do autokaru skierowaliśmy się znów w deszczu do kolejnej "budowli" Gaudiego - Parku Güell. Dojechaliśmy na parking i wszyscy musieliśmy w strugach deszczu i całkowitym oberwaniu chmury udać się do parku. Każdy wyposażony w parasolkę lub kaptur dzielnie szedł i podziwiał uroki tego parku, bo nawet w deszczu jest on cudny.

Park powstał w latach 1904 - 1914 na zlecenie hrabiego Güella przemysłowca barcelońskiego, który zauroczony angielskimi "miastami-ogrodami" przedsięwzięcie sfinansował. Projekt w założeniu był osiedlem dla bogatej burżuazji mającym powstać na powierzchni 20 ha w pobliżu tzw. Łysej Góry. Projektu tego Gaudi nigdy nie ukończył. W 1922 roku władze Barcelony wykupiły teren i przekształciły go w park miejski. Obecnie park jest wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Duże wrażenie sprawia Sala Stu Kolumn, mieniąca się sufitem wysadzanym szkłem i ceramiką, a składająca się jedynie z 86 kolumn. Sala Kolumnowa to główny pawilon, który miał służyć za targ. Kolumny o wzorach antycznych posiadają w środku specjalne kanały umożliwiające spływ wody z położonego nad pawilonem tarasu. Dach sali ma kształt falisty i ułatwia tym bardziej spływ deszczówki. W tejże sali zauważyliśmy młodą parę robiącą sobie ślubne fotki. Też im się pogoda trafiła na zdjęcia. Taras nad pawilonem kolumnowym przez architekta był nazywany teatrem greckim. Opasany jest wyjątkowo długą ławką - 152 metry i również wyłożoną mozaiką, która jest jednocześnie gzymsem pawilonu pod nim.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy głównym wejściu do parku uwagę zwracają dwa budynki, na pierwszy rzut oka domki z baśniowego lasu. Domki te zbudowane są z naturalnego kamienia koloru ochry, a strukturę dachów urozmaicają wesołe i kolorowe płytki. Pilotka opowiadała nam, że te domki to Jaś i Małgosia. Po przekroczeniu wejścia staje się przed monumentalnymi odsłoniętymi schodami, przypominającymi zamczyska z przeszłości. Pośrodku nich "stoi" smok - ostatni wartownik parku, upiększony kolorowymi łuskami z odłamków płytek. Jak dla mnie to raczej jaszczurka, a nie smok. Podobno żeby powrócić do Barcelony trzeba włożyć dłoń w jej usta. Może się też okazać, że jak ów smok rozpozna kłamcę lub złodzieja, to odgryzie dłoń. Coś na wzór "Ust Prawdy" z Rzymu.

Obrazek

Obrazek

Uprzedziliśmy pilotkę, że udajemy się do autokaru i razem z Arkami i Hubertami poszliśmy w stronę parkingu. Deszcz nie przestawał padać, a nawet się nasilił. Dobrze, że w parku były również takie alejki, gdzie nie padało nam na głowę. Ale w końcu szybkimi krokami udało nam się dotrzeć do autokaru. Po drodze mijaliśmy schody przylegające do parku, po których woda płynęła jak rwący potok. Ale nam się trafiła pogoda na zwiedzanie...

Obrazek

Obrazek

Gdy pozostali uczestnicy wycieczki dołączyli do nas ruszyliśmy w stronę Wzgórza Montjuïc. Po drodze mijaliśmy arenę do walki z bykami, przejechaliśmy przez plac Hiszpański, na którym to stoją dwie wieże weneckie (47 metrów) wzorowane na kampanili św. Marka w Wenecji. Przejechaliśmy obok jeszcze śpiącej magicznej fontanny i w tle widzieliśmy Pałac Narodowy, główną budowlę Wystawy Światowej. To jedno z najważniejszych muzeów nie tylko w Barcelonie, ale i w całej Hiszpanii, gromadzi unikatowe dzieła sztuki europejskiej, począwszy od okresu romańskiego po współczesny. Po drodze zatrzymaliśmy się, aby obejrzeć stadion Olimpijski zbudowany na igrzyska w 1992 roku. Może on pomieścić 60 tysięcy ludzi. Była również widoczna po drodze rzucająca się w oczy wieża telekomunikacyjna, zaprojektowana przez Santiago Calatravę.

Obrazek

Obrazek

Montjuic tłumaczy się jako Wzgórze Żydów, oddziela ono miasto od morza. Sięga około 213 metrów n.p.m. i jest największym terenem zielonym Barcelony. Rzymianie zwali te tereny Górą Jowisza i na jego cześć zbudowali tu jego świątynię. Nazwa jednak pochodzi najprawdopodobniej od cmentarza żydowskiego. Główną atrakcją dla mieszkańców są parki i ogrody, które są popularnym miejscem spacerów. Wschodnia część Montjuic jest praktycznie pionowym klifem, dzięki czemu z góry jest świetny widok na port znajdujący się u stóp wzgórza. Na szczyt Montjuic można dostać się kolejką linową.

My po opuszczeniu autokaru udaliśmy się w stronę pomnika przedstawiającego ludzi tańczących w koło. To podobno pomnik tancerzy katalońskich, ale pewności nie mam. Następnie udaliśmy się na punkt widokowy, z którego było widać panoramę Barcelony. Szkoda, że pogoda dziś nam nie dopisała, bo i widok byłby ładniejszy. A tak to było widać Barcelonę za mgłą i chmurami. Ale udało nam się zobaczyć wieże Sagrady, było też widać pomnik Kolumba, ale najlepiej to było widać port handlowy i ogromne statki w nim stojące, bo to zaraz obok. Przeszliśmy się po parku, wśród fontann i kaskadowego wodospadu na kamieniach i po chwili odpoczynku trzeba było wracać do autokaru.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zjechaliśmy w dół, mijając po drodze słynną La Rambla, pomnik Kolumba i skierowaliśmy się w stronę Barri Gotic, czyli Dzielnicy Gotyckiej. Większość budowli została wzniesiona na przełomie XIV I XV wieku i była otoczona murami miejskimi (fragmenty tych murów do dzisiaj są widoczne).

Pierwszą budowlą, której nie sposób jest nie zwiedzić to Katedra La Seu (Katedra Św. Eulalii). Katedra powstawała w latach 1298 - 1448. Fundamenty tej budowli powstały na ruinach rzymskiej świątyni i meczetu mauretańskiego. W XIX wieku rozbudowano fasadę katedry. Warto zobaczyć wnętrze tej katedry ze swoimi pięknymi witrażami, rzeźbami, grobami świętych, krużgankiem i tropikalnym ogrodem. W krypcie pod głównym ołtarzem umieszczono alabastrowy sarkofag ze szczątkami św. Eulali, zamęczonej przez Rzymian w 303 r. W chrześcijańskiej ikonografii gęś jest symbolem niewinności św. Eulali. I właśnie gęsi mieszkają w kościelnych krużgankach w ogrodzie ze stawikiem. Kolejne ich pokolenia żyją tam od pięciu wieków, a może dłużej, i już pozostaną, bo gdyby ktoś je usunął, przestałaby istnieć i katedra, i Barcelona. I podobno musi być ich 13, ale jak my byliśmy to naliczyliśmy 14 gęsi. W rogu krużganków stoi fontanna z rzeźbą św. Jerzego - patrona Katalonii, walczącego ze smokiem. W 29 kaplicach po obu stronach nawy, pomiędzy kolumnami podtrzymującymi gotyckie sklepienie, umieszczono bogate ołtarze, a także sarkofagi z prochami ważnych osób w dziejach Katalonii. My jeszcze zwiedziliśmy kaplicę Św. Łucji z X w. - jest to najstarsza część zabudowań kościelnych.

Obrazek

Obrazek

Wychodząc z katedry na przeciwnej ścianie był mały kamienny żółw i trzeba było go koniecznie pogłaskać, żeby oczywiście wrócić do Barcelony. Potem przeszliśmy się spacerkiem po dzielnicy. Punktem centralnym Dzielnicy Gotyckiej jest Placa de Sant Jaume. W czasach Imperium Rzymskiego znajdowało się tu Forum i Targ. Przy placu tym znajdują się między innymi Palau de Ayuntiento (Ratusz). Naprzeciwko ratusza widać Palau de la Generalitat (Pałac Parlamentu) ze zwracającym uwagę renesansowym wejściem. Koniecznie trzeba zobaczyć XV-wieczną fasadę Palau de la Generalitat od Carrer del Bisbe. Jest tam rzeźbiony medalion ze św. Jerzym zabijającym smoka. W dniu patrona Katalonii, 23 kwietnia, pałac zawsze otwiera się dla publiczności. W środku zadziwia piękna gotycka kaplica i reprezentacyjna sala Sant Jordi.

Obrazek

Następnie skierowaliśmy się w stronę La Rambla, po drodze mijając Placa Reial. Znajduje się tu żelazna fontanna Trzech Gracji z XIX wieku. Jest tu także dzieło młodego Gaudiego (dwie lampy/lampiony obok fontanny). Atmosferę dodatkowo podkreślają palmy rosnące na tym placu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem najbardziej znaną ulicą Barcelony La Rambla doszliśmy do placu Placa Portal de la Pau gdzie znajduje się Monument a Colom - pomnik poświęcony pamięci Krzysztofa Kolumba z 1886 roku. Jednak jest on źle ustawiony, bo miał wskazywać Amerykę, ale ktoś go źle postawił i wskazuję Libię. Pomnik Krzysztofa Kolumba posiada windę, która umożliwi nam wjazd na głowę Kolumba (punkt widokowy 52 metry). Stąd roztacza się wspaniała panorama, zarówno portu jak i całego miasta.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tutaj punktem programu było zwiedzanie Akwarium Morskiego - "L'Aquarium de Barcelona", gdzie w tunelu biegnącym pod wodą z bliska możemy obserwować faunę i florę morza Śródziemnego oraz rybki z całego świata. Przejście podwodnym tunelem dostarcza niezapomnianych wrażeń, można nawet zajrzeć do gardła rekinowi - oczywiście przez szybę. Idąc do akwarium mijaliśmy niesamowity sufit - szklany. Można było sobie stanąć i pomachać do siebie samego. Zabawy było, co niemiara. W samym akwarium na początku zwiedzania były małe akwaria z różnymi rybkami - małe, duże, kolorowe, między innymi takie jak Nemo, rozgwiazdy, koralowce, koniki morskie, ośmiorniczki, jaja rekina, krabiki, ślimaki i wiele, wiele innych. W końcu doszliśmy do tunelu, gdzie nad naszymi głowami pływały rekiny, płaszczki (ale one śmiesznie wyglądają od spodu) oraz inne ryby. Po przejściu tunelem wyszliśmy do kolejnej dużej sali, gdzie było spore akwarium z pingwinami, kolejne akwarium z płaszczkami, gdzie można było wejść do środka i od spodu sobie patrzeć. Było również akwarium z małymi krokodylami i kolejne ośmiorniczki. Bardzo nam się podobało to zwiedzanie i miłe wrażenia pozostaną. Wychodząc z akwarium oczywiście nie omieszkaliśmy zatrzymać się przy kopi starego statku pirackiego i w sklepiku z pamiątkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem ruszyliśmy naszą paczką na Rambla, żeby kupić sobie jakieś pamiątki i pocztówki. Po drodze byliśmy tak głodni, że czując zapach naleśników nie omieszkaliśmy sobie zakupić ciepłe naleśniczki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ostatnim punktem dzisiejszego zwiedzania Barcelony był pokaz "Światło i Woda" Magicznych Fontann. Punktualnie na umówionym miejscu przy pomniku Kolumba czekał na nas autokar i ruszyliśmy w stronę Pałacu Narodowego. Tam musieliśmy kawałek dojść i od góry naszym oczom ukazała się pięknie oświetlona fontanna oraz w oddali plac Hiszpański. Na nasze szczęście przestało padać jak byliśmy w akwarium, więc teraz już nikt nie narzekał z uczestników na pogodę, lecz wszyscy byli zachwyceni widokiem. Pierwszy pokaz obejrzeliśmy zaraz przy samej fontannie, a drugi z dalszej odległości, żeby było widać, na jaką wysokość fontanna jest w stanie wyrzucić wodę w górę. Każdy pokaz trwał około 10 minut. Gdy byliśmy na dole były widoczne promienie świecące nad Pałacem Narodowym - było ich 9, czyli tyle ile jest liter w nazwie miasta Barcelona.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po skończonych pokazach udaliśmy się do autokaru i pełni wrażeń z dnia dzisiejszego udaliśmy się w stronę naszego hotelu. Bo Blanes dojechaliśmy w okolicy 1.00 w nocy. Szybko udaliśmy się spać, bo planujemy jutro wczesne wstanie i też dzień zwiedzania okolicznej miejscowości na własną rękę. No to miłych snów.

Mapka dzisiejszej trasy:
Obrazek
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 30.05.2008 14:07

Dużo wrażeń jak na jeden dzień, deszcz go nieco popsuł, ale za to wieczór przy roztańczonej fontannie musiał być uroczy.


Dorobek Gaudiego w Barcelonie jest imponujący. I właściwie bez niego nie byłoby co oglądać?

Witki historyczne informacje przepisywałaś słuchając i oglądając Wasze filmy z kamery? Bo pamiętać po tylu latach to chyba się nie da :( .
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 30.05.2008 14:21

Lidio - troche z kamery i pamięci, ale duża część ze źródeł internetowych, co by wiadomo było co i jak.....
Sporo pamietam z tego wyjazdu, bo do takich właśnie rzeczy mam dobrą pamięć....
Zawsze się pamieta to co przyjemne, prawa????
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 11.08.2008 13:22

Trochę czasu minęło od ostatniego postu :oops: , ale mam nadzieje, że na dniach już to dokończę, bo zależy mi na tym...
Dziś jeszcze jeden odcinek zostanie wrzucony, tylko pisze się właśnie, a żaba zdjęcia już ma :wink:
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 11.08.2008 14:46

Dzień 8 - 28.09 niedziela

Wczoraj ustaliliśmy z Arkami, że po śniadaniu idziemy do kościoła na mszę, a potem statkiem po 10.00 popłyniemy sobie do Tossa de Mar. Miały też z nami płynąć Huberty, jednak nie udało nam się ich z rana dobudzić. Zostawiliśmy im informację, że popłynęliśmy i żeby do nas potem dołączyli jak już się ogarną. Na śniadaniu stawiliśmy się dość wcześnie, jako nieliczni w tym dniu i potem szybciutko w czwórkę poszliśmy w stronę kościoła Santa Maria na mszę. Byliśmy chyba najmłodszymi uczestnikami mszy, bo pozostałe osoby w kościele to starsze panie i panowie. Trochę dziwnie się na nas patrzyli, a już jak zaczęliśmy mówić Ojcze Nasz po polsku, to zamarli...
Po mszy krętymi uliczkami zeszliśmy w dół i skierowaliśmy się w stronę plaży, na której to cumują statki. Po drodze zaczepiały nas głodne i spragnione głaskania koty. Gdy już doszliśmy na plażę, punktualnie o 10.15 pojawił się statek, którym mieliśmy płynąć. Niesamowite jest to, w jaki sposób dobijał do brzegu na plaży, żeby zabrać pasażerów. Po prostu sunął wprost na plażę. Nieźle to wyglądało. Gdy już weszliśmy na pokład udaliśmy się na sam koniec stateczku i zajęliśmy miejsca. Patrzyliśmy jeszcze czy może Huberty nie biegną promenadą, ale nie było ich.

Obrazek

Gdy statek już odbił od brzegu i gdy wypłynął z portu na morze ruszył pełną parą w stronę Tossy. Po drodze mogliśmy podziwiać piękne wybrzeże Costa Brava - różnego rodzaju zatoczki, niedostępne od strony lądu, plaże ukryte wśród skał, no i przede wszystkim te skalne wybrzeże. Widoki naprawdę super. Na szczęście aż tak mocno nie bujało statkiem, jedynie troszkę wiało. A słońce póki co siedziało za chmurkami i jakoś nie zapowiadało się, że szybko wyjdzie. Cały rejs trwał około godziny, po drodze oczywiście statek wpływał też do innych miejscowości, żeby zabrać chętnych do Tossy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po wpłynięciu na plażę miejską w Tossie udaliśmy się w kierunku ruin zamku na wzgórzu, ale po drodze nie obyło się bez wizyty w toalecie. Tak nas wybujało na statku, że dalsze spacerowanie było by niemożliwe, tym bardziej, że cały czas droga prowadziła pod górę.

a tak statek wpływał na plażę:
Obrazek

Tossa de Mar to położone w jednym z najładniejszych zakątków Costa Brava dawne rybackie miasteczko, które szczęśliwie zachowało swój oryginalny charakter. Nad miastem i plażą góruje skalisty półwysep otoczony murami obronnymi średniowiecznej twierdzy z XII w. z dobrze zachowanymi trzema wieżami widokowymi. Tossę założyli Rzymianie i do dzisiaj zachowały się mury i otoczona przez nie stara dzielnica Vila Vela z charakterystycznymi pobielanymi domami, które stoją przy brukowanych ulicach i pamiętają jeszcze czasy średniowiecza. Z tej części miasta roztacza się wspaniały widok na plaże i zatokę. Na terenie Starego Miasta znajdują się również XV-wieczne pozostałości pałacu gubernatora. Jednym słowem Tossa de Mar to wznoszący się nad zatoką średniowieczny zamek, skaliste wybrzeże, podwodne groty i lazurowe morze, kolorowe łodzie w porcie i strome uliczki prowadzące wprost na plażę. Bliskość ruin rzymskich sprawia, że wydaje nam się iż czas zatrzymał się w miejscu. Dla mnie takie miasteczka to taka prawdziwa stara Hiszpania.
Gdy już każdy z nas skorzystał z toalety udaliśmy się w stronę twierdzy, idąc cały czas pod górę. Po drodze gdy minęliśmy bramę wejściową po prawej stronie była pierwsza z wież. Idąc dalej doszliśmy do armat na wzgórzu, skierowanych w stronę morza w razie ataku. Nie omieszkaliśmy sobie zrobić z nimi zdjęć. Widok też był niesamowity z tego miejsca - panorama miasta i portu.

Obrazek

Obrazek

Potem idąc dalej doszliśmy do ruin jakieś kaplicy czy świątyni, tak mi to wyglądało, ale pewna nie jestem.

Obrazek

Obrazek

Gdy poszliśmy kawałek dalej znaleźliśmy się nad pięknym skalnym urwiskiem z widokiem na wybrzeże. Tam też udało nam się zrobić wspólne zdjęcie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idąc dalej doszliśmy do wieży widokowej, ale była niestety zamknięta.

Obrazek

Po jakimś czasie wreszcie droga prowadziła w dół, wąskimi i pięknymi uliczkami o niesamowitym klimacie - jak już wcześniej pisałam, dla mnie to taka prawdziwa stara Hiszpania. Coś niesamowitego... Droga zwiedzania zaprowadziła nas na mury okalające starą część miasta i tymi murami dalej sobie spacerowaliśmy. W pewnym momencie był nas bardzo blisko dach domu, że nie omieszkaliśmy sobie zrobić na nim zdjęcia. Mam nadzieje, że nic nikomu na głowę nie spadło z sufitu, jak tam weszliśmy, hi hi hi.

Obrazek

Obrazek

Gdy zeszliśmy z murów, dalej szliśmy wąskimi uliczkami, które zaprowadziły nas w stronę miasta.

Obrazek

Obrazek

W miasteczku doszliśmy do małej kapliczki, w której grała sobie delikatnie muzyczka i dzięki temu panował w niej miły nastrój. Gdy dalej poszliśmy to po jakimś czasie doszliśmy do katedry, którą widzieliśmy ze wzgórza. Niestety trwała msza, więc nie udało nam się jej zwiedzić, Jedynie widzieliśmy piękny sufit stojąc przy samym wejściu. Chcieliśmy poczekać na koniec mszy, ale szkoda nam było czasu marnować, bo właśnie słonko wychodziło i chcieliśmy jeszcze popływać w morzu. Tak więc idąc w stronę plaży zakupiliśmy po drodze jakieś pamiątki, pocztówki i lody dla ochłody.

Obrazek

Znaleźliśmy fajne miejsce na kąpiel, z dala od głównej plaży i statków wpływających, ale jednocześnie na tyle blisko, żeby zdążyć na statek powrotny. Tak więc koło 13.00 byliśmy już na plaży gotowi na kąpiel.
Fale tego dnia były imponujące i do tego miały taką siłę, że potrafiły nie tylko przewrócić, ale przesuwać po płytkiej wodzie. Może to też urok naszej zatoczki, gdzie się rozłożyliśmy. W każdym bądź razie radość była przednia! Oprócz tego, że wszędzie miało się piasek i pełno soli (oczy, usta) to była to niezła zabawa.

Obrazek

Gdy tak szaleliśmy w wodzie dołączyli do nas Kasia i Hubert. Fajnie, znów jesteśmy w komplecie. Panowie się razem pokąpali i poszaleli a potem Hubert wziął nasz aparat i popłynął porobić trochę fotek pod wodą. Kasia powolutku chciała do nas dołączyć, tylko siła fal jej na to nie pozwoliła. Została przez fale przewrócona - takie silne te bestie były!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy już zbliżała się pora powrotu poszliśmy w stronę głównej plaży i chwilkę poczekaliśmy na nasz statek.

Obrazek

Tym razem w drodze powrotnej bardziej bujało niż płynąc do Tossy, czasem to o mało co z siedzeń nie pospadaliśmy. Ubaw był niezły, bo w końcu jeden z naszych panów zaliczył glebę. Po dopłynięciu do Blanes poszliśmy w stronę hotelu, po drodze zahaczając jeszcze o kolejne lody.

Obrazek

A gdy doszliśmy do hotelu to zostawiliśmy nasze mokre rzeczy i udaliśmy się na małe zakupy do supermarketów. Są one kawałek za Blanes, ale bez trudu do nich doszliśmy.

Obrazek

Po zrobionych zakupach wracając mijaliśmy rondo z lokomotywą i Michał musiał mieć tam zdjęcie, więc sobie zrobiliśmy wspólną fotkę na rondzie.

Obrazek

A gdy dotarliśmy do hotelu, to jeszcze fotka na dziedzińcu i przyszła pora na kolację.

Obrazek

Po kolacji wieczorkiem krótka partyjka w piłkarzyki razem z kierowcami, potem chwila relaksu nad basenem i poszliśmy spać. Jutro kolejny dzień zwiedzania, więc trzeba było się przygotować do drogi. A i jeszcze umówiliśmy się na wspólne oglądanie wschodu słońca z rana, więc trzeba było się wyspać.
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 27.08.2008 15:49

Dzień 9 - 29.09 poniedziałek

Na dzisiejszy wczesny poranek zaplanowaliśmy razem z Arkami wspólne oglądanie wschodu słońca z cyplu Palomera. Dlatego też pobudka była przed 6.00 rano i na cyplu byliśmy już dwadzieścia minut później. Wszyscy byli lekko niewyspani, ale dzielnie obserwowaliśmy niebo. Na nasze nieszczęście było dziś sporo chmur i w sumie wschodu nie było widać, a do tego trochę czasowo źle to obliczyliśmy i jakieś oznaki wschodu słońca były dopiero po 7.00 rano. Ale za to mile wspominamy nasze oczekiwanie. Żałujemy tylko, że jednak nic nie było widać, bo chmury i skaliste wybrzeże wszystko zasłoniły. Może następnym razem.

Obrazek

Prosto z naszych porannych obserwacji udaliśmy się do hotelu na śniadanie. A potem razem z Hubertami i pozostałymi uczestnikami udaliśmy się autokarem do Girony na zwiedzanie miasta. Nie jechaliśmy długo i w okolicach 10.00 byliśmy już na miejscu. Na parkingu dowiedzieliśmy się od rezydentki, że Girona posiada trzy nazwy miasta: katalońską, hiszpańską i europejską. Każda delikatnie różni się w wymowie.
Girona to miasto, które powinni odwiedzić głównie zwolennicy zwiedzania i aktywnego spędzania urlopu. Przepych zabytków, urocze kamieniczki, wąskie, klimatyczne i pełne kwiatów ulice zachęcają do długich spacerów i wędrówek po mieście. Warto odwiedzić przepiękne stare miasto - przykład mozaiki skomponowanej z elementów architektury rzymskiej i greckiej oraz monumentalne mury obronne otaczające miasto. Z wież obronnych roztacza się niesamowity, panoramiczny widok na czerwone dachy miasta i wszystkie najciekawsze i najpiękniejsze budowle.
Przebywając w Gironie, warto wybrać się na południowy brzeg rzeki Onyar stanowiący historyczną część miasta nazwaną Barri de la Catedral. Na uwagę zasługuje również juderia - dawna dzielnica żydowska. Największe wrażenie jednak robią Pasaż Archeologiczny stworzony z pozostałości starorzymskich umocnień, dobrze zachowane łaźnie arabskie - Banys Arabs, oraz słynna jednonawowa, budowana od 1000 roku gotycka katedra, w której mieści się muzeum ze zbiorami najcenniejszych w całej Hiszpanii zabytków. Wśród nich największy podziw budzi Tepiz de la Creation - wielka tkanina z 1100 roku przedstawiająca sceny stworzenia świata.
Aby dobrze poznać historię miasta i zasięgnąć kompletnej informacji o skupionych w mieście zabytkach, należy udać się do Museu d'Historia de la Ciutat - Muzeum Historii Miasta. Muzeum mieści się w XVIII - wiecznym klasztorze Kapucynów. Girona to centrum życia kulturalnego i towarzyskiego Costa Bravy. Są tu liczne galerie (najsłynniejsza z nich to Museu d'Art, w której zebrano dzieła sztuki romańskiej do XX wieku), wystawy sztuki, restauracje i tawerny serwujące regionalne smakołyki. Na starym mieście dużą popularnością cieszą się tawerny, w których można napić się hiszpańskiego wina przy akompaniamencie dobrej muzyki.
Nasza grupa po przejściu rzeki Onyar zaczęła zwiedzanie tego urokliwego miasta od romańsko - gotyckiego kościoła św. Feliksa. Posiada on niedokończoną wieżę, ponieważ podczas budowy uderzył w nią piorun i już tego nie dokończyli. Brak w tym kościele witraży, ale za to znajduje się tam alabastrowy posąg Chrystusa z 1350 roku.

Obrazek

Obrazek

Następnie mogliśmy zobaczyć zrekonstruowane łaźnie arabskie - są najlepiej zachowanym zabytkiem tego typu, podobno drugie takie są w Granadzie. Idąc w kierunku starówki z labiryntem uliczek przeszliśmy przez zachowaną do dziś bramę prowadzącą do miasta. Potem już znaleźliśmy się w zabytkowej części żydowskiej. Wąskimi uliczkami doszliśmy do ratusza z przełomu XIII/XIV w., naprzeciwko którego znajduje się najpiękniejszy w Gironie dom gotycki z pięknymi malowidłami, dom o nazwie "pod czterema apostołami".

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po jakimś czasie doszliśmy do najstarszego mostu kamiennego w Gironie i rezydentka ogłosiła czas wolny. Zdecydowaliśmy z Arkami i Hubertami, że pochodzimy sobie po miasteczku uliczkami wzdłuż rzeki i po jakimś czasie doszliśmy do mostu projektu słynnego pana Eiffla.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spacerowaliśmy po mostach z jednego brzegu na drugi, jednocześnie zwiedzając okoliczne uliczki. W jednej z nich znaleźliśmy sklep - chyba jakiś rodzaj księgarni, gdzie znaleźliśmy przewodnik o Polsce oraz nasze stare papierkowe pieniążki z lat 80-tych, 50 i 100 zł do kupienia w cenie po 3 EUR. Następnie dalej skierowaliśmy się do kolejnego mostu (w Gironie podobno jest ich aż 10) i drugą stroną miasteczka doszliśmy z powrotem do mostu kamiennego, gdzie była zbiórka. Za mostem był widoczny plac Kataloński, na którym to dawno temu znajdowała się druga brama miejska, niestety już jej tam nie ma, bo została doszczętnie zniszczona.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po czasie wolnym udaliśmy się z rezydentką w stronę Uniwersytetu, gdzie zachowało się wiele umocnień z czasów rzymskich i na placu obok zachował się mur z I wieku p.n.e.

Obrazek

Następnie udaliśmy się w stronę gotyckiej katedry z XIV/XV w. z romańską wieżą i barokową fasadą (1730-33). Po wejściu do katedry naszym oczom ukazały się znajdujące na środku organy z XIX wieku. W katedrze znajduje się również kamienny tron z XI wieku, bogaty w rzeźby. W koło w nawach znajdują się różnorakie kapliczki, w tym też widziałam kapliczkę św. Magdaleny. Oczywiście jest też skarbiec, no i muzeum. Po wyjściu z katedry schodząc schodami w dół mieliśmy za zadanie policzyć ile ich jest. Powinno wyjść 90 - wtedy osoba ta jest prawdomówna. Mnie wyszło 94, hi hi hi...

Obrazek

Obrazek

Gdy już szliśmy w kierunku autokaru, ponownie znaleźliśmy się na placu przed kościołem Św. Feliksa, gdzie na latarni znajduje się figurka lwicy. I tu kolejny przesąd - żeby wrócić do Girony trzeba tą lwicę pocałować w zadek. Grzecznie więc uczyniliśmy ten rytuał jak większość z wycieczkowiczów.

Obrazek

Obrazek

Z Girony wyjechaliśmy około 13.00, po chwili już byliśmy w Blanes i zdecydowaliśmy z Arkami i Hubertami, że wykorzystamy ten czas na kąpiel w basenie. Szaleństw nie było końca... Wykorzystaliśmy też nasz aparat podwodny i parę śmiesznych fotek udało nam się pstryknąć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A potem jeszcze przed kolacją udaliśmy się na spacer po mieście i oczywiście poszliśmy na lody do naszego stałego miejsca. Pan już nas poznawał, więc było miło. Potem grzecznie wróciliśmy na kolację do hotelu.

Obrazek

Ponieważ dziś już ostatni dzień i noc w Blanes, zdecydowaliśmy się wspólnie pożegnać z tym miastem. Zabraliśmy ze sobą ogromną butlę Sangrii i udaliśmy się tak jak rano na cypel Palomera. Tam patrząc na oświetloną panoramę miasta miło spędziliśmy czas. My z Michałem jak zwykle wrzuciliśmy po monetach do morza, co by jeszcze kiedyś tu wrócić....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem zeszliśmy wszyscy na plażę i Arek z Michałem wpadli na pomysł zabrania żwirku z plaży do akwarium. Tak więc panowie wsypywali sobie grzecznie do butelek piasek, a pozostali mieli z tego niezły ubaw. A na koniec postanowiliśmy zrobić sobie wspólne zdjęcia na plaży na pamiątkę miłej znajomości i przygód przeżytych w Hiszpanii.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jak wróciliśmy do hotelu, to jeszcze chwile posiedzieliśmy przy basenie ale trzeba było jeszcze się spakować, bo jutro z rana wyjazd, więc grzecznie każdy z nas po jakimś czasie poszedł do swoich pokoi.

Obrazek


Plan Girony:
Obrazek

Trasa w dniu dzisiejszym:
Obrazek

c.d.n..... :wink:
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13042
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 27.08.2008 16:35

Madziu, ten dalszy ciąg będzie już teraz, czy raczej w wolnych chwilkach jak już będą 3 witki? Toż to lada moment :D.

Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko :papa:
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 27.08.2008 18:13

dangol napisał(a):Madziu, ten dalszy ciąg będzie już teraz, czy raczej w wolnych chwilkach jak już będą 3 witki? Toż to lada moment :D.

Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko :papa:


jak nic się nie wydarzy w nocy i nie urodzę to jutro kolejny dzień naskrobię....

generalnie chciałabym się wyrobić, ale termin i brzuchol goni nieubłaganie :wink: :wink: :wink:
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 29.08.2008 13:21

Dzień 10 - 30.09 wtorek

Z samego rana zaraz po przebudzeniu trzeba było się jeszcze dopakować, potem śniadanie, zdanie kluczy przez wszystkich uczestników i około 9.00 wyjechaliśmy autokarem spod naszego hotelu. Jeszcze udało nam się uwiecznić na zdjęciu cmentarz, który był zaraz niedaleko naszego hotelu.

Obrazek

Obrazek

Znów mieliśmy miejsca obok siebie na samym przedzie, jednak wszyscy byliśmy po tej samej stronie, czyli najpierw my, potem Arki i Huberty. Jadąc po drodze zabraliśmy parę osób z kampingu. Ale im się trafiło - normalnie to by non stop jechali do Polski, a z nami to i Cannes zwiedzą i nocleg w hotelu będą mieli. Gdy już wszyscy się usadowili opuściliśmy Blanes i udaliśmy się w stronę Francji.
Jednak nasza jazda nie trwała zbyt długo, bo jak się okazało dwóch małolatów zostawiło swoje paszporty w domku na kampingu pod materacami i teraz jest kłopot. Tak więc musieliśmy się zatrzymać na najbliższym parkingu i nasza pilotka poprosiła rezydentkę co by poszukała tych paszportów i je nam dowiozła. Niestety trwało to trochę, więc już wiedzieliśmy że nie uda nam się zwiedzić Nicei, tylko Cannes i to też w szybkim tempie. A czekając na parkingu graliśmy sobie w karty, potem strzelaliśmy kapslem po stole, generalnie nudy i każdy był strasznie zły na tych chłopaczków.

Obrazek

Gdy już rezydentka przyjechała i przywiozła zgubę to każdy na wszelki wypadek sprawdził, czy wszystko ma i czy paszporty się gdzieś nie zapodziały. Po sprawdzeniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Ponieważ nic się ciekawego nie działo to udało nam się troszkę pospać.
Około godziny 17.00 byliśmy już w Cannes, dojechaliśmy wąskimi uliczkami na parking i przed 18.00 ruszyliśmy z pilotką na szybkie zwiedzanie tego miasta.

Obrazek

Nazwa miasta pochodzi od słowa canne czyli trzcina, która kiedyś rosła nad brzegiem morza. Najpierw Cannes było starą liguryjską osadą, później przystanią rzymską u podnóża skały Chevalier, znanej bardziej jako Souquet. Za założyciela kurortu Cannes uważany jest angielski Lord Brougham. Począwszy od roku 1834, przez 34 lata spędzał tutaj swoje zimowe wakacje. Za jego przykładem poszła arystokracja angielska i miasto liczące 4 tys. mieszkańców szybko się powiększyło, aby stać się jednym z królewskich miejsc Lazurowego Wybrzeża. Dzisiejsze Cannes to przede wszystkim miejsce luksusowej turystyki, hoteli-pałaców, gwiazd i gwiazdeczek, jachtów i wspaniałych butików najwybitniejszych kreatorów mody.
Najpierw skierowaliśmy się w stronę Wzgórza Zamkowego zwanego Le Suquet, mijając po drodze Stary Port i zacumowane w nim piękne łódki i jachty.

Obrazek

Wąskimi uliczkami szliśmy w górę miasta na wzgórze, gdzie już na samym szczycie przechodząc pod wieżą zegarowa Suquet z XI-XIV wieku ukazała się przed nami na zachód od Vieux Port piękna panorama Cannes. Było widać wąskie uliczki starego miasta, główną promenadę zacienioną piniami i palmami biegnącą wzdłuż słonecznej plaży zwaną la Croisette, liczącą prawie 2 km długości, no i oczywiście kasyno i Pałac Festiwalowy.


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po krótkiej sesji fotograficznej na wzgórzu udaliśmy się uliczkami w dół miasta, kierując się w stronę Pałacu Festiwalowego i alei gwiazd, która jest zaraz obok. Tam znów czas na zdjęcia i chwila wolnego, aby poszukać ilu polaków jest w alei gwiazd. Nam się udało jedynie Romana Polańskiego znaleźć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracając w stronę parkingu zakupiliśmy croissanty z czekoladą, bo powoli robiliśmy się głodni.

Obrazek

Po godzinie 19.00 wyjechaliśmy z Cannes kierując się główną aleją w stronę Nicei. Po drodze jeszcze minęliśmy dwa najbardziej znane i oblegane hotele w Cannes - hotel Majestic i hotel Carlton. Głównie tam zatrzymują się gwiazdy, jak przyjeżdżają na festiwal.
Droga do Nicei nie trwała długo, więc w okolicach 20.30 byliśmy już na miejscu. Wjechaliśmy do miasta i po krótkim czasie znaleźliśmy się na słynnym 7 - kilometrowym bulwarze Promenade des Anglaise (Promenada Anglików) wysadzanym palmami i drzewami laurowymi, przebiegającym wzdłuż wybrzeża. To przy nim zlokalizowane są najdroższe hotele, restauracje i lokale rozrywkowe. Niestety, przez poranną akcję "paszporty" zwiedzanie Nicei odpadło, a szkoda, bo podobno Stare Miasto zachwyca kamienicami we włoskim stylu, kościołami barokowymi i warto to zobaczyć.
Może następnym razem... Nasz autokar zatrzymał się po jakimś czasie w okolicy dworca kolejowego i cała nasza grupa udała się na kolację do jakieś małej knajpki. Była to typowa francuska kolacja - mięso, bagietka, wino i do tego deser. Dobrze, że ta bagietka była, to się człowiek trochę zapchał.
Po kolacji udało nam się znów znaleźć otwartą piekarnie i kolejne croissanty zostały zakupione. Potem nasza paczka udała się szybciutko w stronę autokaru, bo chcieliśmy spróbować wejść na dworzec. Ale niestety nas nie wpuścili. Tak więc szybka sesja fotograficzna na tle dworca i po jakimś czasie razem z pozostałymi uczestnikami opuszczaliśmy już Niceę, kierując się w stronę kolejnej miejscowości, gdzie mamy mieć nocleg. Tym razem będą to Włochy i miejscowość Loano.

Obrazek

Obrazek

Droga przebiegała bez żadnych komplikacji i w okolicach 23.30 byliśmy pod hotelem, gdzie dosyć sprawnie przebiegło kwaterowanie całej naszej grupy. Po zaniesieniu bagaży do pokoju razem z Arkiem udaliśmy się na spacer wieczorny po mieście, bo jakoś nie chciało nam się spać. W końcu w autokarze się wyspaliśmy w ciągu drogi. Najpierw skierowaliśmy się w stronę mola i morza. Nie przeszkadzało nam to, że jest dosyć ciemno i nic nie widać, szczególnie nad brzegiem. Ale chcieliśmy zamoczyć nogi i zobaczyć jakiej temperatury jest woda. Parę osób z naszej grupy poszło się nawet pokąpać, bo woda była ciepła. My natomiast poszliśmy w stronę wzgórza, na którym stał oświetlony kościółek. Przeszliśmy się jeszcze po uśpionym mieście i wróciliśmy do hotelu na spanie. W końcu rano pobudka i dalej w drogę do domu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Trasa w dniu dzisiejszym:
Obrazek
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 29.08.2008 13:38

Dzień 11 - 01.10 środa / Dzień 12 - 02.10 czwartek

Po przebudzeniu się i porannej toalecie udaliśmy się na śniadanie, potem zapakowanie bagaży do autokaru i wyjazd w stronę Polski. Udało mi się jeszcze uwiecznić Loano za dnia, bo w nocy to dużo nie było widać.

Obrazek

Obrazek

Trasa jaką jechaliśmy to znów pełno tuneli w górach, mostów, wiaduktów. W międzyczasie była drzemka, było oglądanie filmu i oczywiście podziwianie widoków za oknem. W okolicach 18.00 po dojechaniu na parking w Austrii był postój, żeby rozprostować kości, coś zjeść i nabrać siły na dalszą drogę. A do Polski było jeszcze jakieś 800 km. Akurat zachód słońca był za górkami...

Obrazek

Po tym półgodzinnym postoju ruszyliśmy w dalszą drogę. Już ciemno się zrobiło, więc prawie większość autokaru poszła spać. My również. W międzyczasie były krótkie postoje na toaletę, granica i paszporty i w sumie nad ranem byliśmy już w Polsce. Jeszcze tylko przejazd przez Katowice, gdzie parę osób wysiadało i drogą gierkowską jazda do Warszawy.

Obrazek

Obrazek

Na pl. Defilad byliśmy około 13.00, pożegnania i pamiątkowe zdjęcia z kierowcami i pilotką i koniec naszej podróży poślubnej do Hiszpanii...
Wyjazd udany, miłe wspomnienia, dużo zdjęć, długi film, i znajomości z wyjazdu trwają do dnia dzisiejszego.

Obrazek

Trasa powrotu:
Obrazek

KONIEC :wink:
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 29.08.2008 13:43

Uffff....
Udało mi się dokończyć przed pojawieniem się malucha :wink:

Teraz w kolejce czeka opis wyjazdu do Francji w 2004 roku, gdzie też sporo się zwiedziło.
Ale na to to trzeba będzie dłuuuugo poczekać, bo nic z tego wyjazdu nie opisane, dobrze że jest film, to będzie łatwiej sobie wszystko przypomnieć.

No i może w wolnej chwili foto-przypomnienie Italy 1992, bo opis to raczej odpada - nie to, że nie pamietam, ale to był wyjazd nastolatki, to szczegóły pozostaną tylko w mojej pamięci :oczko_usmiech:
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13042
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 29.08.2008 14:56

Madziu, dzięki za wspaniałe wspomnienia 8) . Skoro podróż poślubna skończona, to najwyższa pora na położenie Waszego maluszka w kołysce :D.
Życzę Wam, żeby w tym zbliżajacym się cudownm momencie poszło wszystko gładko "jak po maśle", a potem :idea: jak najmniej nieprzespanych nocek. To będzie z korzyścią też i dla nas :wink: , bo w czasie dnia nie będziesz musiała odsypiać i może znajdziesz chwilkę na francuską relację wtedy, gdy dzieciątko przyśnie :D.
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 29.08.2008 17:33

Dziękuję Danusiu za miłe słowa :wink: :wink:
witki
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1231
Dołączył(a): 27.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) witki » 30.09.2008 14:04

witki napisał(a):Uffff....
Udało mi się dokończyć przed pojawieniem się malucha :wink:


tak mi się dziś skojarzyło i przypomniało (bo to już miesiąc), że dokładnie jak skończyłam pisać o tej wyprawie to następnego dnia urodziłam nasze maleństwo...
ja to wiem, kiedy kończyć relacje, hehehehehe :wink:
Poprzednia strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone